[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na drugim od góry stopniu aluminiowej drabinki stał facet w poplamionym kombinezonie i nakładał pędzlem farbę tam, gdzie ściana stykała się z sufitem.Pomieszczenie wypełniał przyjemny, ale kręcący w nosie zapach farby malarskiej.Była koloru brzoskwiniowego.Quinn wolał poprzednią biel.– Mogę w czymś pomóc? – zapytał kobiecy głos.Z kuchni wyszła młoda kobieta w białym kombinezonie i czapeczce malarskiej nasadzonej na burzę marchewkowych włosów.Niosła plastikowe wiadro pełne masy szpachlowej i małą kielnię, która wyglądała na często używaną.Quinn i Fedderman pokazali swoje odznaki.Dwójce malarzy najwyraźniej to wystarczyło.Mężczyzna na drabinie wrócił do pracy.Szefem chyba była kobieta.– Chcielibyśmy rozejrzeć się po mieszkaniu – oznajmił Quinn.– W poszukiwaniu śladów? – Marchewkowowłosej wymknął się uśmiech.– Zanim je zamalujecie – powiedział Fedderman.Uniosła brwi.– Popełniono tu przestępstwo?– Nie wiemy dokładnie, gdzie dokonano morderstwa – odparł Quinn.– Dlatego szukamy śladów.Nie widział sensu w informowaniu jej, że zbrodnię popełniono gdzie indziej.Niech dziewczyna zrobi wielkie oczy.Nie zrobiła.– Ktoś mówił o morderstwie? – zapytał malarz na drabince.Najwyraźniej był do tyłu z wiadomościami.– Jesteśmy z wydziału zabójstw – powiedział Fedderman – więc chodzi o morderstwo.– No pięknie – rzekł mężczyzna.– Mam nadzieję, że nie zamalowaliśmy odcisków palców.– Pan się nie martwi – odparł Quinn.– Odciski już zdjęte.– Przez techników kryminalistycznych?– Słyszę, że ogląda pan telewizję – powiedział Fedderman.– Prawo i porządek – przyznał malarz.– To nasz cel – rzekł Quinn.– No to macie szczęście – odezwała się malarka.– Dopiero co zaczęliśmy, pozostałe pokoje są jeszcze nietknięte.Nie namieszaliśmy za bardzo, prawda? Podobno większość morderstw popełnia się w sypialni albo w kuchni.Nikt nikogo nie zabija w salonie.– Zależy, co leci w telewizji – powiedział Fedderman.– Futbol – odrzekła malarka.– Futbol w telewizji wyzwala w mężczyznach agresję.– Oprah Winfrey czasami też – zauważył Fedderman.Kobieta wybuchnęła śmiechem.– Pan chyba żartuje.Wszyscy kochają Oprah.Tak jak Raymonda.– A pani chyba wdycha za dużo oparów farby – odpowiedział Fedderman.– Rozejrzymy się zatem – wtrącił Quinn.– Dzięki.Obawiał się, że Fedderman może na serio rozzłościć rudowłosą.Już to widywał, kiedy na tapecie pojawiała się Oprah.Mieszkanie było małe, więc nie mieli wiele do oglądania, zwłaszcza że byli w nim wcześniej.Quinn zajął się łazienką, a Fedderman zaczął od sypialni.Apteczka została wysprzątana, podobnie jak wbudowana w ścianę mała szafka służąca do przechowywania ręczników i innych łazienkowych utensyliów.Nawet stara wanna wyglądała na doszorowaną.Z przełączników i gniazdek elektrycznych zdjęto plastikowe obudowy.Malarze już tu byli i wykonali wstępne prace.Przy umywalce leżała czysta, starannie złożona plastikowa zasłona od prysznica.Quinn wykorzystał ją jako podkładkę – ukląkł na niej, wykręcił szyję i obejrzał od spodu porcelanową umywalkę.Nie było tam nic poza rurą odpływową.Rozejrzał się po raz ostatni i dołączył do Feddermana w sypialni.Wysprzątano ją tak jak łazienkę.Jeśli Madeline coś tu zostawiła, zostało to sprzedane, skradzione bądź wywiezione.Z łóżka zostały tylko materac i stelaż.