[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale Bentley wyglądał na zrozpaczonego i wstrząśniętego.Nigdy przedtem go takiego nic widziała.- Och, Bentley - wyszeptała.Nie było w nim już złości, tylko to zmęczenie życiem, zawsze obecne w jego wzroku.- Zrobiłem to, Freddie - rzekł zachrypniętym głosem.- Zrobiłem, o co prosiłaś, i czuję się, jakby kamień spadł mi z serca.Cam powiedział, że to nie moja wina.Wszystko to, co uważałem przez te lata za prawdę, zostało wywrócone do góry nogami.Teraz rozumiem, że miałaś rację.Musiałem mu powiedzieć.Musiałem się od tego uwolnić.Freddie spojrzała na niego i poczuła, jak po policzkach płyną jej łzy.- Nie miałam racji, prosząc cię o to - wyszeptała.- Proszę, Bentley, powiedz coś.Dlaczego mi nie powiedziałeś?Spojrzał na nią, nic nie rozumiejąc.- Nie powiedziałem czego, Freddie?- Ile miałeś wtedy lat - jej głos był zduszony.- Mój Boże, co ja sobie myślałam?Bentley chwycił ją za ramiona.- Z kim rozmawiałaś, Freddie? - wydyszał.- Z Joan? Z kim?Patrzył prosto w jej oczy.- Z Cassandrą - odparła.- Znalazłam jej pamiętniki.Mówią wszystko, jeśli wie się, czego szukać.Ale kiedy zobaczyłam datę na grobie, o mój kochany, wtedy zrozumiałam.To zbyt straszne, by się nad tym zastanawiać.Byłeś zaledwie dzieckiem.Chłopcem.Bentley roześmiał się gorzko.- Czyżby? - spytał, - Nie sądziłem tak.Mój ojciec tak nie uważał.Twierdził, że to doskonały dowcip.Nie wyobrażasz sobie, Freddie, jaki wtedy byłem.Wydoroślałem w szybkim tempie.Od ósmego roku życia do osiemnastego czas zleciał mi szybciej niż drgnienie oka.Frederica powoli potrząsnęła głową.- Po prostu w to nie wierzę - powiedziała.- Dziecko może zostać narażone na rozmaite niedobre rzeczy, ale czy potrafi je zrozumieć? To, co zrobił twój ojciec, Bentley, było odrażające moralnie.A w oczach Kościoła to, co zrobiła ona, jest zwykłym kazirodztwem.Bentley byt zszokowany tym, że użyła tak okropnego słowa.- Wiem, co mówi Kościół, Freddie.- Wtedy to wiedziałeś.?- Och., obawiam się, że nie - zawahał się.Freddie usiadła na trawie, pociągając go za sobą.- Musisz sobie wybaczyć, Bentley - powiedziała spokojnie.- Musisz przyznać, ze to nie była twoja wina.- W odpowiednim czasie, Freddie.Teraz wiem, że potrafię to zrobić - wyszeptał, a jego głos był łagodny od zdziwienia.Przez chwilę siedzieli w milczeniu, podczas gdy niebo robiło się coraz ciemniejsze i zaczęły pojawiać się na nim gwiazdy.Bentley wpatrzył się w urodzajne pola, które jego rodzina uprawiała od ośmiu stuleci.Zrobiło się chłodno, nadciągała noc.Bentley westchnął i objął ramieniem żonę, przytulając ją mocno do siebie.- Uwielbiałem to miejsce jako dziecko - powiedział cicho.- To był mój mały Eden.Biegałem tu dziko, bez żadnego nadzoru czy dyscypliny.Tęskniłem za mamą, ale nie byłem nieszczęśliwy.Nigdy nie czułem się samotny, nikczemny czy niekochany.Nie wówczas.Najgorszą rzeczą, jaka mogła mnie przerazić, było straszenie mnie wygnaniem z mego ogrodu.- Tego się obawiałeś? - spytała łagodnie dziewczyna.Bentley przytaknął, nie patrząc na nią.- Och, tak - szepnął.- W jakiś sposób pozwoliłem, żeby mnie przekonała, że Cam właśnie tak by postąpił.Że wygnałby mnie od tego, co tak dobrze znałem i kochałem.Nie sądzę, żebym kiedykolwiek przestał się tego bać.Rzeczywiście czasami chyba go do tego prowokowałem tylko po to, żeby już nie czekać.Zawsze myślałem, że mnie nienawidzi.Mój Boże, chciałem, żeby mnie nienawidził.Frederica oparta dłoń o jego plecy i zaczęła łagodnie przesuwać nią w górę i w dół.- Twój brat z całą pewnością nie może cię nienawidzić.- Nie, to prawda - przyznał Bentley.- Dlaczego więc nie umiem uwierzyć, że teraz już jest wszystko w porządku?