[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyciągnąłem krzesło spod klamki, przekręciłem klucz w zamku i otworzyłem drzwi.Na ciasnej werandzie stała oczywiście agentka do specjalnych poruczeń Lacy Savich, którą wszyscy poza jej rodzicami nazywali Sherlockiem.Z rudymi włosami podświetlonymi porannym słońcem wyglądała jak ożywiony obraz Tycjana.W jednej chwili rzuciła mi się na szyję i wyściskała, a potem odstąpiła nieco w tył i uśmiechnęła się promiennie.- Cześć, Mac!- Cześć, aniołku! - Podniosłem ją do góry i obróciłem wokół siebie.- Nie spodziewałem się, że dotrzecie tu tak szybko.Musieliście chyba od razu wskoczyć do samolotu!- Tak, załapaliśmy się na najwcześniejszy lot.- Cmoknęła mnie w ucho, ale zaraz rzuciła w kierunku za moim ramieniem: - A pani to kto?Postawiłem Sherlock na podłodze, bo za nami stała Laura, w dresie, rozczochrana i jeszcze zarumieniona od snu.O jej bose stopy ocierał się Grubster.- Tak szybko przyjechali, Mac? - Nie kryła zdziwienia.- Lauro, to jest właśnie Sherlock, ta, która tylko dzięki mnie zaliczyła test sprawnościowy na Akademii Policyjnej.- Zgadza się, bo on ma lepsze bicepsy, a ja szare komórki.- Obie panie uścisnęły sobie ręce, przy czym Sherlock taksowała Laurę wzrokiem tak samo, jak robiłaby to moja matka.- A gdzie jest Savich? - zapytałem po wstępnej wymianie serdeczności.- Mam nadzieję, że zabrałaś go ze sobą, nie zostawiłaś w domu z Seanem? Pamiętasz, że nieraz nam się przydawał.Sherlock dała mi żartobliwego szturchańca.- No, chyba nie wątpisz, że Dillon jest wspaniałym facetem! Seana zostawiliśmy u jego mamy, która nie może się doczekać, żebyśmy gdzieś wyjechali, bo wtedy może bez przeszkód rozpuszczać go jak dziadowski bicz.Teraz Dillon poszedł sprawdzić najbliższe otoczenie tej chałupki, czy nie ma gdzieś jakichś śladów ludzkiej obecności.Kazał mi zachowywać się cicho, żebyście mogli jeszcze pospać, ale jest już po ósmej, więc nie mogłam wytrzymać, żeby nie zobaczyć, co z wami.Na pewno dobrze się czujesz, Mac? A ty, Lauro?Przyszła mi do głowy zabawna myśl - czy Savich rozpoznałby tropy wilkołaków, gdyby je zauważył?- Tej nocy nic się tu nie działo - oświadczyłem.- Może niedźwiedzie jeszcze się nie obudziły?- A jeśli nawet, to Dillon i ja jesteśmy dobrzy w tropieniu niedźwiedzi.- Sherlock bez słowa zaczęła badać dotykiem moje ramiona, twarz, a nawet podniosła bluzę, aby obmacać żebra.Z uwagą oglądała siniaki, które jeszcze nie zdążyły się wchłonąć.- Wszystko ci się już zrosło jak należy?- Myślę, że tak, tylko męczę się jeszcze szybciej niż przedtem, ale z dnia na dzień mi się poprawia.Bez przesady, Sherlock, nie ściągaj mi spodni!- Dobra, dobra.- Wyprostowała się z niechęcią, obrzucając mnie uważnym spojrzeniem.- A jak się oboje czujecie po tym fenobarbitalu?- Mnie się jeszcze trochę kręci w głowie - przyznała się Laura.- A ja jestem prawdziwym mężczyzną, więc nie odczuwam już żadnych skutków.- Za tę odpowiedź dostałem szturchańca.