– Feds, sprawdziłeś, czy czegoś nie ma pod łóżkiem?– Zawsze sprawdzam, czy czegoś nie ma pod łóżkiem – odpowiedział Fedderman.– Nawet w domu.Fedderman podszedł do szafy i otworzył ją.Była tak samo pusta jak ostatnim razem.Dwa czy trzy sczepione wieszaki zdawały się kołysać według tego samego wzorca rytmicznego co poprzednio, niczym druciane ozdoby.Gliny zapamiętywały takie rzeczy.Wzorce.Fedderman zabrał się do zamykania szafy.– Zaczekaj! – przeszkodził mu Quinn, zerknąwszy do pustego wnętrza.Pomalowana dykta na tylnej ścianie szafy, która miała może czterdzieści pięć na czterdzieści pięć centymetrów i umożliwiała dostęp do łazienkowej kanalizacji za wanną, wyglądała jakby inaczej.Coś tu…– Czy ten panel był taki przekrzywiony? – zapytał Quinn.Fedderman się przyjrzał.Do połowy jednej krawędzi widać było nawet pas starej farby.– Nie.Ktoś tu był i trochę krzywo go zamocował.Może z pośpiechu.– Albo to był partacz, a nie hydraulik – mruknął Quinn.Ukucnął do wtóru strzelających chrząstek w kolanach.Gołą drewnianą podłogę szafy przy panelu pokrywała cieniutka warstewka białego proszku.Trochę wpadło w szczeliny między deskami.Fedderman się schylił i zajrzał Quinnowi przez ramię.– Chcesz się założyć, co to jest? – zapytał.Nałogowi narkomani najczęściej chowali swoje zapasy za panelem umożliwiającym dostęp do rur.Jakby nie wiedzieli, że policjanci z wydziału narkotyków zaglądają tam zaraz po sprawdzeniu spłuczki nad ubikacją.Quinn przejechał opuszkiem palca po warstewce pyłu, przyłożył palec do języka, po czym roztarł pył na dziąsłach i za dolnymi zębami.– Koka – powiedział.– Pierwszej klasy.Fedderman się wyprostował.– Czyli nowa Madeline bierze.Musiała zostawić zapasy podczas przeprowadzki, a potem po nie wróciła.– Może dlatego że ktoś jej pomagał przy przeprowadzce – zasugerował Quinn.– I wynosiła się stąd w pośpiechu.Kiedy dopadł ją głód, wróciła po towar.Nie uważała i jakoś przebiła torebkę albo rozsypało jej się trochę podczas wciągania.– Pośpiech i drżączka – powiedział Quinn, malując to sobie w wyobraźni.– Chyba że kombinujemy w złą stronę – zauważył Fedderman.– Może wróciła, żeby schować coś za panelem.Quinnowi nie wydało się to prawdopodobne, ale było możliwe.Tych starych paneli zwykle nikt nie ruszał przez lata.Skoro już klęczał, przyjrzał się panelowi dokładniej.Każdy róg mocowała do szafy duża śruba.W otworach nie było farby, a śruby wyglądały na obluzowane.Kilka płatków farby leżało pod nimi na podłodze.Bez wątpienia przy panelu ktoś niedawno majstrował.– Feds, spróbuj pożyczyć śrubokręt od malarzy.– Lecę.Gdy Fedderman wyszedł z pokoju, Quinn zebrał się w sobie i podniósł się na hałasujących, rozdygotanych kolanach.Noga, w którą zarobił kulkę, nie była ani trochę bardziej chwiejna od drugiej.Czas uleczył… Quinnowi przez chwilę kręciło się w głowie.Czuję swój wiek.Niedobrze.– Zwykły czy krzyżakowy?! – zawołał Fedderman z salonu.– Przynieś oba! – odkrzyknął Quinn.Nie miał ochoty klękać po raz drugi, żeby przyjrzeć się śrubom.Nowa Madeline nic nie schowała za szafą.Kiedy Quinn usunął sklejkowy panel, zobaczył tylko orurowanie wanny i jeszcze trochę białego proszku na podłodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]