[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak powiedziałem, chciałbym z tobą porozmawiać.Nie miałabyś przypadkiem ochoty na szklaneczkę ponczu? To powinno cię ożywić.Skinęła głową i podała mu dłoń.Przeszli przez dużą salę balową do jadalni, w której stały długie stoły, jeden przy drugim, a na nich mnóstwo jedzenia - wszystko, czego dusza zapragnie, od ciastek ostrygowych po torty i szarlotki.- Jesteś głodna?Sabrina pokręciła głową.Phillip wręczył jej pełną szklaneczkę, a sam przyjął z rąk lokaja kieliszek szampana.- Za Londyn i twój niewątpliwy sukces.Wypiła poncz; był bardzo słodki.Odstawiła szklaneczkę.- Wypijmy za świat, którego nie trzeba zmieniać.Mój sukces nie jest niewątpliwy, mój sukces jest faktem.- Nie, Sabrino.Chodzi tylko o to, że świat się jeszcze nie dowiedział.- Zamierzasz to może rozgłosić?- To nie będzie konieczne.W tej chwili twój świat to szklany klosz.Wystarczy, żeby ktoś rzucił kamieniem, zaledwie jeden zawistny głos, a wszystko się roztrzaska z brzękiem.- Ależ to bez sensu.Nic nikomu nie zrobiłam.Ja ledwie otwieram usta, to moja ciotka jest od mówienia.Ja się uśmiecham, kiwam głową i robię, co mi każą.Nie, Phillipie, nie ma powodu, by ktokolwiek miał się zachować w tak złośliwy sposób, jak to przedstawiasz.Pokręcił tylko głową.- Jesteś taka naiwna.Wierz mi, Sabrino, kiedyś to nastąpi.To jedynie kwestia czasu.Dostałaś mój list?- Tak, dziś rano.- Uśmiechnęła się do niego szczerze.- Dziękuję ci, Phillipie.Nie wiem, czy kiedykolwiek będę potrafiła się odwdzięczyć.- Mam nadzieję, że przestałaś się martwić.- W dużej mierze tak.- Kłamiesz, ale to bez znaczenia.Jak pisałem w liście, stan dziadka stopniowo wraca do normy.To silny, stary orzeł.Twój pazerny kuzyn, Trevor, będzie musiał kilka razy się zastanowić, zanim wykona następny ruch.Nie napisałem o tym na wypadek, gdyby twoja ciotka miała przeczytać list, ale hrabiemu nie grozi żadne niebezpieczeństwo ze strony Trevora, obiecuję.Zmarszczyła czoło, jej wzrok spoczął na fularze, nieskazitelnie zawiązanym pod szyją Phillipa.- Co zrobiłeś?- Pojechałem do Monmouth Abbey.Znalazłem szuję i wygarnąłem mu wszystko.Nie miałem dla niego litości.ROZDZIAŁ 23Co zrobiłeś? Coś ty powiedział, Phillipie? Widziałeś się z nim? Postrzeliłeś go? Proszę cię, powiedz, że to tylko draśnięcie, nic groźnego, co mogłoby go zabić.Phillip roześmiał się.- Myślę, że za jakieś sześć miesięcy będę mógł wrócić do Monmouth Abbey i naprawdę złoić mu skórę.- Nie dodał, że Richard Clarendon najprawdopodobniej chętnie będzie mu towarzyszył albo nawet dotrze tam wcześniej.Gdy o tym pomyślał, miał ochotę zatrzeć dłonie.- A teraz posłuchaj mnie, Sabrino.Tak, pojechałem do Monmouth Abbey i przyparłem do muru zarówno Trevora, jak i twoją siostrzyczkę.Wiesz, są siebie warci.Sabrina patrzyła na niego bezradnie.- Ale dlaczego?- Obojgu brakuje kręgosłupa moralnego.- Phillipie, dlaczego tam pojechałeś?- Byłem ci to winien.- Nie, niczego nie byłeś mi winien.I nadal nic nie jesteś mi winien.Już ci mówiłam.Phillipie, uratowałeś mi życie.To z pewnością wystarczy.