[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Zabij go! – rzucił Carrick przez zęby.–Nie chcę tego – odezwał się demon.Archont zrobił zamach, ale Kwiat z łatwością odskoczył do tyłu i zatoczył nad głową wielkim kamiennym młotem.–Przestań! – zawołała Harper.– To rozkaz.Carrick przyciągnął ją do siebie i zamknął jej usta dłonią.–Zabij go! – wrzasnął.Hasp ryknął z bólu.Zmienił miecz w ciężką kościaną maczugę i opuścił ją, celując w czaszkę przeciwnika.Demon sparował cios drzewcem młota.Twarda kość uderzyła w kamień z głośnym hukiem, który zabrzmiał jak detonacja.Połowa szyb w wagonie roztrzaskała się na kawałki.Jasne odłamki szkła posypały się w ciemność za oknami.Do środka wpadł z rykiem wiatr.Demon zakręcił młotem, uderzył w maczugę anioła, pchnął ją w dół i przyszpilił do podłogi.–Nie chcę tego – powtórzył.–O, bogowie! – wykrztusił Hasp.– Ja… nie…Wolną ręką zdzielił stwora w twarz.Kwiat zatoczył się do tyłu, wpadł na krzesła i stolik herbaciany, rozbijając je w drzazgi.Z wazonu zostały same skorupy.–Uważaj na meble! – ryknął Carrick.Na twarzy miał obłąkańczy uśmiech, w jego oczach jarzyła się chciwość.– Nie niszcz niczego więcej, archoncie, bo każę ci za to zapłacić.Będziesz cierpiał tak bardzo, że ta chwila wyda ci się miłym snem.Harper próbowała uwolnić się z jego uścisku, ale Carrick był dla niej zbyt silny.Hasp zacisnął powieki i gwałtownie wciągnął powietrze.Odnosił wrażenie, że jego krew żarzy się wewnątrz jego szklanej zbroi jak stopione żelazo.Potem znowu ruszył do ataku pośród wirujących wokół niego płatków róż.Tymczasem Kwiat już wstał z podłogi.Pęcherze na jego twarzy pękły i teraz na brodę spływała mu przezroczysta ciecz, ale poza tym nie wyglądał na rannego.Przykucnął i zakręcił nad sobą młotem, wbijając wzrok w zbliżającego się przeciwnika.Harper próbowała złapać Haspa, kiedy ją mijał, ale nie dała rady zacisnąć palców na gładkim naramienniku.Zbroja była rozżarzona.W końcu metafizyczce udało się wyrwać.–Hasp, rozkazuję…Carrick uciszył ją ciosem w żołądek i znowu przyciągnął do siebie.Harper poczuła, że traci dech.Chciała sięgnąć do butli przy pasie, ale ręce miała przyciśnięte do boków.Anioł szedł dalej.Zamachnął się na przeciwnika, demon znowu odskoczył, zaskakująco szybko jak na swoją masę.Zaatakował archonta młotem, ale Hasp odparował cios, zmieniając maczugę w tarczę.Kolejny huk wstrząsnął wagonem obserwacyjnym.Na obecnych posypał się deszcz szkła.Świst powietrza wpadającego przez wybite okna stał się ogłuszający.–Nie chcę tego – powiedział Kwiat.–Uważaj na szyby! – wrzasnął Carrick do Haspa.– Rozkazuję ci nie rozbijać więcej tych cholernych okien!Anioł jękny i zatoczył się do tyłu, drapiąc pazurami własny kark.Z metalowo-kościanego mechanizmu wydobyły się smugi dymu.Pasożyt zawył jak dzika bestia.Hasp zamknął oczy.–Ty… – wymamrotał.– Ja… nie…–Wykończ go wreszcie! – ryknął Carrick.Archont nadal się zataczał, kiedy Kwiat ruszył do przodu i wymierzył cios w jego pierś.Bóg w ostatniej chwili uniósł tarczę.Młot trafił w nią ze straszliwym hukiem.Hasp się zachwiał, ale nie upadł.Carrick odepchnął Harper na bok i warknął do Haspa:–Zostaw tę cholerną broń i zabij go gołymi rękami!Anioł rzucił tarczę, skoczył na demona, chwycił oburącz jego głowę i przyciągnął do swojej piersi.Kwiat próbował uderzyć go młotem, ale nie miał miejsca na zamach.Hasp pochylił się nad nim i ścisnął jego czaszkę w dłoniach jak w imadle.Demon wycharczał:–Ja… nie… chcę…–Tak! – krzyknął Carrick.– Właśnie tak.Zgnieć ten czerep.–Ja… nie…–Mocniej!–Nie, Jan, proszę! Na litość boską, nie zmuszaj go do tego.Każ mu przestać.–Nie chcę…–Mocniej!–Hasp!–Ja…***Gdy już było po wszystkim, Carrick rozkazał aniołowi sprzątnąć bałagan.Hasp posłuchał go bez słowa, ale jego oczy jeszcze przez długi czas pozostawały czarne.Mina Greene się nudziła.Przyciskając nos do szklanej ściany, wypatrywała duchów w krwawej pustce na zewnątrz, ale szybko się tym znużyła.Potem zebrała szkice Haspa i wzięła się do ich upiększania.Dorysowywała ludzi w oknach, kwiaty i flagi na balustradach, aż pękł ostatni grafit w ołówku.W końcu zmięła wszystkie kartki i zaczęła rzucać papierowymi kulami we współtowarzyszy.Wszyscy jeńcy mieli szerokie ramiona mieszkańców północy, włosy koloru pszenicy i niebieskie oczy.Niegdyś silni i dumni żołnierze Coreollis, teraz siedzieli bez ruchu i prawie nie reagowali na jej zaczepki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]