- Idę nastawić kawę - oświadczyła Laura.- Wszyscy się napijemy, prawda?Słyszałem, jak krzątała się po małej kuchni oddzielonej od aneksu jadalnego ladą, przy której stały trzy wysokie stołki barowe.- Skuaak!- Nolan mówi nam dzień dobry! - Laura zdjęła przykrycie z klatki.- Jeśli chcecie, możecie go wypuścić, okna są zamknięte.Ewentualnie sypnijcie mu trochę ziaren słonecznika, zanim zrobię grzanki.Słyszę cię, Grubster, nie prychaj, zaraz otworzę konserwę.Sherlock otworzyła drzwiczki od klatki.Nolan przyglądał się jej przez chwilę, potem, krok po korczku, wywędrował na zewnątrz, przechylił główkę i zaskrzeczał: „Skuaak!” Przeskoczył na oparcie kanapy, wziął ziarenko z wyciągniętej dłoni Sherlock, upuścił je na oparcie i skoczył na ramię mojej koleżanki, przebierając dziobem w jej włosach.Sherlock zareagowała na to śmiechem.- Skuaak!- Idź, Nolan, zjedz swoje śniadanko.- Posadziła go z powrotem na oparcie kanapy.Grubster miauczał jak opętany, aż nagle ucichł.Najwidoczniej zanurzył pysk w swojej miseczce z karmą.- Siadaj, Sherlock - zaprosiłem.- Nie pamiętam, jaką pijesz kawę.- Z odrobiną słodziku i kropelką mleka, ale jeśli nie macie, może być czarna.- Skierowała te słowa do Laury.- Mamy, na szczęście ja też lubię taką - uspokoiła ją Laura.- Mac, a ty?- Mnie nie nalewaj! - krzyknąłem od drzwi.- Najpierw chcę zobaczyć, co porabia Savich.- Dobra, tylko najpierw załóż buty! - odkrzyknęła Sherlock, zajęta wkładaniem następnego ziarenka do dzioba Nolana.Wyszedłem na dwór, gdzie mile zaskoczyła mnie piękna pogoda.Niebo było tak błękitne jak oczy Jilly i powiewał lekki wiaterek.Skierowałem się na południe, gdzie trafiłem na Savicha, który z daleka zamachał do mnie ręką.Podobnie jak jego żona, poddał mnie dokładnym oględzinom.Dobrze, że robił to tylko wzrokiem.- Dobrze się czujesz?- Nie bój się, wszystko w porządku.Zauważyłeś może coś ciekawego? Cieszę się, że już jesteście.Sherlock siedzi w kuchni i pije kawę.Chodź do środka.- Nie widziałem tu żadnych śladów.Ziemia jest miękka po deszczu, więc gdyby ktoś się kręcił, zostawiłby odciski stóp.Zresztą tyś się już pewnie dobrze rozejrzał.- Dziś jeszcze nie.- No, to nie musisz, ale wygląda na to, że wdepnęliście w niezłe szambo.Dobrze, żeście nas zawiadomili, ale to śmierdząca sprawa i cholernie nam przykro, że Jilly jest w to zamieszana.Rozmawialiśmy o tym przez całą drogę i zdecydowaliśmy, że ze względu na Jilly zostaniemy z wami przez dzień czy dwa, bo przez tyle czasu możemy być względnie bezpieczni.Ktoś musiałby z byka spaść, żeby się porywać na czworo agentów federalnych, zwłaszcza że każdy wie, po co tu jesteśmy.Starałem się nie mówić za wiele Jimmy’emu Maitlandowi, tym bardziej, że ty dostałeś już błogosławieństwo od waszego Carla Bardolino.Musimy ci jeszcze zadać kilka pytań i dopiero wtedy ustalimy właściwą strategię.Przerwał na chwilę, aby ścisnąć mnie za ramię i dodać już z innej beczki:- Cholernie mi przykro, jeśli chodzi o Jilly
[ Pobierz całość w formacie PDF ]