[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hugh Verhoeven, w tweedowej marynarce, z kaszkietem i laskądo kompletu, siedział przy stoliku w głębi sali, popijając gin z toni-kiem.– Wszystkiego najlepszego, dziadku – powiedział Kyle, podającmu prezent.Verhoeven uniósł brew i uśmiechnął się.– Och, dziękuję, kochany wnuczku.Co też to może być?Do stolika podeszła kelnerka, Kyle zamówił butelkę Peroni, Jamesi Bruce poprzestali na coli.– To miejsce przypomina mi burdel, w którym byłem podczaswojny w Wietnamie – zauważył reporter.– Ale podejrzewam, żedrinki są tu cokolwiek droższe.James wyszczerzył się obleśnie.– Czy tylko mi się zdaje, czy w większości pańskich historii wy-stępuje jakiś burdel?Verhoeven, który odrzucił pompatyczną pozę, odkąd oswoił się ztowarzystwem chłopców, gruchnął rubasznym śmiechem.– Zawsze byłem dżentelmenem – zapewnił i pogroził Jamesowipalcem.– Ale kiedy szuka się prawdy, to prędzej znajdzie się ją wknajpie pełnej pijaków niż na konferencji prasowej w Hiltonie.Bruce wydawał się oczarowany Verhoevenem.– Dziennikarstwo to całkiem ciekawa sprawa – wyznał.– W su-mie mógłbym zostać takim korespondentem wojennym czy kimś wtym stylu.Podczas gdy kelnerka stawiała na stole napoje i miskę z orzesz-kami, James rozejrzał się dyskretnie i wypatrzył trzyosobową ekipęfilmowców siedzących w boksie kilka stolików dalej.Kiedy kelnerkaodeszła, Verhoeven rozerwał papier na swoim prezencie.Pudełko z twardej tektury zawierało bezprzewodowy, zakończo-ny gąbkową kulą mikrofon z rodzaju tych, jakie reporterzy podtyka-258ją ludziom pod nos, oraz odbiornik krótkiego zasięgu, którego za-daniem było rejestrowanie sygnału miniaturowego urządzenia pod-słuchowego ukrytego pod klapą Diona Freia.Kyle zerknął na zegarek.– To już chyba niedługo.*Tan Abdullah przemknął chyłkiem na szóste piętro w towarzy-stwie dwóch ochroniarzy i byłby dotarł do prywatnej sali restauracjiniezauważony, gdyby nie to, że ludzie w barze czekali właśnie naniego.Poza mikrofonem z nadajnikiem pod klapą marynarki Dion Freimiał przy sobie bezprzewodową mikrokamerę wysyłającą obraz dorejestratora w neseserze, który położył przed sobą na dużym owal-nym stole.W swojej karierze odbył tysiące podobnych spotkań, zczego tuziny z Tanem Abdullahem.Był spokojny, ale dwadzieściaminut oczekiwania to dość, by w głowie zaczęły się rodzić czarnemyśli, i Dion odetchnął z ulgą, kiedy do pokoju wkroczył jego gość.– Miło cię widzieć, Dion – powiedział Tan, gdy potrząśnięcie dło-nią przeobraziło się w męski uścisk.– Co za przepiękny garnitur.Jakty to robisz, że zawsze wyglądasz młodziej niż ja?– Żadnej żony, żadnych stresujących dzieci, no i dobry krawiec –roześmiał się Dion.– Dałem wizytówkę mojego krawca twojemupoprzedniemu asystentowi, kiedy mieliśmy to spotkanie w Gene-wie.Powinieneś kiedyś zadzwonić.Na pewno przysłaliby ci kogośdo hotelu.Mają salon pięć minut drogi stąd, na Savile Row.– A wiesz, może skorzystam? – powiedział Tan.– June jest w pod-łym nastroju.Poluje na nas banda jakichś demonstrantów.Obrzuciliją jajami pod Elbridge’em i wygląda na to, że mamy przeciek infor-macji, więc na razie nici z zakupów.– O rany! – powiedział Dion jowialnie.– Cieszę się, że nie byłomnie wtedy w zasięgu jej wrzasku.Tan roześmiał się.259– Na szczęście mnie też nie było.Poleciałem z Davidem Secom-be’em.Armia demonstrowała K61.– Niczego sobie rakietka! – powiedział Dion.– Słyszałem, że ścią-gnęli na próby grupę z USAF, żeby się zareklamować, i wybuchłaim na wyrzutni.– Wyobraź sobie, że zapytałem ich o to – uśmiechnął się Tan.–Zapadła wtedy taka niezręczna cisza.No, a jak tam interesy wTSMF? Słyszałem, że zwolnili masę ludzi.Podobno zlikwidowalinawet jedną z linii produkcyjnych, czy to prawda?Dion wziął głębszy wdech.Nie mógł wiedzieć, czy Tan pyta zczystej ciekawości, czy może wykonał kilka telefonów i już wie, żeDion już tam nie pracuje.– To była prawdziwa jatka – przyznał.– Wyrzucili kilku moichbliskich kolegów, kiedy francuski rząd uratował nas przed bankruc-twem, ale ja siedzę tam od dwudziestu siedmiu lat.– Musiało być ciężko – powiedział Tan.– No dobra, to dlaczego tujestem? Co się stało, że kusisz mnie zdjęciami wysp?– To taki mały drobiazg od ludu Francji, żebyś jakoś przebiedo-wał, kiedy wycofasz się z polityki, zanim zaczniesz zarabiać praw-dziwe pieniądze.– To już niedługo – skinął głową Tan.– Nasz szef rządu jest obec-nie mniej więcej tak popularny jak gówno w wazonie z ponczem.– Szykujesz się na jego stołek lidera partii?Tan potrząsnął głową.– Jestem za stary, za brzydki i zbyt dużo brudu zebrało mi się nałapach – przyznał z westchnieniem.– Kiedy kopną go w tyłek wewrześniu, wycofam się z polityki.– Słusznie, po co się stresować – przytaknął Dion, który uświa-domił sobie, jaką wartość miałoby nagranie z Tanem szkalującymswojego premiera, i postanowił zapolować na więcej brudu.– Czylinie wierzysz, że wybiorą go na trzecią kadencję?– Facet stracił cały power – powiedział Tan, wzruszając ramiona-260mi.– Zrobił się miękki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]