[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wkładamy do puli po pięćdziesiąt centów?Rosjanie jednak nie zamierzali odpuścić.- Dla mnie to bardzo niepokojące - rzekł Wyhouski.- Kiedyś przecież musiało nastąpić - stwierdził Nichols.- Obliczamy nasze rezerwy ropy na osiemdziesiąt miliardów baryłek.Przy cenie blisko pięćdziesięciu dolarów za baryłkę, nasze kompanie naftowe mogą pozwolić sobie na rozpoczęcie szeroko zakrojonych wierceń badawczych.I oczywiście nadal możemy liczyć na ropę meksykańską i południowoamerykańską.Już nie musimy zabiegać o ropę z Bliskiego Wschodu.Jeżeli wasz rząd chce przejąć ten arabski kram, to proszę bardzo.Korolenko nie wierzył własnym uszom.Ale zbyt dobrze znał Amerykanów, by nie wiedzieć, kiedy blefują lub chcą go wprowadzić w błąd.Senator Pitt też miał wątpliwości.Było bardzo prawdopodobne, że ropa wcale nie popłynie Rio Grande, kiedy Ameryka będzie jej potrzebowała.Meksyk jest o krok od rewolucji.Egipt natomiast znajdował się pod biczem fanatyka Yazida, jakby żywcem przeniesionego ze średniowiecza.Meksyk miał swego szaleńca w osobie Topiltzina, ludowego mesjasza w rodzaju Juareza lub Zapaty, głoszącego powrót do państwa religijnego opartego na kulturze Azteków.Podobnie jak Yazid, Topiltzin znalazł oparcie w milionach biedoty i również był o włos od przejęcia władzy.Skąd biorą się ci szaleńcy, pytał sam siebie senator.Kto płodzi tych szatanów? Świadomym wysiłkiem opanował drżenie rąk i zaczął rozdawać karty.- Poker, panowie, do pokera.12.W pełnej grozy ciszy nocy wznosiły się ogromne postacie spoglądające martwymi oczodołami na jałową ziemię, jakby w oczekiwaniu na przyjście kogoś, kto je ożywi.Te sztywne kamienne posągi były wysokie jak dwupiętrowe gmachy.Ich ponure twarze oświetlał blask księżycowej pełni.Tysiąc lat temu podtrzymywały dach świątyni umieszczonej na wierzchołku pięciostopniowej piramidy Quetzalcoatla w tolteckim mieście Tula.Świątyni już nie było, lecz piramida pozostała, zrekonstruowana przez archeologów.Wzdłuż niewielkiego pasma wzgórz ciągnęły się ruiny miasta, które w czasach swej świetności miało sześćdziesiąt tysięcy mieszkańców.Bardzo nieliczni przybysze odwiedzają to miejsce i wszyscy pozostają pod wrażeniem budzącego grozę opuszczenia.Księżyc rzucał upiorne cienie w ruinach umarłego miasta, gdy ku kamiennym posągom na szczycie piramidy piął się po stromych schodach samotny mężczyzna.Z rozwartych paszczy wężów wystawały ludzkie twarze, a orły rozszarpywały dziobami ludzkie serca.Mężczyzna szedł mijając ołtarz rzeźbiony w czaszki i piszczele, które w późniejszych wiekach stały się symbolami piratów z Morza Karaibskiego.W końcu, spocony, znalazł się na szczycie piramidy.Rozejrzał się wokół.Nie był sam.Z cienia wyszli dwaj mężczyźni i obszukali go.Wskazali jego aktówkę.Otworzył ją posłusznie i obaj strażnicy przejrzeli jej zawartość.Nie znalazłszy broni, wycofali się na skraj świątynnej platformy.Rivas odetchnął z ulgą i nacisnął przycisk na rączce aktówki.Ukryty w wieku mały magnetofon rozpoczął pracę.Po krótkiej chwili z cienia olbrzymich kamiennych posągów wyszedł trzeci mężczyzna.Był ubrany w sięgającą aż do ziemi białą szatę.Włosy miał długie i związane w tyle głowy na kształt koguciego ogona.W blasku księżyca lśniły opaski na jego ramionach, rzeźbione w złocie i wykładane turkusami.Był niski, a gładka owalna twarz świadczyła o indiańskim pochodzeniu.Jego ciemne oczy przyglądały się badawczo wysokiemu białemu mężczyźnie w garniturze.Skrzyżował ręce i powiedział:- Jestem Topiltzin.- A ja Guy Rivas, specjalny przedstawiciel prezydenta Stanów Zjednoczonych.Rivas spodziewał się ujrzeć kogoś starszego.Trudno było odgadnąć wiek meksykańskiego mesjasza, ale wyglądał najwyżej na trzydzieści lat.Topiltzin wskazał niski murek.- Może usiądziemy?Rivas kiwnął głową i przykucnął na murku.- Wybrał pan niezwykłe otoczenie.- Tak, uznałem je za najwłaściwsze.- W głosie Topiltzina zabrzmiała nagle wzgarda: - Wasz prezydent boi się rozmawiać z nami otwarcie.Nie chciał rozgniewać i wprawić w zakłopotanie swoich przyjaciół z Mexico City.Rivas odpowiedział dyplomatycznie:- Prezydent jest panu bardzo wdzięczny, że zgodził się pan ze mną mówić.- Oczekiwałem kogoś wyższego rangą.- Postawił pan warunek, że chce rozmawiać tylko z jednym człowiekiem.Zrozumieliśmy więc, że nie możemy wziąć tłumacza.Skoro zaś pan nie chce rozmawiać po hiszpańsku ani po angielsku, musiano wysłać mnie, jako jedynego wyższego urzędnika, który zna nahuatl, język Azteków.- Mówi pan nim bardzo dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]