[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Strasznie to odpustowe – zauważyła księżniczka, kiedy została już sama z Arivaldem.– W życiu nie włożyłabym czegoś takiego.– Ależ włożysz – zaśmiał się czarodziej.– Silmeverd będzie oczarowany.A nawet więcej, będziesz go nosić przy każdej okazji.Bądź pewna, że szpiedzy dokładnie nas obserwują.I ślą równie dokładne raporty.– Zastanawiałam się nad twoim planem – powiedziała księżniczka, patrząc gdzieś w bok.– To stawia mnie trochę w złym świetle.– Jeśli wszystko dobrze pójdzie, a taką mam nadzieję, nawet nie spostrzeżesz, kiedy cała sprawa się skończy.– Ale ludzie będą plotkować – skrzywiła się księżniczka.– Chciałbym, abyśmy mieli tylko takie zmartwienia – westchnął Arivald.– Jeżeli coś nie wyjdzie, księżniczko, ty wylądujesz w celi, a ja na szafocie.I to uważam za największy problem.– Pewnie masz rację – smętnie odparła księżniczka – ale czy Silmeverd uwierzy, że ja mogę się zachować jak, hm, jak.– Jak kurtyzana – poddał Arivald.Księżniczka niechętnie przytaknęła.– Moja droga, Silmeverd jest tak przekonany o własnej doskonałości, że twój podziw i twoje uwielbienie dla niego wydadzą mu się najzupełniej naturalne.– No, może – księżniczka nie była do końca przekonana – miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze.Podróżowali spiesznie, więc niewiele czasu minęło, jak stanęli u murów Garadżikan – twierdzy strzegącej wrót do serca Targentu.I tu czekała ich niespodzianka.Silmeverd postanowił okazać swą życzliwość i powitać gości w Garadżikanie, zamiast czekać na nich w stolicy.A ponieważ uwielbiał dramatyczne efekty, w czasie uczty wyprawionej przez komesa na cześć władczyni Wybrzeża nagle pojawił się na sali.Niezapowiedziany i z początku nawet niedostrzeżony z uwagi na ogólny rozgardiasz.Zabawne, ale pierwszy w sytuacji zorientował się Arivald i natychmiast szepnął na ucho księżniczce parę słów.A ona doskonale wiedziała już, co robić.Wstała z miejsca i podeszła do stojącego przy ścianie króla, który chłodno obserwował ucztujących i zaczynał się już złościć, że nikt na niego nie zwraca uwagi.– Panie – powiedziała i skłoniła się głęboko – jestem zaszczycona, że raczyłeś udać się w podróż.– Poznałaś mnie, pani? – Silmeverd aż stracił dech, patrząc na księżniczkę.Jej rude włosy płonęły w blasku lamp, a diadem zdawał się otaczać głowę świetlistą aureolą.Silmeverd nieopatrznie spojrzał w jej oczy i utonął w nich bez szans na ocalenie.Pochylił się do dłoni księżniczki.– Oczywiście, że poznałam – powiedziała księżniczka – choć konterfekty, które widziałam, z całą pewnością nie mówiły prawdy.– Ja, pani, gdybym wiedział choć połowę prawdy o twej piękności, szedłbym na kolanach do samego Wybrzeża.– To bardzo miłe – odparła księżniczka i uśmiechnęła się promiennie, nawet nie zmuszając się do tego uśmiechu, gdyż król Targentu był naprawdę uroczy.Teraz wreszcie wszyscy dostrzegli, kto zaszczycił ucztę wizytą, i jak na komendę zaczęli się wić w pokłonach.Muzykanci ucichli, ale Silmeverd zmarszczył gniewnie brwi.– Bawić się – rozkazał – i nie przeszkadzać.Księżniczka była zdumiona tym, jak zmienił się ton jego głosu.Ale król już obracał się do niej ze słodkim uśmiechem na twarzy i odezwał się głosem jak aksamitne zasłony, rozświetlone południowym słońcem:– Czy pozwolisz, pani, aby odwiedził cię mój malarz? Twój portret stanie się najwspanialszą ozdobą pałacu, choć nie wierzę, aby żył mistrz zdolny uchwycić to niebiańskie piękno, które ja, niegodny, mogę oglądać na własne oczy.Uznała, iż Silmeverd jest naprawdę bardzo miły, i zrobiło go jej się trochę żal.– Czy mogę cię prosić o taniec, pani? – zapytał.Księżniczka, lekka jak piórko, wirowała w ramionach Silmeverda przez cały bal.Zazdrosny król nie pozwolił zatańczyć z nią nikomu innemu.Dagolar pokręcił głową i z podziwem przyjrzał się najpierw tańczącym, a potem Arivaldowi.– Co za piękna para – mruknął – a ty wysoko mierzysz, panie Arivaldzie.Arivald ucieszył się z jego słów, gdyż teraz wiedział, że jeżeli nawet Dagolar węszył jakiś podstęp, to właśnie znalazł wyjaśnienie.To oczywiste, powie sobie Dagolar.Arivald pragnie wykorzystać urodę księżniczki, by opanować księcia.Dagolara to nie interesowało.Interesowała go tylko Akademia w Targencie i zapanowanie nad Tajemnym Bractwem.Silmeverd był ledwie narzędziem.Jego królestwo nieważnym i chwilowym tworem.Liczyło się tylko Bractwo, potężniejsze od wszelkich królestw świata (oczywiście nie należało zwierzać się Silmeverdowi tych planów).A nad Bractwem Wielki Mistrz Dagolar.Potężniejszy od wszystkich królów świata.Dagolar aż przymknął oczy rozkoszy.Po balu Silmeverd odprowadził księżniczkę aż na próg komnaty, a tam długo jeszcze prawił piękne słówka i całował dłonie księżniczki.– To najwspanialszy wieczór w moim życiu – powiedział na pożegnanie.– Pani, jestem na twoje rozkazy.Od teraz na zawsze.Wiem, że mamy dyskutować nad ważnymi sprawami, ale nie będzie żadnej dyskusji.Zrobię wszystko, czego tylko zapragniesz.– Dobranoc, panie.– Księżniczka pozwoliła jeszcze raz, aby pocałował jej dłoń.– A może wypijemy jeszcze pożegnalnego drinka? – zaproponował uwodzicielsko Silmeverd.– Jutro.– Księżniczka miała rozkosznie obiecujący uśmiech.– Jestem dzisiaj już taka zmęczona [ Pobierz całość w formacie PDF ]