[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.185- Podaj mi telefon, dobrze? - poprosiła Jamesa, który siedziałobok niej.James sięgnął między oparcia i wyłuskał komórkę z kurtki.Dzwoniła juŜ od wieków, więc pomyślał, Ŝe lepiej sam odbierze.- Telefon Zary.Zaczekaj chwilę.To Ewart.- Poczekaj, bo jadę - powiedziała głośno Zara, odbierając Ja-mesowi aparat.Nie lubiła rozmawiać, prowadząc, więc zatrzymała samochódna poboczu i dopiero potem podniosła telefon do ucha.- Co tam.? Och, juŜ przyszło - powiedziała, a w jej głoswkradło się drŜenie.- No i co, dobre wieści czy.? Tak, głupkujeden, oczywiście, Ŝe masz otworzyć.James był zaintrygowany, chociaŜ nie miał pojęcia, o czym Za-ra mówi.- O BoŜe, nie wierzę - zachłysnęła się Zara.- Tak!James z przeraŜeniem patrzył, jak jego koordynatorka podska-kuje dziko w fotelu.Jej oczy zaszkliły się od łez.- Nie sądziłam, Ŝe w ogóle mam szansę.W moim wieku? Zdwójką tak małych dzieci.? No mów, kiedy?Rozmowa ciągnęła się jeszcze przez minutę i zakończyła czułąwymianą „kochamciów”.- Znów jesteś w ciąŜy? - zapytał James, podając Zarze chus-teczkę ze schowka, by mogła osuszyć oczy.Zara zachichotała i siąknęła nosem.- Nie.CóŜ.Chyba zasługujesz na wyjaśnienie po takimprzedstawieniu, ale proszę, nie rozpowiadaj o tym w kampusie.Nie mów nawet Kyle'owi ani Laurze.James skinął głową, siląc się na obojętną minę, choć tak na-prawdę pękał z ciekawości.- Pamiętasz, jak pojechałam do kampusu w dniu, w którymLaura uratowała Klopsa?- Tak, na jakieś spotkanie z kierownictwem czy coś.186- CóŜ, to nie do końca prawda.- Zara uśmiechnęła się.- By-łam na rozmowie w sprawie pracy.- Pracy?- Na początku nawet nie zamierzałam się zgłaszać.Jest sporobardzo mocnych kandydatów, a ja myślałam, Ŝe jestem za młoda,a dwójka małych dzieci zadziała na moją niekorzyść.JednakEwart zdołał mnie namówić.Powiedział, Ŝe przynajmniej wynio-sę z tego cenne doświadczenie, jeŜeli nie coś więcej.James zmartwiał ogarnięty straszliwym przeczuciem, Ŝe Zaraodchodzi z CHERUBA, ale w następnej chwili skojarzył jejpodanie o pracę z tym jedynym stanowiskiem, o którym wiedział,Ŝe niebawem zostanie zwolnione.Wziął głęboki wdech.- Jesteś nowym prezesem CHERUBA?!- Jeszcze nie.- Zara machnęła ręką.- Rozmawiali z ośmiomakandydatami.Ewart zadzwonił, Ŝeby powiedzieć mi, Ŝe znala-złam się w finałowej dwójce.W następny wtorek jadę do Londy-nu na rozmowę pod Dziesiątką.- Downing Street?Zara kiwnęła głową.- Ostateczną decyzję podejmie trzyosobowa komisja: doktorMcAfferty, premier i minister słuŜb wywiadowczych.James szczerze cieszył się razem ze swoim ulubionym człon-kiem kadry CHERUBA.- Nie mogę uwierzyć, Ŝe trzymałaś to w tajemnicy tak długo -wyszczerzył się radośnie.- Naprawdę mam nadzieję, Ŝe dosta-niesz tę fuchę.Kim jest drugi kandydat?Zara poruszyła się niespokojnie.- CóŜ, w tym cały kłopot.To niejaki Geoff Cox, człowiek zzewnątrz, bez Ŝadnego doświadczenia w CHERUBIE, ale znacz-nie lepiej wykwalifikowany ode mnie.Ma ponad pięćdziesiąt lat,w latach siedemdziesiątych pracował jako agent wywiadu, a potem187odszedł, Ŝeby zostać nauczycielem.Przez ostatnie siedem lat byłdyrektorem jednego z najbardziej mrocznych londyńskich ogól-niaków.Jakimś cudem przemienił go z mordowni w prawdziwąakademię naukowo-techniczną.Jeśli chodzi o wyniki egzaminów,to teraz jedna z najlepszych szkół w kraju.