[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Mów mi Ernie”, powiedziała, bo na imię ma Ernestyna.Haruje w kuchni jak wół, podczas gdy on tylko plącze się pod nogami albo chodzi na ryby.–Rozumiem, że stają się one daniem dnia?–No cóż… niezupełnie.Owen uważa, że Ernie nie jest przyzwyczajona do przyrządzania ryb słodkowodnych.Więc co tylko złapie, wyrzuca z powrotem.Niezły świr!–Hmmm – zamyślił się Qwilleran.– A co jest waszą specjalnością?–Ziemniaki z rusztu, czyli nic skomplikowanego.–Ale słyszałem, jak ludzie o nich mówili.Jak je przyrządzacie?–Liz! – krzyknął Derek.– Masz tu jakieś szpile do ziemniaków?–Gdzieś tu powinny być – powiedziała.– Schodzi każda ilość, tak że ledwie nadążamy z zamawianiem następnych.Pokazała Qwilleranowi długi na pół metra metalowy pręt, najeżony metalowymi kolcami.Na obu jego końcach znajdował się dekorowany uchwyt.–Jeśli pieczesz na tym ziemniaki – objaśniła – trwa to krócej, a one same są mniej suche oraz nie tracą tak wiele z naturalnej wartości i smaku.–Skąd to wiadomo? – spytał niedowierzająco Qwilleran.– To brzmi jak marketingowa blaga z telemarketu.–Nie wiem, czy to prawda, ale taka jest powszechna opinia.To Derek wpadł na pomysł, aby ziemniaki z rusztu uczynić wizytówką restauracji, a Ernie po prostu podchwyciła jego pomysł.No a teraz przechodzą z detalu w hurt.–Wiecie, dlaczego cieszą się taką popularnością? – włączył się Derek.– Ziemniaki to danie banalne, a restauracja jest jak teatr, należy tam unikać banałów.Wszystko musi być „specjalne”, „unikalne”.Nawet z liścia sałaty albo śmietankowych lodów możesz wyczarować coś ekstra.Ja właśnie odpowiadam w knajpie za dobre show; żeby publiczność przy każdym kęsie trzymana była w stanie niepewności i ekscytacji.Powinieneś do nas wpaść, Qwill.–Na pewno to uczynię, i to jeszcze dzisiaj, przed przedstawieniem.–O kurcze! Na śmierć zapomniałem…I Derek wyskoczył z fotela jak z katapulty.–Połamania nóg! – krzyknął Qwilleran za młodym Cutdebrinkiem, który wybiegł na zewnątrz.–Qwill, czytałeś dzisiejsze wydanie „Moose County coś tam”? – spytała Elizabeth.– Spójrz na ogłoszenia na stronie piątej.Dziennikarz rozłożył płachtę gazety i przeczytał na głos:NIGDY NIE CZYTAŁEŚ CZEGOŚ RÓWNIE MOCNEGO!Podoba Ci się to, jak mówią ludzie z Moose County?Czy nie wkurza Cię ten brak kompetencji językowych u naszych, obywateli?Czy nie uważasz, że używanie wyrażenia „w przeciągu czasu” powinno być karane grzywną?I czy Ty sam wiesz, które formy są poprawne, a które nie?W RAZIE CZEGO PORADŹ SIĘ PANI GRAMATYKI!Jej kolumna już w następnym tygodniu rusza na łamach naszej gazety.Skargi, opinie, pytania bardzo mile widziane!–No, no! – pokręcił głową Qwilleran.– Zazwyczaj czepianie się słówek uchodzi za dosyć niegrzeczne, ale może i jest coś na rzeczy.Inna sprawa, czy ta kolumna może cokolwiek zmienić w naszych nawykach i nawyczkach.Jak sądzisz, Elizabeth?–Myślę, że ludzie, którym zależy na poprawności językowej, i bez tej kolumny wiedzą, że nie mówi się „w przeciągu czasu”.Poza tym w takiej lokalnej społeczności liczy się to, jak mówi twoja rodzina, przyjaciele, sąsiedzi.Ludzie mają gdzieś kanony poprawności tworzone przez gramatyków z Hairardu.–A mnie przede wszystkim interesuje to, kim jest autor kolumny.Taki pomysł mógłby strzelić do głowy Jimmiemu Handleyowi z redakcji albo jakiejś emerytowanej nauczycielce literatury.Ale to już problem Juniora Goodwintera.Poczekamy, zobaczymy.Przed powrotem do domu Qwilleran jeszcze raz udał się do Fishport.Jutowy worek wciąż zakrywał tablicę z reklamą ciasteczek, ale z podjazdu znikły już policyjne samochody.Dziennikarz pomyślał, że nie od rzeczy będzie zapukać i spytać, co się takiego dzieje.„Czy mogę w czymś pomóc?” – to magiczne pytanie otwiera ludzkie serca i uwalnia uwiezione w nich tajemnice.Ale na jego pukanie nie było żadnej odpowiedzi.Wszelako przez zasłonięte kotarą okno mógł dostrzec chodzącą po pokoju postać.Najwidoczniej nie był mile widzianym gościem.Nie chcąc wyjść na natręta, wsiadł więc do samochodu i odjechał w kierunku domu.Rozdział szóstyPrzed kolacją i wizytą w teatrze Qwilleran nakarmił koty.Zostało mu jeszcze trochę czasu, który postanowił poświęcić na głośną lekturę, ulubioną rozrywkę jego pupilków.Wybór padł na Z dala od zgiełku, powieść, której akcja dzieje się w środowisku hodowców owiec.Qwilleran jak zwykle rozsiadł się w fotelu na werandzie.Yum Yum usadowiła się wygodnie na jego kolanach, a Koko przycupnął na oparciu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]