[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lokal wyborczy zamknąć można dopiero, kiedy wszyscy uprawnieni i w dniu głosowania obecni na terenie gminy oddadzą głos.To już ci, co ich suszy, sami pilnują, żeby wszyscy przyszli za obywatelskim obowiązkiem jeszcze przed mszą.- Aha.A że zawsze na ciebie, sołtys - nie pamiętam dokładnie, w którym momencie przestałem się wygłupiać z wyszukanym sposobem wysławiania i przeszedłem z miejscowymi na „ty” - to już z braku innych kandydatów?- A, to już, widzisz, redaktor, zasługa Wędrowycza.Takiego napędził.A, zresztą to sekretno.Nie nalegałem na szybkie wyjawienie tajemnicy, bo obecnych zaprzątnęła akurat dyskusja nad problemem zasadniczej natury.W szklanej butli wyschło już dno i należało ustalić, jaki kolejny trunek wybrać dla podtrzymania miłego nastroju.Obowiązujące w wykwintnym wojsławickim towarzystwie zasady zgodności i następstwa wykluczały najwyraźniej repertuar oficjalny, wszystko bowiem, co dostępne było w bufecie, zgodnie uznane zostało za niegodne takiej okazji.Z pewnym trudem zgodzono się na propozycję ajenta, aby zastąpić piwo owocową bormotuchą, zwaną tu pieszczotliwie „prytą”.Ale, oczywiście, tylko w charakterze „papojki”.- Daj, Jakub, tego rządowego - zawyrokowało w końcu towarzystwo.Staruch odmówił zdecydowanie, ale, charakterystyczna rzecz: wydawało się, że w każdej innej sprawie zebrani uszanowaliby stanowczość swego nestora, w tej jednak nie.- Dajcie spokój, rządowego? Nie mogę!- Nu, nie zawalaj.Redaktor niech popróbuje, z daleka jechał.- A właśnie nie mam nic, wszystko wzięli - bronił się Wędrowycz.Zresztą tajemnica!- Jaka tam tajemnica, jak on już i tak uznał.I nie gadaj, bo sam mówiłeś, że sobie trochę zostawiłeś, taki to dobry gon wyszedł.- Ale to koncentrat! A on nieprzygotowany, zaszkodzi mu!- Co tam zaszkodzi, duży chłop!Staruch pomarudził jeszcze, potem zniknął gdzieś na chwilę i za jakiś czas wrócił z zatkaną papierowym zwitkiem litrówką.Na oko wykorzystywano ją do alkoholowego recyklingu już tyle razy, że aktywiści partii zielonych mogliby się do niej modlić.Nalano mi szczodrze.Pomyślałem, że coś, co w gronie takich tęgoryjców uchodzi za koncentrat, pozbawi mnie życia w minutę osiem.Ale płyn nie miał wcale jakiejś szczególnej mocy.Samogon jak samogon.Tyle że białawy i z dziwnym posmakiem.Nie trwało to długo.Kątem oka zauważyłem, że ośrodek zainteresowania towarzystwa jakby przemieszcza się ku sołtysowi, którego wszyscy zaczęli poklepywać, gładzić i okazywać mu życzliwość na inne sposoby.I wtedy zaczęło mnie brać.W telewizorze na bufecie ktoś przełączył muzyczną satelitarkę na polską jedynkę.Dostrzegłem na ekranie sejmową mównicę, a nad nią twarz premiera.Tknięty nieodpartym impulsem rzuciłem się zrobić głośniej.To było oburzające, że gadali tak głośno, nie słuchając tego, co mówi nasz przywódca.Zwróciłem im na to w ostrych słowach uwagę, ale zareagowali tylko chóralnym rechotem.A ja nie mogłem uczyć ich w tym momencie dobrych manier.Nie pozwalało mi na to wzruszenie, z jakim chłonąłem słowa mego ukochanego polityka.W zapamiętaniu kiwałem głową, gdy wyliczał swoje sukcesy.Przytakiwałem mu ze szlochem.A potem rzuciłem się obejmować telewizor i całując poczerniałe od kurzu szkło, łkałem z oddania, na przemian wznosząc prorządowe okrzyki i wyznając swe winy wobec tej najlepszej możliwej władzy, które nagle uświadomiłem sobie z bolesną jaskrawością.- Ależ go wzięło - stwierdził ktoś z podziwem.- Niezwyczajny, mówiłem.A to koncentrat.Szklanka na dziesięć litry wystarczy.Uczucie wstydu nie jest mi obce, więc na swoje dalsze zachowanie spuszczę tu zasłonę milczenia.* * *Nie wiedzieć jak ani skąd, rano, a żeby być ścisłym, następnego popołudnia, ocknąłem się w chałupie Wędrowycza, równie cuchnącej i plugawej jak on sam.Długo trwało, zanim opanowałem ból głowy i mdłości na tyle, aby wstać.Zaofiarowanego przez gospodarza klina wciągnąłem tylko w nadziei, że umrę po nim szybko i przestanę się męczyć.Ale byłem w rękach fachowca.Z wolna doszedłem do stanu pozwalającego skupić myśli oraz uświadomić sobie sytuację.Sytuacja była tragiczna.Facet w ramach przyjacielskiej przysługi dla sołtysa napędził magicznego bimbru, skutkującego nieopanowaną miłością do władzy.I, niestety, wiadomość o tym strategicznym odkryciu wydostała się poza Wojsławice.Jasne, że za taki prezent grupa trzymająca władzę gotowa była umorzyć staruchowi każdy proces.Gdyby tego zażądał, daliby mu willę z ogrodem jak ruski poligon albo diamentową aparaturę do destylacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]