- Brzmi to, jakby był jakimś debilem.- James skrzywił się imachnął dłonią.- Ja zagłosowałbym na ciebie.- Większość ludzi nie uznałaby mnie za faworytkę, James, alenigdy nie wiadomo.Nie sądziłam nawet, Ŝe dotrę do finału.- Ale super, Zara.Chodzi o to, Ŝe teraz nie zasnę, bo ciągle bę-dę myślał, czy dostaniesz tę pracę.Zara wybuchnęła śmiechem.- Ty nie będziesz mógł spać, James? Pomyśl, jak ja się czuję.25.WEZWANIEBył sobotni poranek.Laura w samej koszuli nocnej siedziała nakanapie w saloniku.Na kolanach trzymała miskę płatków, którepojadała w zamyśleniu, nie zwracając uwagi na telewizor brzę-czący jakimś nudnym programem dla dzieci.Na poduszce obokniej przysypiał Klops.Nie zauwaŜyła Jamesa i Kyle'a, kiedyukradkiem zajrzeli do pokoju przez okno.Nie słyszała, jak wkra-dli się do domu tylnymi drzwiami, a potem w przedpokoju ci-chcem zdejmowali szorty, skarpety i koszulki.Podskoczyła na co najmniej pół metra, kiedy chłopcy wparo-wali z wrzaskiem do saloniku i zbombardowali ją pozwijanymi wkule ubraniami.Miska z płatkami wypadła jej z rąk.- Przestańcie! - wrzasnęła, zrywając się z kanapy i patrząc nawielkie koło z mleka wsiąkającego jej w koszulę.- No co za kre-tyni!James parsknął śmiechem.- Ale miałaś minę.Klasyk!Klops uznał, Ŝe pogoń za fruwającymi ubraniami to świetna za-bawa, i z radosnym ujadaniem pognał wokół kanapy.W następ-nej chwili staranował zwisającą ze stolika koszulkę do biegania, aprzednie łapy uwięzły mu w wycięciu na szyję.Kyle roześmiałsię i przykucnął, by wyplątać psa.- Wy.- ryknęła Laura, gniewnie celując w chłopców palcem,ale jednocześnie walcząc z rozbawieniem.– Miałam nacieszyć się189leniwą sobotnią poranną gnuchą, a teraz jestem cała mokra!- Aaach! - jęknął James, nadając swojemu głosowi infantylnieszczebiotliwy ton.- Wiem, Ŝe moje słodkie siostrzątko nie moŜesię gniewać na starszego braciszka.No chodź, daj buziaka.Laura wyciągnęła ręce, by go powstrzymać.- Ani mi się waŜ, James! Capisz jak kozioł.James pomyślał, Ŝe Laura mogłaby naprawdę wybuchnąć,gdyby posunął się dalej, więc wycofał się i zaczął zbierać poroz-rzucane na podłodze rzeczy.- Jak tam bieg? - zapytała Laura.- Nieźle - pokiwał głową Kyle.- Zrobiliśmy jakieś siedem ki-losów wokół zakładów Malarek Research, przez pola i finiszowysprint przez nową część wioski.- Spodnie Stuarta ciągle wiszą na tamtym drzewie - dodał Ja-mes.- Trzeba było iść z nami - powiedział Kyle.- Niesamowite, jakszybko spada forma, kiedy jest się na misji i nie trenuje regular-nie.- No - przytaknął James.- Nie chcesz przecieŜ dostać specjal-nego programu kondycyjnego, kiedy wrócimy do kampusu.Wiesz, jacy walnięci są trenerzy.- Wiem.- Laura skinęła głową.- Ale w przeciwieństwie dowas, leserzy jedni, ja chodziłam do szkoły przez cały tydzień iuwaŜam, Ŝe zasłuŜyłam na jeden ranek przy telewizji i coco-pops.- Następnym razem? - rzucił Kyle.Laura skinęła głową.- Jasne, czemu nie.Aha, Kyle - dodała.- Słyszałam twój tele-fon, jak byłam w łazience.Lepiej sprawdź pocztę głosową.- Dobra, dzięki.Idź pierwszy pod prysznic, James.Zobaczę,kto dzwonił.190Chłopcy poszli na górę.James wyjął czysty ręcznik z szafki nakorytarzu i zamknął się w łazience, a Kyle wszedł do sypialni,przestąpił przez stos rzeczy Jamesa i wziął z parapetu swoją ko-mórkę.Dwa nieodebrane połączenia od Toma [ Pobierz całość w formacie PDF ]