[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Barbarzyńca wrócił na statek.Najlżejszy z piratów, Diccolo, został uniesiony przez piratów na końcu jednego z wioseł.Nie zobaczył jednak żadnych wzgórz ani lasów, tylko wciąż to samo nie kończące się pole trzcin.Teraz Conan żałował, że nie mają masztu, z jego szczytu mógłby sprawdzić, czy gdzieś w tym zielsku nie widać turańskich okrętów.W świetle zamglonego słońca woda, po której płynęli, wydawała się całkowicie czarna, ale gdy jeden z piratów zanurzył w niej dłoń, okazało się, że jest ciemnoczerwona jak wino lub krew.Kolor był tak mocny, że nie było widać dna, nawet gdy głębokość wynosiła pół piędzi.Pirat na dziobie ponownie spróbował wody, zwilżył usta i połknął kilka kropel.Stwierdził, że pozostawiała w ustach okropny niesmak.Gęsta ciecz nie zawierała żadnych żywych istot.Cymmerianin nie słyszał nawet rechotu żab, choć kiedy był na brzegu, zdawało mu się, że widział jakieś komary lub węże.Niesamowita martwota tego nieznanego lądu była przytłaczająca.Cisza wyostrzyła jednak barbarzyńskie zmysły Conana, który wyczuł w powietrzu coś niezwykłego.Na łodzi nie słychać było zwykłych przekleństw i narzekań.— Kapitanie, spójrz tam! Drzewo!Conan wyciągnął bosak z wody i uniósł wzrok.Po raz pierwszy odkąd wpłynęli w te trzęsawiska, dostrzegł jakiś punkt orientacyjny.— Tak — potwierdził.— To drzewo!Przejęcie w głosie pirata, który dostrzegł je pierwszy, byłoby w innych warunkach śmieszne, ale tutaj to drzewo było pierwszą żywą rośliną, którą dostrzegli, z wyjątkiem pieniącego się wszędzie zielska.Miało gruby, nieregularny pień i z daleka przypominało wierzbę.Niektóre z jego pochylonych gałęzi dotykających powierzchni wody wydawały się lekkie i giętkie, ale dolne konary wyglądały na twarde i mocne.Na pewno było to najlepsze miejsce do zacumowania, jakie mogli sobie tutaj wymarzyć.Mieli tylko jeden kłopot.Od drzewa dzieliła ich spora przestrzeń porośnięta trzciną.— Jak tam dopłynąć? — spytał nerwowo pirat stojący obok Conana.— Może powinniśmy spróbować innym kanałem?— Nie — podjął decyzję Cymmerianin.— Wyrąbiemy sobie drogę.Na polecenie kapitana szalupa wbiła się w zarośla próbując przebić się do drzewa.Zielsko stawiło duży opór.— Naprzód, pchać mocniej, jeszcze kawałek, widzę prześwit, tam jest jakiś kanał! Jak dobijemy do drzewa, to poślemy kogoś na górę, żeby obejrzał… — Conan wypuścił z rąk bosak, uskakując przed walącym się na niego bezwładnym ciałem.Był to pirat, który niedawno próbował wody z rzeki.Przez chwilę łowił powietrze szeroko otwartymi ustami, ale jego ciało zesztywniało prawie natychmiast.Zgon był tak nieoczekiwany, że padając o mało nie strącił za burtę swego kapitana.— Na Croma i wszystkie demony! — krzyknął zaskoczony barbarzyńca.Chwycił odruchowo bosak, który sterczał za burtą, zaplątany w gęstą roślinność.Szarpnął mocno, trzęsąc najbliższymi trzcinami i wtedy na głowy piratów, którzy przestali na moment wiosłować, posypały się jakieś białe przedmioty.Strączki albo kokony… pomyślał w pierwszej chwili barbarzyńca.Ale te kokony się poruszały.Wkrótce też wrzaski piratów przekonały go, że był w błędzie.Zaatakowały ich jakieś nieznane owady.O tym, że były niebezpieczne, barbarzyńca przekonał się prawie natychmiast, gdy jeden z nich spadł na ramię stojącego obok pirata i natychmiast zaczął się wwiercać w jego ciało.Mężczyzna chwycił robaka oburącz i pociągnął z całej siły.Wyrwał go wraz z kawałkiem ciała, a struga czerwonej krwi chlusnęła na jego pierś.Rana była niesamowicie wielka.Inni piraci, krzycząc z bólu, również wyrywali robaki ze swoich ciał.Przypominały one gąsienice, miały twarde, składające się z segmentów ciała, z kilkoma parami nóg i ostrymi, tnącymi skórę i mięśnie żuchwami.Nikt nie był pewien, czy były jadowite, ale i tak czyniły duże szkody.A spadało ich coraz więcej.— Pchać naprzód, na wszystkie demony! — przekrzykiwał zamieszanie Conan.Barbarzyńca pierwszy zrozumiał, że jeśli chcą stąd ujść z życiem, to muszą wypłynąć spod tych przeklętych trzcin.Toteż naparł na bosak całą siłą swych potężnych mięśni, ignorując wcinającą się w jego skórę gąsienicę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]