[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy się budzili, rozmawiali o sobie.Wciąż jeszcze musieli się tyle o sobie nauczyć, dowiedzieć.— Pokochałam twoją matkę — powiedziała Isabel — mimo iż nie zrobiła prawie nic, żeby mnie zachęcić.Tristao uwielbiał sposób, w jaki Isabel czyniła uwagi, które miały sprowokować reakcję, na jej twarzy malowało się wówczas ogromne napięcie, wydawało się, że wystarczy jedna kropla, by przepełnić czarę.W takich chwilach sznurowała lekko usta, aż nad jej górną wargą pojawiały się drobniutkie zmarszczki pod niemal niewidocznym puszkiem.— Zachowałaś się bardzo ładnie, ale ona nie zasługuje na twój ani mój szacunek.Jest bardziej obrzydliwa od zwierzęcia, ponieważ zwierzę ma przynajmniej instynkt macierzyński.Ptaki wysiadują jaja i karmią swoje młode, ale moja matka nie ma dla mnie więcej uczucia niż dla kupki własnego gówna.— Czy nie odniosłeś wrażenia, że mnie polubiła? Czy nie zauważyłeś, że walczyła ze łzami, gdy podarowałam jej świecznik?— Nie, nie zauważyłem, ale w chacie jest bardzo słabe światło.— Kim była dziewczynka przy kuchni?— Chyba moją siostrą.— Nie wiesz?— Zjawiła się pewnego dnia.— Czy spałeś z nią kiedyś?— Nie pamiętam.Odkąd spotkałem cię na plaży, nie czułem niczego głębokiego do żadnej kobiety.— Kłamiesz, Tristao.Myślę, że z nią spałeś.To dlatego nie chciała dać mi nic do jedzenia.Kiedy miałeś swoją pierwszą dziewczynę?— To była kobieta, kobieta, która wydawała mi się stara, koleżanka po fachu mojej matki.Zmusiła mnie, żebym wziął ją od przodu i od tyłu.Miałem wtedy jedenaście lat.To było obrzydliwe, przerażające.Matka przyglądała się wszystkiemu.— A potem? Potem były inne, mniej odrażające?Nie chciał ciągnąć dalej tego tematu, w końcu jednak przyznał:— Dziewczęta z favela są łatwe.Wiedzą, że ich życie będzie trwało krótko, dlatego są hojne i lekkomyślne.— Czy kiedykolwiek.kochałeś jakąś szczególnie?Pomyślał o Esmeraldzie, jej bujnych włosach, jej szczupłych ciemnych nogach, o jej pierwiastku szaleństwa, jak u szczeniaka zbyt głupiego, żeby go można czegokolwiek nauczyć, i pragnął ukryć ją w zakamarkach pamięci, czując się z tego powodu winny.Isabel wyczuła, że nie mówi jej wszystkiego i zraniło ją to, toteż w rewanżu zwierzyła mu się ze swych marzeń osiemnastolatki na temat chłopców, synów przyjaciół stryja Donaciana i stryjenki Luny, chłopców, którzy przemykali przez jadalnię albo kąpali się w basenie podczas upalnych styczniowych wakacji w Petrópolis.Tristao zasnął, słuchając jej paplaniny, objąwszy kolana długimi palcami o srebrzystym odcieniu.Za oknami przesuwały się całe połacie ziemi, porośnięte drzewami kawowymi o jaskrawozielonych liściach.Gdy przybyli na dworzec Estacao da Luz w Sao Paulo, rozszalała się burza, ulice były zalane wodą, szczyty najwyższych budynków tonęły w chmurach.Ludzie przebiegali od bramy do bramy, trzymając nad głowami gazety, które szarpał wiatr, kryli się pod sklepionymi przejściami stacji, tłoczyli się, wydzielając zapach wilgoci.W architekturze stacji przeważały konstrukcje żelazne, koronkowe balkony i wiktoriańskie dźwigary.Natychmiast odczuli, że Sao Paulo nie ma granic, nie jest ściśnięte między morzem a górami jak Rio, ale stanowi część rozległego planalto z leżącym na jego krawędzi portem.Bydło i kawa z głębi kraju przepływały przez to miejsce i przyczyniały się do jego rozwoju, bogactwa i obojętności.Gdy deszcz przestał padać i słabe promienie słońca przedarły się przez chmury, złocąc kałuże i pełne wody rynsztoki oraz zielone budki telefoniczne i kioski z gazetami, gdzie