- Ponieważ nigdy wcześniej sam siebie nie lubiłeś - szepnęła Freddie.- Ale ja cię lubię.I kocham cię też.Przeszłość już jest za nami.Nagle z gardła jej męża wydobył się zduszony dźwięk.- Dzięki Bogu, Freddie - odparł.- Ponieważ nie zaznałem w tym miejscu ani chwili spokoju, od kiedy ona mi go zabrała.Nie miałem go tutaj ani gdziekolwiek indziej.Nigdy przez dłuższy czas.To właśnie, nie niewinność, mi zabrała.Moje poczucie spokoju.Przynależności.Dlatego cały czas gnałem z miejsca na miejsce.Śmiem twierdzić, że dlatego tak często przyjeżdżałem do Chatham Lodge.Ponieważ było spokojne i ponieważ zazdrościłem wam tego wszystkiego, co mieliście.To było właśnie to.to, co straciłem.Dom pełen rodziny, przepełniony radością i miłością.Zaskoczona, przechyliła głowę i spojrzała na niego.- Czy tak się czułeś? - spytała zdumiona.- Jakież czułe masz serce.Bentley roześmiał się, ale ona mu przerwała.- Być może to głupio brzmi, ale to prawda.A dlaczego niby mielibyśmy gościć wśród nas takiego drania? Ponieważ nikt z nas nie miałby serca cię wyrzucić, nawet Elliot.Lubiliśmy cię, Bentley.Naprawdę, szczerze.Bentley poruszył się i przytulił ją mocno, pociągając za sobą, tak że oparła się na nim całym ciężarem.- Ceniłem tę przyjaźń, Freddie - powiedział, obejmując ją.- Bardziej niż ty, Gus czy ktokolwiek z was się kiedykolwiek dowie.A po tamtej.po tej nocy kręciłem się w okolicy przez dwa dni, czekając tylko na twoją odpowiedź.A kiedy nic nie przyszło, pomyślałem.Chryste, Freddie, pomyślałem, że wszystko to straciłem! Nie tylko przyjaciół.Nie tylko szansę bycia z tobą, ale też poczucie przynależności.Poczucie miejsca, które jest domem, które daje spokój.Frederica przechyliła głowę, żeby na niego spojrzeć.- O czym ty mówisz, Bentley? Bentley nieśmiało wzruszył ramionami.- Chyba to, że każdy potrzebuje mieć takie miejsce, gdzie może się udać.Miejsce, gdzie zawsze jest się miło witanym.Dla mnie to było Chatham Lodge.W Chalcote zniszczyłem wszystko, bo nie umiałem utrzymać ptaka w spodniach.Pomyśleć tylko, że zrobiłbym to drugi raz i stracił ciebie, Boże tego niemal nie mogłem znieść.Frederica przyłożyła palce do skroni.- Tak, ale chodzi mi o to czekanie - powiedziała.- Na co niby czekałeś?Instynktownie przytulił ją jeszcze mocniej.- Na odpowiedź od ciebie, kochanie - powiedział, muskając ustami jej włosy.Freddie spojrzała na niego.- Odpowiedź na co?- W sprawie małżeństwa - powiedział, jakby to było oczywiste.- Bolało mnie, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie chcesz wyjść za mnie za mąż, mimo tego, co zrobiliśmy.Wiem, że to kryłaś w tajemnicy.I wiem też, że zastanawiałaś się jedynie ze względu na dziecko.I ponieważ nalegałem.Ale Freddie, jeśli zechcesz zostać ze mną, jeśli zgodzisz się spróbować żyć ze mną w Bellevue, przysięgam, że damy radę.Pragnę uczynić cię szczęśliwą.Mam tu wiele do naprawienia, to prawda.Ale nie jestem pewien, czy poradziłbym sobie bez ciebie.Chcę, żebyśmy byli rodziną.Prawdziwą rodziną.Co powiesz?Ale Frederica była myślami daleko za nim.- Bentley, nigdy nie powiedziałeś mi ani słowa o małżeństwie - wyszeptała.- Dlaczego.dlaczego zostawiłeś mnie w środku nocy i nigdy już się nie odezwałeś? Czego się po mnie spodziewałeś7 Ze zejdę na śniadanie i oświadczę, że oddałam ci cnotę? Mój Boże, Gus i Elliot zabiliby cię! A ja mogłabym nie urodzić.Tak więc, rzeczywiście, wyciszyłam wszystko.Co innego miałam zrobić? Poczuła, jak ciało jej męża sztywnieje.- Freddie, dobry Boże! - wyszeptał zalęknionym głosem.- Nigdy nie zostawiłem cię w środku nocy! Był świt.albo blisko, twoja cholerna pokojówka omal nas nie nakryła [ Pobierz całość w formacie PDF ]