- Dobrze.Nie pojechałem tam, żeby zobaczyć małego fircyka, który tak czule przemawiał do Richarda Clarendona, ale żeby spojrzeć w twarz łajdakowi, który próbował zgwałcić własną szwagierkę, zamiast się nią opiekować.- Trevor jest bardzo przystojny.Powiedziałeś mu, żeby nie krzywdził dziadka?- Tak.Trevorowi Eversleigh można odmówić wielu rzeczy, ale nie instynktu samozachowawczego.W dość zwięzły sposób powiedziałem zarówno jemu, jak i Elizabeth, że jeśli stary hrabia umrze, to jego następcy wpakuję kulkę prosto w serce.Było przy tym masę oburzenia i krzyków, że to nie moja sprawa i tym podobne, ale wreszcie uwierzyli, że mówię poważnie.Przyznaję, że musiałem posunąć się do dość drastycznego pokazu.Musiałem rzucić Trevorem o podłogę i trochę po nim poskakać.Elizabeth stała obok, trzęsła się jak liść osiki.Chociaż gdy teraz o tym myślę, wydaje mi się, że może cieszyła się, że trochę uszkodziłem tego łajdaka.Kto wie? To dziwne.Trevor wołał kamerdynera.- Ribble'a.- Tak, Ribble'a.Ten zaraz przybiegł, stanął w drzwiach i patrzył, co się dzieje, a potem odwrócił się i odszedł.- Ależ, Phillipie, mówisz, że jeśli dziadek umrze, wyzwiesz Trevora na pojedynek.Nie mogę się na to zgodzić.Trevor mógłby cię zranić.Dlaczego chcesz ryzykować życie dla starego człowieka, którego nawet nie znasz?- Sabrino, to twój dziadek.- Zwolniłam cię z wszelkich zobowiązań wobec mnie i mojej rodziny, które próbował na ciebie nałożyć Charles.A teraz mój dług wobec ciebie jeszcze wzrośnie.Nie mogę tego znieść.- Wygląda na to, że będziesz musiała, skoro stało się to, co się stało.Powiedziała prawdę, nie mogła tego znieść.- Dziękuję, Phillipie.Phillip poczuł gniew, ogarniający go na myśl o sytuacji, w jakiej znalazła się Sabrina, i to zarówno bez swojej, jak i jego winy.Chroniąc ją, przyjął na siebie rolę jej obrońcy, ale rozumiał, że to dla niej trudne.- Nie chcę słyszeć już więcej podziękowań, Sabrino.To już się robi nudne.Tak, całe to kwilenie i żałosny ton zupełnie do ciebie nie pasują.Taka mała sztuczka.Sabrina cała oblała się rumieńcem, od piersi po linię włosów nad czołem.Ach, piersi.Oderwał od nich wzrok i popatrzył Sabrinie prosto w oczy.- Kwilenie i żałosny ton? Ty głupcze, przecież to nic nie znaczy.Muszę ci podziękować, nie ma innego wyjścia.Dlaczego nie zrobisz czegoś, co bardziej pasowałoby do twojego charakteru? Charlie mówił mi, że jesteś nieprzewidywalny, nierozważny i samolubny.Tak, wiem o tych wszystkich rzeczach, które robisz z różnymi kobietami, a nie powinieneś.Och, wystarczy już.Charles powiedział mi również, że chciałeś rozbudować dom, ale tak naprawdę to się nie liczy; liczą się tylko te inne rzeczy, których powinieneś się wstydzić.- Że jestem samolubny, tak? A dwie pozostałe: nieprzewidywalny i nierozważny, tak, z tym się zgadzam.Przełknę nawet jakoś te obelgi, które na mnie rzucasz, ale nie zgadzam się, żebyś mówiła, że jestem samolubny.Nie pamiętasz już, jak cię kąpałem, Sabrino? Jak cię wycierałem do sucha? Całą, kawałek po kawałku? Udowodniłem, że nie jestem samolubny.Wszystko robiłem dla ciebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]