[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ty wiesz?–Nie – szepnęłam, robiąc głęboki oddech.–Więc zacząłem przypuszczać, że może Benton… A może coś takiego się działo, że musiał na jakiś czas skorzystać z programu ochrony świadka.Zmienić tożsamość i tak dalej.Nie zawsze wiedzieliśmy, czym się zajmuje.Nawet ty nie zawsze wiedziałaś, bo nie mógł ci wyjawić wszystkiego, a nigdy nie naraziłby nas na niebezpieczeństwo, mówiąc coś, czego nie powinniśmy słyszeć.Zwłaszcza nie chciał skrzywdzić ciebie, żebyś się o niego cały czas martwiła.– Nie odpowiedziałam na to.– Nie próbuję niczego zamieszać.Chcę tylko zauważyć, że jest to coś, nad czym powinniśmy się zastanowić – zakończył niezręcznie.–Nie, nie jest – odrzekłam, zbolała.– To nie jest coś, nad czym powinniśmy się zastanawiać.On został zidentyfikowany, Marino, na wszelkie możliwe sposoby.Zabijając go, Carrie Gretchen nie udawała, nie stworzyła dogodnej sytuacji, żeby mógł na jakiś czas zniknąć.Nie rozumiesz, że to niemożliwe? On nie żyje, Marino.Nie żyje.–Byłaś przy jego sekcji? Czytałaś sprawozdanie? – Nie chciał zrezygnować.Szczątki Bentona zostały wysłane do koronera w Filadelfii.Nigdy nie prosiłam o ponowną analizę.–Nie, nie pojechałaś na jego sekcję, a gdybyś to zrobiła, uważałbym, że jesteś najbardziej porąbaną osobą, jaką znam – odpowiedział sam sobie Marino.– Więc nic nie widziałaś.Wiesz tylko to, co ci pokazano.Nie chcę tego przypominać, ale taka jest prawda.A jeżeli ktokolwiek chciałby przed tobą ukryć, że to nie były jego szczątki, skąd to możesz wiedzieć, skoro nic nie widziałaś?–Nalej mi scotcha – poprosiłam.Rozdział 32Odwróciłam się do niego, oparta wciąż o ścianę, jakbym nie miała siły sama ustać na nogach.– Ludzie, widzicie, ile tu kosztuje whisky? – skomentował Marino, zamykając drzwiczki hotelowego minibarku.–Nic mnie to nie obchodzi.–Chyba i tak Interpol za to płaci – uznał.–I chcę papierosa – dodałam.Zapalił mi marlboro i poczułam w płucach pierwsze zaciągnięcie.Marino wręczył mi szklankę z porcją słodowej z lodem, w drugiej ręce trzymając piwo Beck’s.–Próbuję tylko ci powiedzieć – podsumował – że jeśli Interpol potrafi załatwić w tajemnicy te elektroniczne bilety, bajeranckie hotele, concordy i nie spotkasz nikogo, kto ci wyjawi, kim naprawdę jest, to myślisz, że nie potrafiliby załatwić wszystkiego innego?–Nie mogliby upozorować zamordowania go przez psychopatkę – odpowiedziałam.–Mogliby.Może było to po prostu precyzyjnie zgrane czasowo.– Wydmuchnął dym i łyknął piwa.– Chodzi o to, pani doktor, że moim zdaniem można podrobić wszystko, jeśli się dobrze pomyśli.–Ale DNA zidentyfikowano…Nie mogłam dokończyć zdania.Sprowadzało obrazy, które od dawna starałam się usunąć z pamięci.–Nie możesz powiedzieć na pewno, czy te sprawozdania są prawdziwe.–Dosyć!Piwo pokonało jednak wszelkie bariery, jakie przedtem miał Marino, i teraz roztaczał przede mną coraz bardziej fantastyczne teorie oraz domysły i pobożne życzenia.Jego głos wznosił się i oddalał i stawał się coraz bardziej nierealny.Przeszedł mnie dreszcz.Gdzieś tam, z daleka, zamajaczyło światełko i bardzo chciałam, żeby to, co mówił detektyw, okazało się prawdą.Kiedy nadeszła piąta rano, wciąż byłam ubrana i spałam na kanapie.Miałam potworny ból głowy, w ustach czułam smak niedopałków, oddech śmierdział alkoholem.Wykąpałam się i przez dłuższy czas patrzyłam na telefon przy łóżku.Oczekiwanie na to, co postanowiłam zrobić, wprawiło mnie w panikę i zmieszanie.W Filadelfii dochodziła północ, więc zostawiłam wiadomość dla doktora Vance’a Hartona, naczelnego koronera.Podałam mu numer faksu w moim pokoju i wywiesiłam na drzwiach napis: „proszę nie przeszkadzać”.Spotkałam się z Marinem w holu, ale nie powiedziałam mu nic prócz ledwo słyszalnego „dzień dobry”.W kawiarni słychać było brzęk naczyń, jakiś mężczyzna czyścił szklane drzwi szczotką i szmatką.O tak wczesnej porze nie mieli jeszcze kawy, a jedyną osobą z gości, która już nie spała, okazała się jakaś dama z przerzuconym na krześle futrem z norek.Przed hotelem czekała na nas kolejna taksówka mercedes.Kierowca był tego dnia naburmuszony i śpieszył się.Masowałam sobie skronie, kiedy obok nas przemknęli motocykliści, nie zwracając uwagi na żadne pasy ruchu, przeciskając się między samochodami i wyjąc w wąskich tunelach.Przygnębiło mnie wspomnienie wypadku, w którym zginęła księżna Diana.Przypomniałam sobie, jak się obudziłam, usłyszałam o tym i pomyślałam, że nie chcemy przyjąć do wiadomości, że nasze bożyszcza mogą umierać taką zwykłą, tuzinkową śmiercią.Nie ma nic wspaniałego ani szlachetnego, jeśli się zostanie zabitym przez pijanego kierowcę.Śmierć zrównuje ludzi.Nic jej nie obchodzi, kim jesteś.Niebo było szaroniebieskie.Na mokrych po umyciu chodnikach stały zielone pojemniki na śmieci.Na Place de la Concorde wytrzęsło nas na kocich łbach, po czym samochód jechał wzdłuż Sekwany, której prawie nie widzieliśmy z powodu muru.Zegar cyfrowy przed Gare de Lyon wskazywał siódmą dwadzieścia.Z wnętrza budynku dochodziło szuranie nóg, gdyż ludzie w pośpiechu zmierzali do Relais Hachette, aby kupić gazety.Czekałam przed kasą biletową za kobietą z pudlem, gdy zwrócił moją uwagę jakiś mężczyzna o ostrych rysach, dobrze ubrany, ze srebrnymi włosami.Z daleka wyglądał jak Benton.Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie badać wzrokiem ludzi w nadziei, że go odnajdę.Serce mi waliło, jakbym już więcej nie mogła znieść.–Kawy – powiedziałam do Marina.Usiedliśmy przy ladzie w L’Embarcadere i podano nam espresso w maleńkich brązowych filiżankach.–Co to jest, do diabła? – narzekał Marino.– Chciałem normalną kawę.Może by tak chociaż trochę cukru – powiedział do kobiety za ladą.Rzuciła mu kilka paczuszek.–Pan chciał café crčme - wyjaśniłam.Skinęła głową [ Pobierz całość w formacie PDF ]