[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uroczy i wyrafinowany, ale NIE BRYLANT.JA:- O rany, to szmaragd.Nie wiem, co powiedzieć.STEPHEN:- Tak się cieszę, że ci się podoba.Obawiałem się, że wolałabyś brylant, ale babcia przekonała mnie, żeby ci go dać.Należał do jej matki i zachowała go przez te wszystkie lata, czekając, aż któreś z jej wnuków się oświadczy.Kazałem nawet zwęzić go dla ciebie.JA:- A, tak, świetnie pasuje.Co mogłam powiedzieć? Pierścionek jego prababci.Odmawiając, obraziłabym cztery pokolenia Stewartów.Co z tego, że oświadczyny były takie sobie.Pierścionek jest piękny, a Stephen ugotował mi obiad i wyrzeźbił ludzki mózg z bryły lodu, ale TO NIE BRYLANT.Wiem, że nie powinnam się tym przejmować.W końcu to ja upieram się, że należy uwolnić się z więzów tradycji, ale kiedy jeszcze będę mogła dostać od kogoś pierścionek z brylantem? To jedyna szansa w życiu i właśnie ją zaprzepaściłam.15 wrześniaWszyscy ludzie na świecie:- Twój pierścionek zaręczynowy to cudo.JA:- Dziękuję.To pamiątka rodzinna.65Wszyscy ludzie na świecie:- Ach tak, zastanawiałem się, czemu nie dostałaś brylantu.Ja też, dupku.19 wrześniaMandy przypomina ludzką bombę zegarową.Wystarczy powiedzieć coś nie tak, uśmiechnąć się krzywo, zaproponować, by zjadła coś solidniejszego niż niskokaloryczny rosołek, a skręci ci kark jak spróchniałą gałązkę.Lecz podczas próbnego ślubu i wesela, w jakże eleganckim Chez Jacąues, uśmiechała się cały czas.A gdy Marcel, nasz bezczelny kelner, omyłkowo zwrócił się do niej per madame zamiast mademoiselle, przysięgłabym, że Mandy chwyci nóż do masła i wbije mu go prosto w serce.Ale cały czas się uśmiechała, zupełnie jak Prudencja, tyle że uzbrojona w sztućce.I dzięki za nie Bogu, bo żarcie było świetne.Mnóstwo przysmaków, które zwykły człowiek rzadko ma okazję kosztować, jest bowiem za duży, by zamawiać dziecięce porcje, lecz dość dorosły, by musieć płacić rachunek.Ślimaki, pasztet z gęsich wątróbek, pieczony ser brie, różne pasty.Wsuwaliśmy ze Stephenem wszystko, co tylko mieściło nam się do ust.Mandy? W życiu.Ta przyszła panna młoda nie pozwala sobie na ociężałość, kaca i wzdęcia.Kulminacją wieczoru stał się toast wzniesiony przez ojca Mandy, który pogratulował jej, że wyrosła na tak opanowaną młodą kobietę.I choć podejrzewam, że zapewne wyjechał z miasta i nie był świadkiem rozpaczliwych poszukiwań podstawek pod wizytówki, dopasowanych do obrusów z burgundowej organdyny, to jednak w oczach zakręciły mi się łzy.Oto sześćdziesięcioparoletni rekin prawniczy, który przez ostatnie czterdzieści lat likwidował firmy, organizował przejęcia i wysyłał na zasiłek całe miasta, drżącym głosem publicznie wyznaje miłość swemu dziecku.Jasne, odmówiłby leczenia własnej matce, gdyby kosztów nie pokryła ubezpieczalnia, ale jego miłość do córki była taka wzruszająca.Prawdę mówiąc, cały wieczór był ciepły67i wzruszający.Byłby idealny, gdyby nie obecność Jona.To przecież absurd.Nawet jego rodzina go nie lubi.Wyobrażam sobie, co będzie jutro.A propos naszego próbnego przyjęcia, muszę przyznać, że oczekiwanie, by koszty pokryła rodzina pana młodego, wydaje mi się staroświeckie*.To jak powrót do czasów, gdy kobiety traktowały pierścionek zaręczynowy jako ubezpieczenie na wypadek utraty cnoty.Jeśli narzeczony rzucił je przed ślubem, wartość handlowa brylantu wynagrodziłaby następnemu kandydatowi naruszoną czystość kandydatki.W dzisiejszych czasach jednak czystość kojarzy się bardziej z mydłem niż z seksem, nie widzę zatem powodu, by podchodzić do tego jak w epoce kamienia łupanego.Z drugiej strony, Stewartowie są dość tradycyjni - pomijając dojrzałą inaczej narzeczoną pana Stewarta.Nie zdziwiłoby mnie, gdyby zaproponowali, że sami zapłacą za wszystko.Mam tylko nadzieję, że nie zdecydują się na żadne ekstra-wagancje.Jako dekoratorka wnętrz pani Stewart całymi dniami zajmuje się kwestiami wyglądu, stylu i smaku.Może się upierać przy „prawdziwym" przyjęciu w Le Cirque albo Tavern on the Green.Mnie w zupełności zadowoli spotkanie w Chinatown.Talerz makaronu sezamowego to najlepszy dowód miłości pod słońcem.20 wrześniaPrzesada to mało powiedziane.Ślub Mandy bardziej przypominał koronację niż zwykłą uroczystość.Wszystko wokół ociekało bogactwem, począwszy od dwustu pięćdziesięciu gości, a skończywszy na synogarlicach, karecie i końskim zaprzęgu.Dynastia spotyka Liberace, Marię Antoninę i Cher.To, co słyszycie, to nie szum wiatru, tylko radosne okrzyki organizatora wesel, rozbudowującego swój dom.Kto by* Choć z pewnością perspektywa upchnięcia syna w innej rodzinie stanowiła dostateczną motywację dla rodziców Jona i wynagrodziła im to z nawiązką.67przypuszczał, że rodzice Mandy dysponują takim nadmiarem gotówki.W tym otoczeniu nasze krzykliwe żółte suknie wydawały się zbyt skromne.A Jon? Co za idiota! Na wieczorne przyjęcie założył dzienną marynarkę.Czy ludzie nie wiedzą, co to frak? Jeśli już chcą przesadzać, niech to czynią z gustem, jak Mandy.Skoro zachowuje się jak księżniczka, tak też się ubiera, a jakże, od czubka głowy po koniec trzymetrowego trenu, który wszyscy przydeptywali.Wyglądała jednak promiennie.Im więcej ślubów oglądam, tym częściej dziękuję Bogu, że nie brak mi rozsądku.Więcej nie zawsze znaczy lepiej.Czasami przepych potrafi znużyć.Dekoracje kwiatowe, te przeklęte posezonowe holenderskie tulipany, kosztujące o 15,78% więcej, niż początkowo planowano, były tak wielkie, że zasłaniały drugą stronę stołu.A przystawki? Ryba czy mięso? Łosoś z rusztu czy medaliony cielęce? Jakież to banalne.Twórcze podejście???I wiem, że Stephen myśli podobnie.Gdy pojawiła się karoca, jednocześnie uścisnęliśmy sobie ręce.JA:- Strach się bać, prawda?STEPHEN:- O tak.Wierz mi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]