[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Spadam – powiedziałem, kładąc na ladzie parę banknotów dla barmana.– Umówiłem się z kimś.– Jasne.Z kimś, kto nie ma wrogów.Ale tak na serio, jeśli twoja dziewczyna ma koleżankę, przyprowadź ją tu.Jeszcze trochę tu posiedzę.Może Frankie wpadnie dotrzymać mi towarzystwa.– Zobaczymy się później.– Na pewno mnie tu znajdziesz.Dokąd miałbym pójść?Rozdział XVŁysol mieszkał w przedwojennym, dwunastopiętrowym budynku.Ściany w holu pomalowane były w stylu art deco, a portier miał taką minę, jakby myślał, że jest świętym Franciszkiem.Stałem na ulicy i obserwowałem, jak wpuszczał do budynku kolejne osoby, upewniając się, że są lokatorami albo gośćmi.Z początku chciałem udawać lokatora, ale zrezygnowałem z tego pomysłu.Byłem zbyt mało pewny siebie.Po prawej stronie znajdował się pięciopiętrowy dom z brązowej cegły, a po lewej czternastopiętrowy budynek, który, dzięki dziwacznym prawom panującym w handlu nieruchomościami, miał w rzeczywistości tylko jedno piętro więcej niż kamienica, w której mieszkał Łysol.Od razu zorientowałem się, że portier, który tam urzęduje, jest mniej sumienny niż portier Corcorana.Nie zwróciłby na mnie uwagi, nawet gdybym wszedł do budynku w pasiaku więziennym.Postanowiłem sprawdzić, które mieszkanie należy do mojego znajomego.Kiedy powiedziałem portierowi, że przychodzę z wizytą, nacisnął dzwonek domofonu.Nikt nie odpowiedział.W ten sposób upewniłem się, że w mieszkaniu 8-H nikogo nie ma.Opuściłem budynek i zacząłem iść przed siebie.Doszedłem do rogu ulicy i wróciłem.Wszedłem do czternastopiętrowego budynku i uśmiechnąłem się do portiera, mówiąc: „Ładny wieczór, prawda?” Mężczyzna skinął głową, nie odrywając wzroku od gazety.Wjechałem windą na samą górę i wyszedłem na dach.W takich miejscach można czasem spotkać początkujących astronomów i zakochanych, którzy lubią mocne wrażenia.Ale na szczęście było tam pusto.Podszedłem do krawędzi i spojrzałem na dach sąsiedniego budynku, który znajdował się jakieś dwanaście stóp niżej.Wolałbym pokonać ten dystans na płaskiej drodze, ale wiedziałem, że będę musiał skoczyć.Oczywiście, nie odważyłbym się, gdyby budynki nie przylegały do siebie.Przez parę minut zbierałem się na odwagę.Robiłem już wcześniej takie rzeczy.Włamywacze nie mogą sobie pozwolić na strach.W końcu zacisnąłem zęby i skoczyłem.Kiedy wylądowałem na sąsiednim dachu, sprawdziłem, czy niczego sobie nie złamałem.Okazało się, że moje nogi są nadal sprawne.Odetchnąłem z ulgą i ruszyłem w kierunku wejścia.Drzwi były zamknięte, ale pomyślałem, że to błahostka w porównaniu z innymi moimi problemami.Stanąłem przed drzwiami mieszkania Łysola i obejrzałem zamek.Wiedziałem, że poradzę sobie z nim bez trudu.Już miałem wyjąć narzędzia, kiedy na końcu korytarza pojawił się mężczyzna w średnim wieku.Szedł w moim kierunku.Wyglądał jak facet z reklamy lekarstwa na obstrukcję.Zapukałem do drzwi i powiedziałem:– Tak, to ja, człowieku.Otworzysz?Oczywiście, nikt nie odpowiedział.– Jasne – mówiłem dalej.– Ale pospiesz się.– Spojrzałem na zbliżającego się mężczyznę i rozłożyłem ręce w bezradnym geście.– Mój kumpel bierze prysznic.Muszę tu stać i czekać, aż się ubierze.Nieznajomy skinął głową i poszedł dalej.Najwyraźniej nie miał ochoty na przyjacielską pogawędkę.Kiedy zniknął, wyciągnąłem narzędzia i otworzyłem zamek.Trwało to nie więcej niż sekundę.Łysol nie zamknął drzwi na zamek, po prostu je zatrzasnął.Włożyłem do dziurki kawałek metalu, poruszałem nim chwilę i sezam się otworzył.Wśliznąłem się do mieszkania, zamknąłem drzwi na oba zamki i zapaliłem światło.Nie miałem ze sobą gumowych rękawiczek, ale nie przejąłem się tym.Nie zamierzałem niczego ukraść.Szukałem dowodów na to, że barman jest zamieszany w morderstwo.Zamierzałem poinformować o tym policję.Oczywiście, miałem nadzieję, że znajdę w mieszkaniu teczkę z klejnotami.Ale wiedziałem, że jeśli Łysol jest mordercą i złodziejem, na pewno nie zostawiłby biżuterii w mieszkaniu, którego drzwi nic były starannie zamknięte.Zabrałem się do przeszukiwania kawalerki.Nie było to trudne ze względu na jej wielkość.Mieszkanie barmana było nieco większe niż kawalerka Jillian.Stało tam niewiele mebli.W pokoju znajdowało się łóżko z nie wykończonego drewna brzozowego, mahoniowa komoda z zepsutymi uchwytami przy szufladach, którą Łysol kupił z pewnością w sklepie ze starzyzną, fotel i dwa krzesła.Wnęka kuchenna, w której znajdowały się kuchenka i lodówka, była oddzielona od pokoju zasłonką z cekinami.Mieszkanie było, delikatnie mówiąc, zaniedbane.Spędziłem wiele wieczorów, obserwując, jak barmani wycierają ściereczką szklanki i ustawiają je równo w rzędach.W tym zawodzie nie można sobie pozwolić na niechlujstwo.Byłem przekonany, że każdy barman jest z natury pedantem.Jeden rzut oka na mieszkanie Łysola pozbawił mnie złudzeń.Na podłodze leżały porozrzucane brudne ubrania.Łóżko było nie pościelone.Jednym słowem, odnosiło się wrażenie, że sprzątaczka barmana umarła kilka miesięcy wcześniej i nikt jej nie zastąpił.Najpierw przeszukałem wnękę kuchenną.Nie znalazłem gotówki w lodówce ani biżuterii w piekarniku.Natomiast były tam resztki spleśniałego jedzenia.Zamknąłem piekarnik i poszedłem do pokoju.W szufladach komody leżały ubrania Łysola.Były to głównie dziurawe dżinsy i koszulki.Niektóre miały napis Spyder’s Parlor.Na innych widniały napisy świadczące o tym, że mój znajomy pracował w różnych branżach.W dolnej szufladzie znajdowały się prezerwatywy, wibratory i stymulatory.Były tam też przedmioty z gumy i skóry.Niestety, nie wiem, jak się nazywały ani do czego służyły.Klejnotów ani śladu.Nie znalazłem też instrumentów dentystycznych firmy Celniker.W mieszkaniu nie było żadnych cennych przedmiotów.Miałem nadzieję, że znajdę trochę gotówki.Wyglądało na to, że wkrótce będę musiał wynająć adwokata albo kupić bilet lotniczy do Tierra del Fuego.Kiedy włamuję się do czyjegoś mieszkania, liczę na to, że coś stamtąd wyniosę [ Pobierz całość w formacie PDF ]