[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zza ściany oddzielającej pokoje gościnne od komnat gospodarza dał się słyszeć jęk, który natychmiast ucichł.Po nogach obłąkańczo przerażonego, zamarłego na środku pokoju, Machara pociekły ciepłe strumyczki.Ale kupiec nie czuł wstydu, właściwie nie zauważył nawet takiego drobiazgu.Kobiecy pisk przebił się z żeńskiej połowy domu, zawibrował i natychmiast umilkł.Dziwne, ale to właśnie wyrwało kupca z oszołomienia.Machar poczłapał w stronę drzwi i wyjrzał na korytarz.Akurat w tym samym momencie, gdy z sąsiednich drzwi wyleciał, grzmotnął o ścianę i osunął się na podłogę jeden ze strażników Magriba.Z jego rozprutego brzucha ciekła krew i wypadły wnętrzności.Uczeni medycy być może zdołaliby wyjaśnić, jakim cudem przerażonemu na śmierć, wstrząśniętemu kupcowi udało się nie stracić przytomności na widok czegoś tak potwornego; jak zdołał od razu przejść do ratowania własnego i dlatego tak bardzo lubianego i cenionego przezeń życia: Machar przyskoczył do szerokiego łóżka, pod które chciał się schować przed szalejącym po domu wściekłym gladiatorem.Już odrzucił sięgające do podłogi prześcieradło, gdy przyszło mu do głowy, że zabójca widząc zmiętąpościel, odgadnie, że w tym pomieszczeniu znajduje się ten, kto w niej spał.Zacznie szukać i znajdzie.„Pozostaje okno i drzwi do kuchni" - mózg kupca pracował nie-wytłumaczalnie jasno.Nie odważył się wyskakiwać przez okno w straszną ciemność nocy i dlatego rzucił się do niedużych drzwi prowadzących prosto do kuchni.Nie wiadomo, w jakim celu zbudowane przez Magriba połączenie pokoi gościnnych z kuchnią bardzo przydało się kuzynowi jubilera.Cały i zdrowy dotarł ciemnym wąskim korytarzem do dwóch przestronnych pomieszczeń, w których gospodarzowi domu szykowano wykwintne potrawy.Gdzieniegdzie słabo migotały zapalane na noc kaganki i ich blask pozwolił Macharowi przemieszczać się, nie wpadając na stoły, stołki, ściany, kotły i worki.Kupiec szukał kryjówki.Spieszył się, bo przerażające dźwięki nie ustawały i szarpały nerwy.Handlarz tkaninami nie zwrócił jednak uwagi na to, że dobiegały one jednocześnie z dwóch lub trzech końców domu.-132-Wreszcie Machar wyszukał odpowiednią kryjówkę - niepozorną spiżarkę, w której trzymano jakieś kasze w workach.Wdrapał się na worki, zamknął za sobą drzwi i zamienił się w słuch.„O nie, tutaj ten szalony niewolnik mnie nie znajdzie" - uspokajał sam siebie.Nawet mu się to udawało.Gdyby przerażony handlarz dalej wpatrywał się w oświetlony kagankami korytarz, zobaczyłby, kto wyszedł w ślad za wyrzuconym z komnaty Magriba strażnikiem z rozprutym brzuchem.Gdyby jeszcze chwilę zamarudził, gdyby nie opuścił swojego pokoju w takim pośpiechu, zobaczyłby, kto wszedł do pokoju, w którym dopiero co spał.Handlarz nie mógł mieć pojęcia, kto przeniknął do tak doskonale strzeżonego i tak, wydawałoby się, bezpiecznego domu jego kuzyna, kto z zimną krwią odrąbał głowę czołgającemu się po dywanie Magribowi, któremu z przerażenia sparaliżowało nogi, kto bez specjalnego wysiłku poradził sobie z tymi, których jubiler nazywał: „moi obwiesie"; kto, wyważając drzwi i przechodząc przez okna, przeszedł przez komnaty Magriba, zostawiając za sobą krwawy ślad; kto na kobiecej połowie bez wahania i bez litości wyrżnął, niczym gospodyni kury, wszystkie żony, nałożnice, mamki i dzieci.Machar poczuł wewnątrz lodowaty chłód, gdy uświadomił sobie, że to, co przed chwilą usłyszał, to nic innego tylko skrzyp otwieranych drzwi do kuchni.A to? O bogowie, o Isztar! - ciężkie kroki, człapiące, skrobiące.„Nie! - zaklinał nie wiadomo kogo skulony w kłębek kupiec.-Żeby tylko przeszedł.Żeby tylko nie mnie.".Kroki zbliżały się.I nagle ucichły.Płynęły sekundy i nie słychać było najmniejszego dźwięku.Machar już miał odetchnąć z ulgą.gdy nagle drzwiczki od spiżarki otworzyły się na oścież.Handlarz tkaninami o imieniu Machar umarł, zanim jego ciało wywleczono z komórki i ogromny brązowy półksiężyc siekiery oddzielił głowę kupca od tułowia.Machar umarł na serce, gdy zobaczył, kto przed nim stoi, oświetlony płomykami przewróconych kaganków, które zaczynały już chciwie lizać ściany.Kalian cicho bulgotał, słodkawy dym biegł po fajce, wypełniał płuca, wylatywał na zewnątrz przez nozdrza i usta, wzlatywał pod sufit.Realność odpływała.Haszyd, władca khoraj skiego miasta Vagaran, kilka miesięcy temu zasmakował w paleniu mieszanki z suszonych płatków czarnego lotosu-133-i innych, równie rzadkich i drogich ziół.Przenosiły go na Ziemie Nieznane, gdzie wprawdzie nie był satrapą, ale niemniej jednak przebywając tam, odczuwał niewypowiedzianą rozkosz, która, w odróżnieniu od całej reszty, jeszcze nie zdążyła mu się znudzić.Za powtórzenie dziwnych snów trzeba było płacić ogromne pieniądze, gdyż zioła, dostarczane mu przez Aj-Bereka, były tak drogie, że wątpliwe, aby kogokolwiek w Vagaranie, poza samym satrapą, stać było na podobne przyjemności.Dzisiejszy dzień przyniósł Haszydowi zbyt wiele kłopotów i zdenerwowania.Potrzebował uspokojenia.Niczym nie zakłóconego zapomnienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]