[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż Jasper FitzHugh był niełatwym przeciwnikiem, Rhys, jako młodszy i sprawniejszy, z każdą chwilą zyskiwał przewagę.Zaczynał czuć smak zbliżającego się zwycięstwa.Widział, że Jasper FitzHugh jest już zmęczony; wolniej unosi ciężki miecz i zadaje coraz mniej precyzyjne, coraz słabsze ciosy.Stryj Izoldy doskonale władał mieczem, lecz nie był już w stanie dłużej dotrzymywać pola młodszemu przeciwnikowi.Nagle wielka błyskawica rozjaśniła okolicę upiornym śwkil łem, a towarzyszący jej potężny grzmot rozdzielił walczących jak wielka pięść z niebios.Spłoszone konie stanęły dęba, a do uszu Rhysa pomału zaczęły docierać alarmujące krzyki.Włos zjeżył mu się na karku.Powietrze wypełnił zapacli spalenizny.- Boże! - krzyknął, zdezorientowany.Co się stało? Byl pewien, że piorun uderzył gdzieś niedaleko.Ludzie rzucili się do ucieczki, szukając schronienia.Jego przeciwnik stał oniemiały, zakrywając ręką ucho.Rhys potrząsnął głową.Wreszcie nadeszła długo oczekiwana chwila! Jasper opuścił miecz tak, że Rhys bez trudu mógł zadać śmiertelny cios.Zmusił się do opanowania.Uznał, że skorzystanie z zamieszania po uderzeniu błyskawicy nie splami jego honoru.Gdyby FitzHugh doszedł do siebie pierwszy, z pewnością nie przepuściłby nadarzającej się okazji.Przygotował się do zadania ciosu, skupiając wzrok na miejscu pomiędzy szyją a barkiem, gdzie zbroja była najsłabsza.Dwadzieścia lat, pomyślał.To już dwadzieścia lat planowania zemsty, nienawiści do tego człowieka i całej jego rodziny.Jasper skrzywił się i potart ucho; najprawdopodobniej wciąż był ogłuszony.Tymczasem Rhysowi wrócił słuch; teraz dobrze rozróżniał już krzyki, parskanie oszalałych koni i ryk bydła.Uderzaj, teraz, natychmiast! - domagał się wewnętrzny głos, podejrzanie twardy i okrutny, jak ojcowski, jednak z niewiadomego powodu Rhys się wahał.Uniósł miecz.Jeden szybki ruch i zemsta się dopełni.I wtedy usłyszał przenikliwy krzyk, przebijający się przez cały zgiełk i zamieszanie.- Pali się! Wieża się pali!Krew odpłynęła Rhysowi z twarzy.Izolda! Odwrócił się w stronę zamku i z przerażeniem zauważył ogień strzelający.Azolda słyszała jakiś dziwny szum.Była ociężała i bolała ją głowa, ale nareszcie się rozgrzała.Mimo pulsującego bólu i szumu w uszach uśmiechnęła się.Ostatni raz było jej tak cudownie ciepło, kiedy leżała z Rhysem w jego wielkim łożu.Powróciły bolesne wspomnienia.W tej chwili Rhys toczył pojedynek ze stryjem Jasperem, miał zamiar walczyć z jej ojcem.Głęboko zaczerpnęła tchu i omal nie zakrztusiła się dymem.wysoko w ołowiane niebo.Czy udała się do swej komnaty i znajdowała się na płonącym piętrze?Zapomniał o zemście i o przeciwniku, który nie zdążył jeszcze dojść do siebie.Nie zdawał sobie sprawy nawet z tego, że wciąż trzyma miecz.Puścił się pędem w stronę zamku.Jeśli Izolda była na wieży, musiał ją stamtąd wydostać.Przebiegł przez pole, most, bramę.Dookoła panowało potworne zamieszanie, psy ujadały, ludzie krzyczeli, wyciągniętymi rękami wskazując wieżę, w której przebywała Izolda.Wbiegł po schodach do wielkiej sieni, mijając uciekających przed pożarem, a potem popędził na górę, czując coraz mocniejszy swąd spalenizny.- Izoldo! - krzyknął.- Izoldo!Słyszał jednak tylko echo jej ostatnich słów, wypowiedzianych do niego przed walką.1 Me przychodź do mnie, jeśli przelejesz krew mojego ojca M lub stryja.A wcześniej prosiła go, by wybrał ją, a nie zemstę.i Nie zdobył się na to.Boże, czyżby miał ponieść okrutną karę za to, że okazał się ślepym i bezdusznym głupcem?- Boże, ocal ją - modlił się, wbiegając po krętych schodach po trzy naraz.- Boże, proszę, nie karz mnie jej krzywdą.Jest niewinna.Ocal ją.Co się stało?Z trudem dźwignęła się na łokciach i uniosła ciężkie powieki.Nie wierzyła własnym oczom.Część dachu zawaliła się, a druga część płonęła.Jęzory ognia strzelały wysoko w niebo.Przypomniała sobie błysk światła i potężny grzmot.Piorun musiał uderzyć w Rosecliffe! Śmiertelnie przerażona, usiadła na łożu.W komnacie było gorąco i szaro od dymu.Zamrugała, by powstrzymać łzy.Musiała się stąd wydostać!Poczuła ból w plecach, promieniujący do nogi, i zawroty głowy.Zdezorientowana, rozejrzała się.Jedna ściana zamku zawaliła się, tak że Izolda widziała niebo i czuła podmuchy wiatru.Przyłożyła rękę do głowy w nadziei, że powstrzyma nieznośne wirowanie.Gdzie są drzwi, schody?Ogarnięta panicznym strachem, po omacku próbowała przejść przez kamienie i kłody.Czuła, że padają na nią gorące skry, popiół i zwęglone kawałki drewna.Miała wrażenie, że znajduje się w piekle.- Rhysie! - zawołała, dusząc płomienie na rękawie sukni.- Rhysie, pomóż mi! - krzyknęła, nie zdając sobie sprawy ze swoich poczynań.Co chwila przecierała oczy.Gdzie są drzwi? Zaniosła się kaszlem, przywarła twarzą do posadzki, gdzie dym nie był tak gęsty, i łapczywie zaczerpnęła chłodniejszego powietrza.Miała nadzieję, że nie straci przytomności.Nie mogła jednak znaleźć drzwi.W końcu dostrzegła je zza rumowiska zawalonej ściany.Ich górna połowa stała już w ogniu! vAzęść mieszkańców zamku uciekła, bojąc się gniewu Boga, który najwyraźniej wolał zniszczyć Rosecliffe, niż pozwolić na walkę; lecz pozostali oraz bracia FitzHugh, ich żony i zbrojni zbiegli się na dziedzińcu.Wciąż oszołomiony Jasper mobilizował ludzi do walki z żywiołem.Randulf rozpaczliwie wypatrywał w tłumie swej córki.- Gdzie ona może być? Tutaj na pewno jej nie ma! - zawołała Josselyn, podbiegając do niego.- Musimy ją znaleźć! - Zauważywszy Newlina, natychmiast odwróciła się w jego stronę.- Newlinie, pomóż nam! Musimy znaleźć Izoldę!- Już po nią poszedł - odpowiedział spokojnie bard.- Rhys ap Owain po nią poszedł.Ma silną wolę i bałem się o niego, ale już po wszystkim - dodał, patrząc na Tillo.- Oto spełnia się trzecia przepowiednia.Josselyn zamrugała.Jak mogła zapomnieć o gorącej ulewie? Rhys pobiegł na pomoc Izoldzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]