[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zobaczyłam swój obraz.- Hm.- Byłam w szoku.Czułam się kompletnie zdezorientowana.To był mój obraz.Rozpoznałabym go wszędzie.- Nie widziała go pani przez dziesięć lat - odpowiedziałem.- Obrazy Mondriana są bardzo podobne.Nie chcę umniejszać jego geniuszu, ale.- To był mój obraz.- Skoro pani tak twierdzi.- W każdą niedzielę siedziałam naprzeciwko tego obrazu, rozgniatając na talerzu groszek i ziemniaki.- Ja też tak robiłem.Wie pani, co jeszcze wyprawiałem przy stole? Robiłem zamek z rozgniecionych ziemniaków i fosę, którą wypełniałem sosem z pieczeni.Z marchewki robiłem armatę, a zielony groszek służył mi za kule armatnie.Za każdym razem miałem ochotę zbombardować mostek cielęcy, ale matka mi nie pozwalała.W jaki sposób pani obraz znalazł się w galerii Vermillion?- Został wypożyczony.- Z muzeum?- Okazało się, że należy do prywatnej kolekcji.Panie Rhodenbarr, nie obchodzi mnie, w jaki sposób mój Mondrian stał się częścią prywatnej kolekcji.Chcę odzyskać obraz.Jest mój i będę o niego walczyć nawet, jeśli się okaże, że według prawa nie należy do mnie.To stało się moją obsesją, odkąd poszłam na wystawę.Muszę go mieć.„Co takiego jest w obrazach Mondriana, że podobają się wariatom?”, pomyślałem.Porywacz kota, facet, który do mnie zadzwonił, Onderdonk, jego zabójca, a teraz ta mała paniusia.„Kim ona właściwie jest?”, pomyślałem.- A propos - powiedziałem.- Kim pani właściwie jest?- Nie słuchał mnie pan? Mój dziadek.- Czy mogę wiedzieć, jak się pani nazywa?- Ach - zawahała się.- Nazywam się Elspeth.Elspeth Peters.- Pewnie myśli pani, że ukradłem obraz pani dziadkowi.Rozumiem, że się pani niepokoi.Kupiła pani książkę w moim antykwariacie i zapamiętała pani moje imię.Potem dowiedziała się pani, że byłem włamywaczem, zanim zająłem się sprzedawaniem książek i zaczęła mnie pani podejrzewać.Trudno się temu dziwić, ale.- Wcale nie myślę, że ukradł pan obraz mojemu dziadkowi.- Nie?- A zrobił to pan?- Nie, ale.- Był pan bardzo młody, kiedy ukradziono obraz.Z początku myślałam, że Mondriana zabrał wujek Billy, ale potem zdałam sobie sprawę, że to wujek miał rację.Myślę, że mój ojciec zabrał obraz.Ktokolwiek go sobie przywłaszczył, musiał go sprzedać.Wie pan, kto go kupił?- Postaram się zgadnąć.- Proszę bardzo.- J.McLendon Barlow.Nieznajoma zrobiła zdziwioną minę.Powtórzyłem nazwisko kolekcjonera, ale najwyraźniej nic jej to nie mówiło.- To mężczyzna, który wypożyczył obraz galerii Vermillion - wyjaśniłem.- Potem darował obraz Galerii Hewletta.Pamięta pani?- Nie mam pojęcia, o czym pan mówi - odrzekła.- Obraz, mój obraz, należał do prywatnej kolekcji pana Gordona Kyle’a Onderdonka.- Och.- Czytałam o tym w gazetach, panie Rhodenbarr.Nie przestał pan być włamywaczem, chociaż sprzedaje pan książki.Dziennikarze twierdzą, że został pan aresztowany za zamordowanie Onderdonka.- Zgadza się.- Wyszedł pan z więzienia za kaucją?- Tak.- Ukradł pan obraz z mieszkania Onderdonka - mój obraz.- Wszyscy tak myślą, ale to nieprawda - odparłem.- Obraz zniknął, ale ja nie mam z tym nic wspólnego.Organizują wystawę i Onderdonk miał pożyczyć obraz właścicielom galerii.Zamówił nową ramę.- To niemożliwe.- Dlaczego?- Sponsorzy wystawy sami by o to zadbali.Jestem pewna, że pan ukradł obraz.