[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co musiałzrobić w tej sytuacji? Nie mógł ryzykować, że to przy nim ją znajdziemy.Mógł postąpić tylko w dwojaki sposób: zwrócić wzór, tak jak to zasugerował sir Claud, albo schować go gdzieś, pod osłoną tych dwóch minut całkowitych ciemności.Skoro nie zrobił tego pierwszego, musiał zrobić to drugie.Voila! Jest dla mnie oczywiste, że wzór jest ukryty w tym pomieszczeniu.- Na Boga, Poirot! - wykrzyknął rozentuzjazmowany Hastings.- Myślę, że masz rację.Zacznijmy więc szukać.- Wstał szybko1 podszedł do biurka.- Proszę bardzo, jeżeli cię to bawi - odparł detektyw.- Ale jest ktoś, kto mógłby znaleźć wzór o wiele szybciej niż ty.- Kto taki?Poirot podkręcił wąsa z ogromną energią.- Osoba, która ukryła ten wzór, parbleu! - wykrzyknął, robiąc taki ruch ręką, jak iluzjonista wyciągający królika z kapelusza.- To znaczy, że.- To znaczy - wyjaśnił cierpliwie Poirot - że wcześniej czy później złodziej będzie próbowałodzyskać swoją zdobycz.A zatem jeden z nas musi stale mieć się na baczności.- Urwał, słysząc jak ktoś powoli, ostrożnie otwiera drzwi; skinął na Hastingsa, by się do niego zbliżył; stanęli przy gramofonie, tak żeby być poza zasięgiem wzroku osób wchodzących do pokoju.XDrzwi otworzyły się i do biblioteki weszła ostrożnie Barbara Amory.Wzięła krzesło stojące pod ścianą, postawiła je koło biblioteczki, weszła na nie i sięgnęła po blaszane pudełko z lekami.W tym momencie Hastings kichnął niespodziewanie; Barbara przestraszyła się i upuściła pudełko.- Och! - krzyknęła nieco zmieszana.- Nie wiedziałam, że ktoś tu jest.Hastings rzucił się do przodu i podniósł pudełko, które następnie zabrał mu Poirot.- Pani pozwoli, mademoiselle - powiedział detektyw.- Jestem przekonany, że to jest dla pani za ciężkie.- Podszedł do stołu i postawił tam pudełko.- Ma pani tu jakąś kolekcję? - zapytał.- Ptasie jajka? A może muszelki znad morza?- Obawiam się, że to jest o wiele bardziej prozaiczne, monsieur Poirot - odparła Barbara, śmiejąc się nerwowo.- Same tabletki i proszki!- Ależ taka zdrowa, pełna życia młoda dama jak pani z pewnością nie potrzebuje takich rzeczy, prawda?- Och, to nie dla mnie - zapewniła go Barbara.- To dla Lucii.Od rana ma okropny ból głowy.- La pauvre dame - wyszeptał Poirot współczująco.- A zatem posłała panią po te tabletki?- Tak - odpowiedziała Barbara.- Dałam jej aspirynę, ale chciała jakieś inne, prawdziwe lekarstwo.Obiecałam, że przyniosę cały zestaw - to znaczy, jeżeli nikogo tu nie będzie.Poirot położył ręce na pudełku, zamyślony.- Jeżeli nikogo tu nie będzie.A jakie to ma znaczenie, mademoiselle?- No cóż, wie pan, jak to jest w takim miejscu, jak to - wyjaśniła Barbara.- Kompletna beznadzieja! Ciocia Karolina, na przykład, jest jak stara kwoka, a na Richarda nie można w ogóle liczyć, jest całkowicie nieużyty, jak wszyscy mężczyźni, kiedy kobieta jest chora.- Rozumiem, rozumiem - powiedział Poirot, kiwając głową na znak, że przyjmuje jej wyjaśnienia.Przesunął palcami po wieczku pudełka z lekarstwami, po czym obejrzał dłoń.Przez chwilę milczał, odchrząkując nieco efektownie, po czym spytał: - Czy pani wie, mademoiselle, że ma pani wielkie szczęście do służby?- Co ma pan na myśli?Poirot pokazał jej blaszane pudełko.- Proszę zobaczyć.Nie ma tu ani śladu kurzu.Wchodzić tak wysoko na krzesło i zadawać sobie tyle trudu ze ścieraniem kurzu- nie wszyscy służący są tacy sumienni.- To prawda - przytaknęła Barbara.- Zeszłej nocy zauważyłam, że pudełko nie jest zakurzone, i pomyślałam sobie, że to dziwne.- Wczoraj wieczorem zdejmowała pani to pudełko? - zapytał Poirot.- Tak, po kolacji.Tam jest pełno środków ze szpitala.- Przyjrzyjmy się tym szpitalnym lekarstwom - zaproponował detektyw, otwierając pudełko.Wyjął stamtąd kilka fiolek i zaczął je oglądać, unosząc wysoko brwi ze zdumienia.- Strychnina.atropina.a to dopiero kolekcja! Ach! A tu mamy flakonik hioscyny, prawie pusty!- Co? - wykrzyknęła Barbara.- A to dopiero, wczoraj wieczorem wszystkie fiolki były pełne, jestem tego pewna.- Voila! - Poirot pokazał jej flakonik, po czym odłożył z powrotem do pudełka.- To bardzo dziwne.Twierdzi pani, że wszystkie te- jak to się u was mówi - fiolki - były pełne? Gdzie dokładnie znajdowało się pudełko na leki wczoraj wieczorem, mademoiselle?- Cóż, postawiliśmy je na stole - odparła Barbara.- Doktor Ca-relli oglądał lekarstwa, wygłaszał o nich uwagi i.Urwała, gdyż do biblioteki weszła żona Richarda Amory'ego, Lucia.Wyglądała na zaskoczoną widokiem dwóch mężczyzn.Jej blada, dumna twarz w świetle dnia wydawała się zatroskana, a w linii ust można było wyczytać jakiś nieokreślony smutek, tęsknotę.Barbara podeszła do niej szybkim krokiem.- Och, kochanie, nie powinnaś była wstawać.Właśnie szłam do ciebie.- Ból głowy trochę już ustąpił, droga Barbaro - odparła Lucia, ze wzrokiem utkwionym w detektywa.- Zeszłam na dół, gdyż pragnę pomówić z monsieur Poirotem.- Ależ kotku, czy nie uważasz, że powinnaś.- Barbaro, proszę cię.- Och, w porządku, ty wiesz najlepiej - rzekła Barbara, podchodząc do drzwi; Hastings rzuciłsię, by je przed nią otworzyć.Kiedy wyszła, Lucia usiadła na krześle.- Monsieur Poirot.- zaczęła.- Do pani usług, madame - powiedział uprzejmie [ Pobierz całość w formacie PDF ]