[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć zakład nie należał do największych i w przeciwieństwie do nich nie mieścił się przy nabrzeżu, w swoimczasie nieźle prosperował i nadal był imponującym budynkiem.Ze względu na swoje położenie w martwym centrum Depresjiprawie wcale się nie przechylił w czasie późniejszego osiadania i wymagał jedynie drobnego podniesienia.Stary Crossopobserwował, jak inne firmy wokół niego podupadają, całkiem dosłownie, aż został jednym z ostatnich przedsiębiorców w tejokolicy, a potem ostatnim.Gdy w końcu statki handlowe przestały cumować w tej części Sierpa, stracił kontakt z dostawcami izostał zmuszony do sprzedania magazynu za cenę, która omal nie przyprawiła go o atak serca.Niewielka ilość towaru, któramu pozostała, przyniosła więcej pieniędzy niż sam budynek.Devon nabył cały zapas razem z domem.Lubił czasami wychylićszklaneczkę starego rhaku.Kupił magazyn piętnaście lat temu i już wtedy była to jedyna nadająca się do zamieszkania budowla w promieniu kilkuprzecznic.Na jego dom nie wychodziły żadne okna, stalowe drzwi o grubości pół cala zniechęcały intruzów, a solidne murytłumiły wszelkie odgłosy ze środka, nawet jeśli w całej okolicy nie miał kto ich usłyszeć.Trucicielowi bardzo odpowiadało tomiejsce.Tak więc, skoro wszystkie drogi prowadziły pod górę, pozostawało mu jedynie dokonanie wyboru.Gdyby zdecydował sięna doki, musiałby tak rzucić ciało, żeby nie trafić w sieci, albo podjąć się niebezpiecznej wspinaczki na wieżę do cumowania.Nie uśmiechała mu się żadna z tych perspektyw.Istniała również możliwość, że zauważy go ktoś z domów stłoczonych po100drugiej stronie Sierpa.I wtedy przyszło mu na myśl bliższe miejsce.Zanim dotarł na szczyt wzgórza, jego pierś płonęła.Opadł zdyszany na ziemię, przygnieciony brzemieniem, które terazwydawało mu się bardzo ciężkie.Te bóle ostatnio się nasiliły.W płucach rzęziło mu od kwaśnej wydzieliny.Gdy splunął,zauważył w ślinie krew.W Kuchniach Trucizn osuszali zbiorniki eteru, kominy buchały płomieniami, malując na srebrno cegły, żelazo i płaskiesmołowane dachy Depresji.Popiół docierał nawet tutaj.Większość ludzi uważałaby takie powietrze za trujące, ale Devon byłdo niego przyzwyczajony.Płonące gazy i oleje miały smak postępu, wydzielały ostry, nierozcieńczony zapach władzy.Nie władzy.Łańcuchów.Miał ochotę krzyknąć na całe miasto: „Widzicie, jak mnie okaleczyliście? Oto ofiara, którą złożyłem, żebyście wy bylibezpieczni.Czy was to obchodzi?!”.Uderzył pięścią w ciało dziewczyny.Jesteście tylko chodzącymi trupami.Wy wszyscy.Trupami, które zostaną wrzucone do otchłani.Ja jestem jedynymżywym człowiekiem w tym mieście i powoli ginę.To było morderstwo.Deepgate próbowało go zabić.Devon splunął ponownie i przyjrzał się krwawej ślinie.Morderstwo?On im pokaże morderstwo.Na końcu przecznicy, między odlewnią Blacklocka z pojedynczym, pijanym kominem a sklepionym przejściem, którełączyło fabrykę sukna Smithport z jej magazynem, przepaść spinał most towarowy.W dole były rozpięte sieci, ale dość głęboko.Devon zastanawiał się nawet, czy ich nie przeciąć, ale