[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby miał inny temperament i nie lubił tak niebezpieczeństw, byłby doskonałym księgowym.Juan zauważył, że Eddie ustawił dźwignie atrapy telegrafu maszynowni w pozycji „cała stop” i nawet zmienił nieużywane mapy morskie na takie, które pokazywały południowo-zachodnie wybrzeże Afryki.- Dobre posunięcie - pochwalił, postukując palcem w wyblakły i poplamiony papier.- Wiedziałem, że ci się spodoba - odparł Eddie.Juan nie zastanawiał się, jak może wyglądać Sloane Macintyre.Zainteresowało go to dopiero w momencie, kiedy przestąpiła próg.Z potarganymi przez wiatr włosami koloru miedzi sprawiała wrażenie dzikiej i nieposkromionej.Miała trochę za szerokie usta i za długi nos, ale otwartość na jej twarzy niwelowała te drobne niedoskonałości.Okulary przeciwsłoneczne wisiały na jej szyi, więc zauważył, że nie ma zielonych oczu jak rude bohaterki powieściowych romansów, lecz szeroko rozstawione duże szare oczy, które zdawały się ogarniać otoczenie jednym szybkim spojrzeniem.Lekka nadwaga przydawała krągłości jej ciału, ale umięśnione ramiona skojarzyły się Juanowi z pływaczką.Byli z nią dwaj mężczyźni - Namibijczyk, zapewne właściciel „Pingui-na”, oraz biały z wystającym jabłkiem Adama i kwaśną miną.Nie pasował do towarzystwa takiej atrakcyjnej kobiety.Juan poznał po ich mowie ciała, że to Sloane jest szefową, a jej partner, wściekły, nie może się z tym pogodzić.Cabrillo wystąpił naprzód i wyciągnął rękę.- Juan Cabrillo, kapitan „Oregona”.Witam na pokładzie.- Sloane Macintyre.- Miała pewny, mocny uścisk dłoni i spokojne spojrzenie.Nie dostrzegł na jej twarzy ani śladu strachu, który z pewnością czuła, kiedy byli pod ostrzałem.- To jest Tony Reardon, a to Justus Ulen-ga, kapitan „Pinguina”.- Jak pan się ma? - zapytał na powitanie Reardon.Juana zaskoczył jego brytyjski akcent.- Widzę, że chyba nikt z was nie potrzebuje pomocy lekarskiej - powiedział Cabrillo.- Nie, nic nam się nie stało - zapewniła Sloane.- Ale dziękuję za troskę.- To dobrze, ulżyło mi - odparł poważnie Juan.- Zaprosiłbym was do mojej kajuty, żeby porozmawiać, ale straszny tam bałagan.Zejdźmy do mesy.Kucharz przygotuje nam coś do jedzenia.Polecił Lincowi znaleźć stewarda.Kajuta kapitańska, gdzie Cabrillo przyjmował inspektorów i urzędników portowych, którzy wchodzili na pokład, była w opłakanym stanie i została tak urządzona, by goście chcieli jak najszybciej opuścić statek.Ściany i dywan spryskiwano środkiem chemicznym cuchnącym jak tanie papierosy i odór dusił nawet nałogowych palaczy.Smutne spojrzenia błaznów patrzących z obrazów sprawiały, że większość osób czuła się nieswojo - i tak powinno być.Pomieszczenie po prostu nie nadawało się do rozmowy.Choć kambuz i przyległa mesa nie mogły mieć dużo wyższego standardu, było tam czyściej.Cabrillo poprowadził ich na dół wewnętrznymi schodami z porwanym linoleum na stopniach i ostrzegł, że chwieje się poręcz, którą celowo obluzowano.Wpuścił ich do mesy, sięgnął do jednego z dwóch włączników i po chwili rozbłysnął rząd jarzeniówek.Drugim włącznikiem zapalało się tylko kilka lamp, dwie stale migały i denerwująco buczały.Większość celników wolała przeglądać manifesty statku na mostku „Oregona” niż w jadalni.W przestronnym pomieszczeniu stały cztery różne stoły i tylko dwa z szesnastu krzeseł były jako tako podobne do siebie.Ściany miały przygnębiający mdły kolor mięty, który Juan nazywał „radziecką zielenią”.Dwa pokłady niżej znajdowała się prawdziwa mesa „Oregona”, elegancka jadalnia o wystroju pięciogwiazdkowej restauracji.Juan wskazał im miejsca.Posadził ich na wprost miniaturowej kamery ukrytej w obrazie na ścianie.Linda Ross i Max Hanley monitorowali rozmowę w centrum operacyjnym.Gdyby chcieli, żeby Juan zadał gościom jakieś pytania, przysłaliby mu je przez Maurice’a, stewarda.Cabrillo splótł dłonie na blacie stołu, zerknął na uratowaną trójkę i utkwił wzrok w Sloane.Wytrzymała jego spojrzenie i wydało mu się, że dostrzega cień uśmiechu w kącikach jej ust.Spodziewał się strachu i gniewu po tym, co przeżyli, ale kobieta wyglądała raczej na ubawioną przygodą, w przeciwieństwie do wyraźnie wstrząśniętego Reardona i zamyślonego kapitana „Pinguina”, który prawdopodobnie miał nadzieję, że Juan nie zawiadomi władz.- A więc, co to byli za ludzie i dlaczego was zaatakowali? - Sloane pochyliła się do przodu i już otwierała usta, gdy Juan dodał: - Tylko niech pani nie zapomina, że słyszałem, jak mówili przez radio coś o wczorajszym ostrzeżeniu pod pani adresem.Oparła się plecami o krzesło i najwyraźniej zastanawiała nad odpowiedzią.- Powiedz mu, na litość boską - wyrzucił z siebie Tony jeszcze bardziej rozdrażniony jej milczeniem.- Teraz to już nie ma znaczenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]