- Nie było go w mieszkaniu, kiedy się włamałem.- Bardzo trudno mi w to uwierzyć.- Ja też byłem zdziwiony, panno Peters, ale kto inny zabrał obraz.Widziałem to na własne oczy, to znaczy, widziałem pustą ścianę, na której przedtem wisiał Mondrian.- Onderdonk powiedział panu, że mają oprawić obraz?- Nie pytałem go o to, ponieważ już nie żył.- Zabił go pan, zanim zorientował się pan, że obraz zniknął?- Nie zabiłem go, zrobił to ktoś inny.Nie wiedziałem, że Onderdonk został zamordowany i nie znalazłem jego ciała w szafie.Nie zajrzałem nawet do tej szafy.- A więc to nie pan jest mordercą.- Onderdonk chyba nie popełnił samobójstwa.Jeśli to zrobił, było to najstraszniejsze samobójstwo, o jakim słyszałem.Nieznajoma zamyśliła się i zmarszczyła czoło.- Morderca na pewno zabrał obraz - uznała.- Na to wygląda.- Kto zabił Onderdonka?- Nie wiem.- Policja mówi, że pan jest mordercą.- Tak, oni zazwyczaj mają rację.Szczególnie funkcjonariusz, który mnie aresztował.Zna mnie od wielu lat i wie, że nie byłbym w stanie nikogo skrzywdzić.Niestety mają dowody na to, że byłem w mieszkaniu Onderdonka.Będę więc głównym podejrzanym, dopóki nie znajdą kogoś innego.- Kogo?Zastanawiałem się nad tym już wcześniej.- Jeśli dowiem się, kto to zrobił, poinformuję policję.- Więc szuka pan mordercy na własną rękę.- Próbuję po prostu przeżyć z dnia na dzień.Jednocześnie mam uszy i oczy szeroko otwarte.- Kiedy znajdzie pan mordercę, będzie pan wiedział, gdzie jest obraz.- Nie wiadomo, czy znajdę mordercę.A jeśli nawet tak się stanie, nie wiadomo, czy znajdę też obraz.- Jeśli pan znajdzie obraz, musi mi pan go dać.- Hm.- Jest mój.Mówiłam już panu.Zrobię wszystko, żeby go zdobyć.- Mam tak po prostu wręczyć pani obraz Mondriana?- To najmądrzejsza rzecz, jaką może pan zrobić.Ogarnąłem wzrokiem jej filigranową postać.- Mój Boże! Grozi mi pani?Spojrzała na mnie i jej oczy wydały mi się nagle wielkie.- Byłam gotowa zabić Onderdonka, żeby odzyskać obraz - oznajmiła.- Ma pani obsesję.- Wiem.- Proszę posłuchać, pewnie pomyśli pani, że to zwariowany pomysł, ale powinna pani udać się na terapię.Obsesje sprawiają, że nie potrafimy dostrzec prawdziwej przyczyny naszego problemu.Gdyby pani obsesja znikła.- Zniknie, kiedy zdobędę obraz.- Rozumiem.- Mogę być pana przyjaciółką, panie Rhodenbarr, albo najgorszym wrogiem.- Przypuśćmy, że wiem, gdzie jest obraz - powiedziałem ostrożnie.- Pan go ma?- Nie, ale możliwe, że wpadnie w moje ręce.Jak mam się z panią skontaktować?Nieznajoma zawahała się, otworzyła torebkę i wyjęła z niej długopis kulkowy oraz kopertę.Oderwała kawałek i napisała na nim numer telefonu.Potem znowu się zawahała i dopisała pod numerem: „E.Peters”.- Proszę - powiedziała, kładąc skrawek papieru obok albumu.Nasadziła skuwkę na długopis, włożyła go do torebki i otworzyła usta, żeby coś dodać.W tym momencie zadźwięczał dzwoneczek zawieszony przy drzwiach i ktoś wszedł do antykwariatu.Była to Carolyn.- Hej, Bern, znowu do mnie zadzwonili! - zawołała.- Myślałam.Elspeth Peters odwróciła głowę i kobiety zmierzyły się wzrokiem.Potem Elspeth minęła Carolyn i wyszła z antykwariatu.Rozdział XIV- Nie zakochuj się w niej - powiedziałem, patrząc na Carolyn.- Ona jest niezrównoważona [ Pobierz całość w formacie PDF ]