zejście wyglądało natrudne.Jestem na to zbyt zmęczony.Za dnia cień mostu ukryje worek, a zresztą i tak będzie niewielu przechodniów, którzy mogliby go dostrzec albo zwrócićuwagę na smród.Sieciarze już od dawna nie zapuszczali się do Depresji; nie mieli po co.Devon dźwignął worek i przechylił go przez zardzewiałą balustradę.Sieć zaskrzypiała pod ciężarem.Przez dłuższąchwilę Truciciel patrzył w ciemność.Nagle całkiem stracił apetyt.Pan Nettle wiedział, co jest w worku.Domyślił się od razu, kiedy zobaczył Devona opuszczającego magazyn Crossopa.Tydzień wcześniej niedaleko stąd wyciągnął z sieci identyczny pakunek.Tamtego dnia zwlekał długo, bardzo długo, zanim gootworzył.Ukryty w bramie odlewni czekał, aż Truciciel zniknie mu z oczu.Wtedy pobiegł na most, zaczepił linę o balustradę izsunął się na sieć.Wokół panowała ciemność i cisza.Pan Nettle zapalił lampę sztormową.Plecionkę z konopi pokrywała gruba warstwapopiołu.Worek leżał bezpośrednio pod mostem w najniższym punkcie sieci.Trzymając uchwyt lampy w zębach, pan Nettlewyjął tasak i przeciął materiał.Młodsza od Abigail, wyglądała na piętnaście, może szesnaście lat.Włosy miała ciemniejsze, wargi pełniejsze, ale z tąbladą skórą i równie pustymi oczami mogłaby być jego córką.Pan Nettle ujął jej dłoń, objął ramieniem jej głowę i plecy.Byłalekka jak piórko.Trzymał ją tak przez dłuższą chwilę, podobnie jak Abigail, kołysząc w przód i w tył.Zastanawiał się, czy ktoś jej szuka.Może ojciec dziewczyny przemierza teraz ulice, wołając jej imię? Czy Truciciel je znał? Czy go to w ogóle obchodziło?Rany na dłoniach, przedramionach i barkach pulsowały, jakby nadal rozrywało je szkło z labiryntu Scatterclawa.Pan Nettle mocno chwycił sieć i przeciął tasakiem konopne liny wokół ciała.Dziewczyna zsunęła się w ciemność.Gdy wrócił na powierzchnię, popędził do składu Crossopa, nie przejmując się, że zdradza go tupot butów.Dotarł do rogumagazynu w samą porę, żeby zobaczyć, jak Truciciel znika w środku.Metalowe drzwi zatrzasnęły się z hukiem.Kolejnozgrzytnęły trzy zamki.Pan Nettle wyszedł z cienia i przyjrzał się budynkowi.W otwartym oknie na najwyższym piętrze paliło się światło.Biegnąca obok niego rynna wyglądała na starą, ale nie byłoinnej drogi.„Tato”.Głos Abigail dobiegł z odległej, cichej części jego umysłu, ale przebił się przez gniew.„Nie teraz, dziecko”.101„Tato, nie rób tego”.„Zostaw mnie w spokoju”.„To morderstwo”.„To sprawiedliwość”.„Morderstwo!”.Jej okrzyk przeszył mu serce.Pan Nettle stał przez chwilę bez ruchu, zbity z tropu, niepewny.Morderstwo? Jak mógłbyzabić żywego, oddychającego człowieka?Ale czy to byłoby morderstwo?Poczuł, że krew dudni mu w uszach.A gdyby człowiek, którego zabiłeś, nie miał duszy? Czy to byłby grzech? A jeśli tak?„A jeśli tak?”.Pan Nettle objął rynnę, a kiedy utrzymała jego ciężar, zaczął się wspinać, nie zważając na ból w poranionych dłoniach ibarkach.Wysuszone cegły kruszyły się pod jego butami i spadały na ulicę razem z płatkami rdzy.Gdyby dotarł do mieszkaniaprzed Devonem, miałby ułatwione zadanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]