[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Północ minęła, gdy dojechali do ogromnej, szpetnej, prostokątnejbudowli, otoczonej wysokim wałem ze spło-wiałymi rzymskimisztandarami nad bramą.Senni wartownicy wpuścili ich prawie niewypytując.Legat Witeliusz, roztrzęsiony, markotny, ale trzeźwy na tyle,że zdołał być uprzejmy, chociaż zerwano go z łoża, wysłuchał historiinieoczekiwanych gości i kazał zbudzić wojskowego lekarza, który opatrzyłim rany.Dostali wspólną wygodną izbę sypialną.Nie chciało im się spać.Jeszcze odczuwali podniecenie po stoczonej walce.—Wydaje mi się, Woldi, że znam cię od niepamiętnychczasów — powiedział Mencjusz.— Ocaliłeś mi dzisiajżycie! Jestem do głębi serca twym dłużnikiem! Czymmógłbym kiedykolwiek odwdzięczyć się za twoją szlachetność, przyjacielu?Poniekąd ku własnemu zdumieniu, Woldi odruchowo unosząc się nałokciu wyznał:—Potrzebuję rady.Mam poważne kłopoty.Chcę siętobie zwierzyć!Oparty o poduszki Mencjusz z całą uwagą wysłuchał niewiarygodnejprawie opowieści Woldiego: o ślubowaniu Fary w dzieciństwie, o jejzniknięciu i o jego rozpaczliwych poszukiwaniach.—Nie wiem, Woldi — powiedział, gdy młody Arabumilkł.— Wątpię, czy ona w czasie takiej podróży uniknęłaby pojmania.Ale szukać jej chyba warto i jeśli miłośći odwaga mogą ją odnaleźć, tobie się to uda!Zanim usnęli, Woldi zgodził się czekać w Gazie, dopóki Mencjusz niewyprawi stamtąd swojej floty, po czym z nim razem pojechać do Cezarei.• Musisz jednak coś mi przyrzec.— Ton Mencjuszabył poważny.• Oczywiście — zapewnił chłopiec.— Co tylko chcesz!• „Augusta" ma w Cezarei zabrać do Rzymu pewnąrodzinę królewską.Nie okazuj, że się interesujesz kimkolwiek z tego królewskiego domu.252• Ale.Czemuż bym w ogóle miał się interesować?! —wykrzyknął Woldi.• Ten człowiek jest władcą Galilei.• Antypas!• Właśnie! Pamiętaj, że mi przyrzekłeś.Śpij dobrze!10Nigdy dotąd Woldi nie spotkał człowieka posiadającego tak szerokizasób wiedzy jak jego nowy przyjaciel z Rzymu.Prokonsul NikatorMencjusz wiedział o wszystkim, o dawnych czasach i współczesności.Arabowie nie przejmowali się zbytnio historią, nawet historiąojczystego kraju.Tu i ówdzie w wysokich górach były na masywnychgrobach bohaterów narodowych przesadne epitafia, ale prawie nikt nieusiłował ich odczytać, ponieważ to twarde potomstwo Izmaela uważało, żeumiejętność czytania i pisania tak samo jak nieporadność w jeździe konnejjest dowodem zniewieściałości.Takie niemęskie zajęcie pozostawionozawodowym skrybom, którego to zawodu imali się przeważnie cherlacy,kulawi bądź chorzy na piersi.Historii pisanej wcale nie było.Wędrowni pieśniarze — zaliczani dokategorii co najwyżej sztukmistrzów — włóczyli się po kraju i bywając natargach, jarmarkach, różnych uroczystościach monotonnie wyśpiewywalipradawne legendy, bełkotali bez końca wiersze eposów, w których sławiliwaleczność znakomitych królów i szermierzy Arabii.Nie było jednak nicbodaj zbliżonego do wszechstronnej, zachowującej ciągłość i logicznejhistorii narodu arabskiego.Tak samo i o świecie poza Arabią przeciętnyArab właściwie nie miał pojęcia.Arab wiedział, że powinien nienawidzić i lekceważyć Żydów.Uprzedzenie wchłaniał z mlekiem matki.Nie zastanawiał się nad tymnigdy.Ta nienawiść wydawała mu się naturalna, jak bicie serca ioddychanie.Podobnie też nie253cierpiał Rzymian, chociaż wynikało to raczej z braku zaufania i zpodejrzliwości niż z czystej pogardy, jaką czuł dla dzieci Izraela.Inneobce narody — Egiptu, Grecji, Persji, Macedonii, Pamfilii, Cypru czyKrety — to były tylko cudzoziemskie nazwy, rzadko kiedy przychodzącemu na myśl czy wymawiane.Arab nic o nich nie wiedział i nie chciałwiedzieć.Woldi, wnuk doradcy królewskiego, pobierał naukę czytania i pisania poarabsku, niewiele mu to jednak dało, bo literatura arabska prawie nieistniała, a sytuacje, w których mógłby się tą umiejętnością pochwalić,zdarzały się nieczęsto [ Pobierz całość w formacie PDF ]