[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Conan! – krzyknê³a Amazonka.– Conan! Wstañ, wojowniku!Conan przewróci³ siê na plecy, z jego gard³a dobiega³o bulgota-nie, jakby dusi³a go agonia.– Conan!Bez rezultatu.– 167 –– To koniec – wyszepta³ Orlandar.W tym momencie runê³y drzwi i do knajpy wdar³a siê watahapotworów, uzbrojonych w br¹zowe siekiery i drewniane tarcze.Usta-wili siê pod œcianami karczmy, otaczaj¹c ludzi i wojowniczo wysu-nêli przed siebie broñ.A w œlad za nimi do „Br¹zowego He³mu”wtoczy³ siê wysoki, niewiarygodnie chudy cz³owiek, którego g³owêzdobi³ przekrzywiony He³m.– O, ch³opaki! – powiedzia³ pl¹cz¹cym siê jêzykiem, wpatruj¹csiê zmêtnia³ym wzrokiem w Minoliê i Amazonkê, z ca³ych si³ pró-buj¹c skupiæ wzrok, ale Ÿrenice z³oœliwie siê rozje¿d¿a³y ku skro-niom, albo zje¿d¿a³y do nosa.Omal nie upad³.Ale siê utrzyma³.–Nalewaj¹ tu porz¹ p p porz¹d nym obywatelom, czy nie?Wtedy Conan, ci¹gle jeszcze siedz¹c na pod³odze, zacz¹³ siêob³¹kañczo œmiaæ.– Co to wszystko znaczy? – widz¹c, ¿e nikt nie ma zamiarur¹baæ ich na kawa³ki, zapyta³ szeptem zbity z tropu Orlandar.– To znaczy – zajêcza³ Cymmerianin, nie bêd¹c w stanie opa-nowaæ chichotu.– Och To znaczy – FagnirW tym momencie oficjalista kupca Machara i posiadacz magicz-nego He³mu z ha³asem upad³ na brudn¹ pod³ogê.– I temu cz³owiekowi powierzy³eœ He³m! – zachichota³a Ama-zonka, gdy Conan skoñczy³ wyjaœniaæ, kim jest Fagnir i zapropono-wa³ plan dzia³ania.Cymmerianin wzruszy³ ramionami.– Przecie¿ nie wiedzia³em, ¿e he³m to He³m A tak w ogóle,mog³aœ mnie uprzedziæ.– A tak w ogóle, akurat siê wtedy k¹pa³am.Minolia z przera¿eniem zerka³a na Staro¿ytnych Wojowników.– Dlaczego dlaczego oni nas nie atakuj¹? – wyszepta³a.–Dlaczego wy ich nie zabijacie?Nikt nie zwróci³ na ni¹ uwagi.Aj-Berek popatrzy³ w zadumie na spokojnie chrapi¹cego pod³aw¹ oficjalistê Machara.– Myœlisz, ¿e to pomo¿e? – zapyta³ pow¹tpiewaj¹co.– Pojêcia nie mam – odpowiedzia³ szczerze Conan.– Ale jakwidzisz, na razie potwory nas nie ruszaj¹.A w drodze byæ mo¿e ura-tuj¹ nas przed tym gównem, które z¿era ca³e miasto.Rzeczywiœcie, szeœciu potworów z siekierami, jak ustawi³o siêpod œcianami knajpy, tak od tamtej pory nie drgnê³o, niczym honoro-wa warta przy ³o¿u zmar³ego monarchy.Ich szklany wzrok by³ têpy– 168 –i zastyg³y, jak u lalek.„Zmar³y monarcha” w tym czasie spokojniespa³, roztaczaj¹c aromaty najró¿niejszych win.– Ten, kto posiada He³m, ma w³adzê nad Staro¿ytnymi – po-wiedzia³ szeptem Orlandar.– Co za moc i w takich rêkach– Taak – zgodzi³ siê Conan.– He³m, za którym uganiaj¹ siêwszystkie Czarne Moce, jest na przesi¹kniêtej spirytusem g³owie pi-jaka.By³oby to bardzo œmieszne w innej sytuacji.Ale jak ten bie-dak Fagnir siê tu znalaz³?– Po prostu szuka³ najbli¿szej knajpy, gdzie mo¿na spokojniewypiæ – odpowiedzia³a Amazonka i smutno siê uœmiechnê³a.– Cimê¿czyŸni! Œwiat siê wali, a on szlaja siê po gin¹cym mieœcie w po-szukiwaniu otwartej knajpy i nawet nie podejrzewa, ¿e ma na g³owieklucz do ratunku– Nie szuka³ tak po prostu karczmy – sprzeciwi³ siê Aj-Berek.–Prowadzi³a go rêka Opatrznoœci.Nie przypadkiem my wszyscy –Conan, zdolny zabiæ martwego dwa razy, ja, zdolny pomóc mu namiarê swoich s³abych si³, ty, Orlandarze, wiedz¹cy wszystko o He³-mie i sam He³m znaleŸliœmy siê w tej karczmie – równie¿ nie przy-padkiem nazwanej „Br¹zowy He³m”.Bogowie daj¹ nam do zrozu-mienia, ¿e jeszcze nie wszystko stracone, ¿e mamy jeszcze szansêuratowaæ œwiat I naszym obowi¹zkiem jest j¹ wykorzystaæ.– W takim razie zróbmy to i przestañmy przelewaæ z pustegow pró¿ne – rzuci³a rozdra¿niona Amazonka.– Orlandarze, w³ó¿ He³m – poleci³ Aj-Berek.– Jesteœ tu jedy-ny, który wie, jak z niego korzystaæ.– Ja? Ja nie wiem, jak – uniós³ brwi Mistrz.– Wiem tylko, ¿ew³aœnie z jego pomoc¹ mo¿na w³adaæ Staro¿ytnymi– No to w³adaj.Rozka¿ im ochraniaæ nas w drodze do murówmiejskich – popar³ czarownika Cymmerianin.Orlandar wahaj¹c siê, popatrzy³ w milczeniu na czekaj¹cych to-warzyszy, na stoj¹cych pod œcianami Staro¿ytnych, potem zdj¹³ He³mz chrapi¹cego Fagnira i za³o¿y³ sobie na g³owê.Zachwia³ siê.Jêk-n¹³.Jego spojrzenie by³o utkwione w Nieskoñczonoœæ.– Widzê – wyszepta³y jego usta.– Widzê oczami Staro¿yt-nych Zosta³o ju¿ tylko nas szeœciu, pozostali zginêli w czarnejgalarecie Nie ma nikogo, nawet obmierz³ych cz³owieczkówCiemno Zimno Strasznie Niezrozumiale Œwiat sta³ siê zu-pe³nie inny, gdy byliœmy na Szarych Równinach Czerñ pe³znie,jest wszêdzie Boimy siê– Mo¿esz im rozkazywaæ? – zapyta³ Aj-Berek.– 169 –– Zaraz, zaraz – Orlandar skoncentrowa³ siê i nagle Staro-¿ytni o¿yli – podnieœli siekiery, zgodnie obrócili siê w lewo.– Uda³o siê! – zaklaska³a Minolia [ Pobierz całość w formacie PDF ]