egzemplarze „O Globo" i „Folba de Sao Paulo" wisiały przypięte klamerkami do sznurów niczym susząca się bielizna, Isabel i Tristao znaleźli taksówkę i pojechali do jedynego hotelu, który Isabel znała, „Othon Palace".Dziesięć lat temu spędziła w nim weekend z ojcem.Matka już wtedy nie żyła i towarzyszyła im wysoka kobieta, która zachowywała się zbyt serdecznie wobec dziewczynki.Kupowała jej cukierki, błyskotki i obdarzała ją uściskami niczym aktorka próbująca roli matki, ale zbyt olśniewająca i zbyt młoda do tej roli.Teraz, w tym samym hotelu, Isabel okazała się zbyt młoda do roli, którą chciała zagrać, czyli roli żony.Recepcjonista, szczupły młody mężczyzna o czerwonych uszach i przylizanych włosach z przedziałkiem pośrodku głowy zmierzył spojrzeniem najpierw ją, a następnie Tristao, który miał na sobie niebieską bawełnianą koszulę — najlepszą w jego dobytku — oraz spłowiałe szorty odsłaniające długie czarne nogi, po czym oznajmił, że nie mają wolnych pokojów.Isabel, z trudem powstrzymując łzy napływające jej do oczu, spytała, dokąd wobec tego mogliby pójść.Recepcjonista był dla niej miły, próbował powściągnąć zawodową wyniosłość; przypominał Isabel niektórych jej kuzynów.Rzucając na boki spojrzenia jasnoniebieskich oczu — okolonych niemal białymi rzęsami, jak u świni — by upewnić się, że nikt go nie obserwuje, naskrobał na kartce papieru listowego z nadrukiem „Othon Palace" nazwę „Hotel Amour" oraz adres, po czym wyjaśnił, jak się tam dostać: przez Viaduto do Cha do Avenida Ipiranga, potem trzymać się prawej strony, następnie czeka ich kilka skomplikowanych zakrętów.Doradził, żeby szli szybko i nie rozmawiali z obcymi.Neon z nazwą hotelu migotał w zapadającym zmierzchu.Nazwa była wykaligrafowana starannym pochyłym pismem, jakiego zakonnice próbowały kiedyś nauczyć Isabel.Ale ona uparcie stawiała proste okrągłe litery.Hotel był dawną rezydencją plantatora kawy, obecnie zaś przestronne, sklepione pokoje zostały podzielone i wyposażone w tanie meble z lat pięćdziesiątych.Zwykłe podwyższenie służyło za łóżko, na ścianach wisiały zdjęcia łobuziaków o figlarnych wielkich oczach, ale gdy przekręciło się kontakt, wiatrak zawieszony na pręcie u sufitu mełł leniwie powietrze czterema skrzydłami.Poza tym w pokoju znajdowało się kilka luster w złoconych ramach oraz kufer i ozdobna szafa z ciemnego, pachnącego słodkawo drewna.Isabel czuła się jak światowa kobieta, rozpakowując ubrania i układając je w szufladach, upozowując się na kanapie i dzwoniąc po służbę hotelową, by zamówić rozkazującym tonem jedzenie i napoje.Recepcjonista, gruby pół Włoch, pół Brazyliczyk, w koszuli bez kołnierzyka, nie zawahał się wynająć im pokoju, natomiast chłopak hotelowy, Mulat, który zaniósł im do pokoju worek marynarski i mały plecak, kiwał dłonią dopóty, dopóki nie dostał większego napiwku.Gdy zamknął za sobą drzwi, słychać było, jak splunął głośno na podłogę.Jednakże z upływem czasu obsługa hotelowa polubiła ich; niewielu gości zatrzymywało się tu na dłużej niż na kilka godzin.Przy hotelu znajdował się niewielki dziedziniec, gdzie zaniedbany krzew bugenwilli rozrósł się do olbrzymich rozmiarów.Gdy wracali w południe z zakupów, pili kawę w jego cieniu, na zniszczonej drewnianej ławce, na której zapewne zwykł kiedyś odpoczywać plantator z żoną.Zwitek banknotów zmniejszał się coraz bardziej i pomyśleli, że postąpią najroztropniej, czym prędzej wydając resztę pieniędzy.Wybrali się razem na Avenida Paulista i Rua Augusta, żeby kupić sobie ubrania odpowiednie do miejskiego życia [ Pobierz całość w formacie PDF ]