[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Znajdę sobie jakiś cichy, spokojny kącik i wykonam parę telefonów.Być może zdołamy dodać coś do posiadanych przez was informacji.Lang wstał, podziękował im i przeprosił za kłopot.Herbert zapewnił go, że nie ma powodu do przeprosin.–Straciłem żonę i nogi w ataku terrorystycznym w Bejrucie – wyjaśnił.– Mam ochotę zapolować na każdego z tych łotrów, który choćby pokaże gębę.– Spojrzał na Hausena.– Te łobuzy to mój wrzód na… na ręce, Herr Hausen, a wrzód należy przeciąć.Zakręcił i pojechał między stolikami.Hausen usiadł, wyraźnie próbując się uspokoić.Hood przyglądał mu się uważnie.Liz miała rację, coś tu było nie tak.–Prowadzimy tę walkę od przeszło pięćdziesięciu lat – powiedział poważnie polityk.– Można się zaszczepić przeciwko chorobie, można znaleźć schronienie przed burzą, lecz jak bronić się przeciwko czemuś takiemu? Jak walczyć z nienawiścią? A nienawiść rośnie.Z roku na rok mamy więcej grup, a każda z nich ma więcej członków.Niech nas Bóg chroni, jeśli się kiedykolwiek zjednoczą.–Mój zastępca w Centrum jest zdania, że z ideą walczy się lepszą ideą – stwierdził Paul.– Chciałbym wierzyć, że ma rację.jeśli nie… wskazał kciukiem Herberta, kierującego się na taras od strony rzeki…zgadzam się z moim szefem wywiadu.Upolujemy ich.–Są doskonale zamaskowani – powiedział Hausen – świetnie uzbrojeni i niemal nie sposób ich zinfiltrować, ponieważ przyjmują wyłącznie bardzo młodych nowych członków.Rzadko kiedy wiemy z góry, co planują.–To chwilowe – pocieszył go Matt Stoll.Lang przyjrzał mu się ze zdziwieniem.–Co pan ma na myśli, Herr Stoll? – zainteresował się.–Widzieliście panowie ten plecak, który zostawiłem w samochodzie? Obaj Niemcy jednocześnie skinęli głowami.Stoll uśmiechnął się.–No więc jeśli dogadamy się w sprawie CR, wykurzymy myszki z naszej spiżarni!9· Czwartek, 11.42 – Wunstorf, NiemcyKiedy Jodie Thompson usłyszała rozlegające się na zewnątrz krzyki, pomyślała najpierw, że Hollis Arlenna woła właśnie ją.Praktycznie zamknięta w łazience, jeszcze szybciej przebierała w ubraniach, przeklinając rekwizytorów, którzy opisali je po niemiecku i Arlennę za to, że jest takim sukinsynem.Nagle usłyszała strzały.Wiedziała, że nie należą one do sceny, którą miano właśnie kręcić.Wśród rekwizytów była cała filmowa broń, a jedyny klucz do szafki miał pan Buba.Strzałom zawtórowały okrzyki bólu i strachu, i wtedy już zorientowała się, że to coś strasznego.Dała sobie spokój z torbami.Przyłożyła ucho do drzwi.Ryknął silnik ciężarówki.Była pewna, że to ktoś z ekipy próbuje uciec od tego czegoś, co zdarzyło się na planie.Potem trzasnęły drzwi i usłyszała kroki.Jakiś człowiek kręcił się po przyczepie w milczeniu, co Wzięła za zły znak.Gdyby był strażnikiem, rozmawiałby przez krótkofalówkę.Nagle łazienka wydała się jej bardzo duszna i bardzo mała.Dostrzegła, że pozostawiła drzwi otwarte.Podeszła do nich chwiejnie i zamknęła je na zamek.Potem przykucnęła wśród wypełnionych kostiumami plastikowych toreb, trzymając się nich mocno, bo ciężarówką huśtało.Miała zamiar kryć się, póki ktoś po nią nie przyjdzie.Bardzo uważnie słuchała tego, co dzieje się dookoła.Nie nosiła zegarka i upływ czasu ocenić mogła tylko według dźwięków.Teraz intruz bawi się sztyletami, leżącymi na stole po lewej.Teraz podchodzi do gabloty z medalami.Teraz stukają otwierane i zamykane szuflady.Nagle, przez szum wentylatora na suficie, usłyszała potrząsanie drzwiami po drugiej stronie przyczepy.W chwilę później rozległy się cztery głośne trzaski.Złapała jedną z toreb tak kurczowo, że aż przebiła ją paznokciami.Co do diabła tam się działo?! Cofnęła się pod ścianę.Serce podeszło jej do gardła.Ciężarówka skręciła ostro; drzwi schowka otworzyły się z trzaskiem.Tajemniczy ktoś mijał stół, ale szedł nie tak niezdarnie i ostrożnie jak ona, lecz szybko, zdecydowanie.Szedł w stronę drzwi do łazienki.Nagle pomysł schronienia się tu nie wydawał się już Jodie aż tak doskonały.Rozejrzała się dookoła.Łazienka miała okno z nieprzezroczystego szkła.Niestety, zakratowane.Nikt nie mógł dostać się przez nie do środka czy też, jak w jej przypadku, wyjść na zewnątrz.Intruz nacisnął klamkę.Jodie skuliła się, ukryta za kołyszącymi się łagodnie torbami, a potem cofnęła się aż pod toaletę.Za plecami miała maleńką kabinkę prysznicu.Wcisnęła się w jej szklane drzwi.W uszach czuła uderzenia serca.Seria strzałów zagłuszyła bicie serca.Jodie krzyknęła głosem stłumionym przez ściskany w zębach kciuk.Z drzwi wprost na torby odprysły drzazgi drewna i kawałki plastiku [ Pobierz całość w formacie PDF ]