[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Droga prowadziła pod górę.Podrugiej stronie wzniesienia, u jego stóp, po prawej stronie, przycupnęła charakterystyczna jednopiętrowa budowla, przypominająca Pittmanowi projekty Franka Lloyda Wrighta.Dużewrażenie wywarło na nim wykorzystanie do budowy skały wapiennej, a także tarasy i belkowania, wszystko wspaniale wkomponowane w krajobraz, tonące w bogactwie drzew i krzewów.Siedziby na pewno nie było widać z leżącego poniżej pola golfowego —pomyślałPittman.Już w chwili gdy otworzyła się brama wpuszczając go na teren posiadłości, zwróciłuwagę na nieobecność ludzi z ochrony.Dla kogoś, kto patrzyłby od strony szosy, nie działo się tunic specjalnego.Pittman wyglądał na najzwyklejszego gościa, dobrego znajomego Eustace’aGable’a, którego wpuszcza się do środka bez żadnych ceregieli.W miarę jak przybliżał się dodomu, skręcając najpierw w dół, na prawo obok sosnowego zagajnika, coraz bardziej uderzała gokompletna pustka dookoła.Na tak dużym terenie ktoś 25 — Desperackie kroki385powinien się przecież kręcić, choćby ogrodnik czy ktoś z personelu, dbający o konie, które widaćbyło na padoku, przy długiej niskiej stajni, również otoczonej sosnami i zbudowanej z wapienia,tak by pasowała do samej rezydencji.Wszędzie jednak było pusto.Nie widać było ani jednegosamochodu, wszystkie zapewne zamknięto w garażu po przeciwnej stronie domu.Może brak ochrony jest po to, abym poczuł się nie zagrożony — pomyślał Pittman.—Żebymprzypadkiem nie zmienił zamiarów.Żeby wciągnąć mnie w pułapkę.Ale jeśli Gable chciał uśpić jego czujność, osiągnął wprost przeciwny rezultat.Zamiast osłabićinstynkt obronny, ta niesamowita pustka wyostrzyła uwagę Pittmana, wysłała mu sygnały ostrzegawcze, postawiła ciało i umysł w gotowości.Kolistym podjazdem dotarł przed front domu, zatrzymał samochód, wysiadł i rozejrzał się poopustoszałej okolicy.Z pobliża dochodził plusk wody, przypuszczalnie fontanny, szum lekkiegowiatru w koronach sosen, rżenie koni.Drzwi otworzyły się i Pittman, który patrzył na leżącą u podnóża pagórka stajnię, odwróciłsię wstronę domu.Przez wypolerowane do połysku drewniane drzwi na kamienny taras wyszedłmężczyzna w podeszłym wieku, o wąskiej, pomarszczonej twarzy, białych włosach, w okularach.Był wysoki i szczupły, ubrany w granatowy trzyczęściowy garnitur, doskonale leżący na jegosztywno wyprostowanej figurze.Pittman widział go już wcześniej na zdjęciach, a także podczas incydentu w posiadłości Scarsdale.Był to Eustace Gable.— Dokładnie czwarta po południu.Zawsze cenię punktualność.— Nawet z tej odległości możnabyło zauważyć, jak ciężko oddycha.— Mamy wiele do omówienia.Proszę do środka, panie Pittman.Pittman jeszcze raz rozejrzał się dookoła i nie widząc, by mu coś groziło, wszedł na taras.Zniechęcią spojrzał na wyciągniętą w geście powitania rękę Gable’a.— Tak nie można, panie Pittman.Nieuprzejmość to niezbyt dobry początek negocjacji.— Nie przywykłem do uprzejmości ludzi, którzy chcą mojej śmierci.ClWi.— To przecież zwykła formalność.Nawet kiedy pertraktuje się 386z najbardziej zaciekłym wrogiem, należy zachowywać się uprzejmie i z szacunkiem.— Jasne.Racja.Ale wygląda mi to na hipokryzję.Gable zakaszlał, zasłaniając usta chusteczką.Zmarszczka bólu przebiegła mu po twarzy i Pittmanzrozumiał, ile wysiłku kosztuje tego starca trzymanie się prosto i zachowywanie manier dyplomaty, które kiedyś uczyniły go sławnym.Gable szybko się opanował i znów wyciągnął do Pittmana rękę.— Rytuał pozwala zapanować nad emocjami.I wprowadza ład.— Tym właśnie kierował się pan aranżując morderstwo Jona-thana Millgate’a?Twarz Gable’a stężała, jego zmarszczki stały się podobne do głębokich pęknięć w powierzchniwyschniętego drewna.— A Burt Forsyth? I ojciec Dundridge? Nie nazwałbym ich morderstw panowaniem nad emocjami i wprowadzaniem ładu.Gable oddychał z wysiłkiem.— Czasem konieczne jest utrzymanie pewnego stylu.Wciąż czekam.Pittman podał mu w końcu rękę z przesadną obojętnością, lecz błysk w oczach Gable’a zdawał sięoznaczać, że zyskał przewagę.Gestem zaprosił go do domu.Pittman czuł się coraz bardziej nieswojo.Pragnął odwrócić się, zbiec do samochodu i odjechaćstąd tak szybko, jak to możliwe.Powstrzymał się jednak, bo gdyby Gable chciał jego śmierci,wyborowy “strzelec mógłby strzelić do niego bez trudu, gdyby wchodził po stopniach na tarasprzed domem.A mój plan? Muszę się go trzymać.Nie mogę wciąż uciekać.Nie mam już nic do stracenia.Tomoże być moja jedyna szansa.— Zna pan moje warunki — powiedział.— Tak, ale pan nie słyszał jeszcze o moich — wąskie usta Gable’a skrzywiły się w grymasie,który miał być uśmiechem.— Proszę wejść.Czując, jak krew szybciej zaczyna mu krążyć w żyłach, Pittman wszedł do środka.Podczas gdy Gable zamykał drzwi, Pittman rozglądał się wokoło.Ściany i belkowane sufity wyłożonebyły różnokolorowym tropikalnym drewnem: mahoniem i tekiem.Lampy dawały dużo światła, ale nieraziły oczu.Było bardzo ciepło.W korytarzu z kamienną posadzką zauważył termostat ustawiony na27° C.Uznał, że nawet w przypadku bardzo chłodnego zimowego dnia byłoby to zdecydowanie zadużo [ Pobierz całość w formacie PDF ]