[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prezydent nie był jedyną osobą w Dystrykcie Kolumbii, która z rosnącą obawą śledziła rozwój wypadków.W biurze organizacji Umysł przeciw Szaleństwu w Georgetown senator Grover Wilman żył problemami ze zgoła innego królestwa.Wiele miesięcy wcześniej praktycznie zaprzestał pełnienia obowiązków senatora, nastawiając swój sztab „na autopilota”, wzorem Stennise’ów i Thurmondów.Za namową szefa biura pojawiał się dwa razy w tygodniu na Kapitelu, a nie w trzypiętrowym budynku z piaskowca, położonym niedaleko uniwersytetu.Robił to jednak wyłącznie dla zachowania pozorów, bo w tym czasie za zamkniętymi drzwiami odbywał telekonferencje z oddziałami UpS w Kuala Lumpur, Pradze czy Nairobi.Jego udział w głosowaniach spadł poniżej trzydziestu procent i byłby jeszcze niższy, gdyby nie nowe zasady zdalnego głosowania.Wilman niechętnie poświęcał czas na przejście przez Aleję Konstytucji i dotarcie do budynku Senatu.Zjawienie się w zewnętrznym biurze, gdzie za niepozornym biureczkiem zasiadał weryfikator głosów, było największym poświęceniem, na które się zdobywał w imię zachowania pozorów.Kampania Detonatora pochłaniała go całkowicie, a czas naglił.Dlatego też pozostawił swoim ludziom przy Kongresie odpowiadanie na listy i załatwianie spraw wyborców oraz spławianie osób, którym wydawało się, że są wystarczająco ważne, by senator poświęcił im swój czas.Skoncentrował się na pracach fundacji i ona właśnie przysparzała mu nieustannych zmartwień.Z inicjatywy Wilmana Umysł przeciw Szaleństwu wziął na siebie zadanie ułatwienia społeczeństwu przejścia do nowej sytuacji.W ciągu zaledwie czterech miesięcy budżet organizacji potroił się, umożliwiając jej zaistnienie wszędzie tam, gdzie inteligentne użycie pieniędzy mogło coś zmienić.Wysiłki organizacji wykraczały daleko poza zwykłą reklamę i wykonywanie telefonów.Próbowano dostarczyć jak największej liczby rozwiązań problemu, który stworzył Detonator: w jaki sposób przestrzegający prawa i unikający przemocy obywatele mogą bronić się przed opryszkami.Z kasy Umysłu przeciw Szaleństwu płynęły więc pieniądze na wynajem sal i opłacenie instruktorów sztuk walki.Darmowe kursy zorganizowano w szesnastu wielkich miastach, w których notowano sześćdziesiąt procent wszystkich napadów z broniąw ręku i zabójstw.Opracowano sześć technik obrony przed pojedynczym napastnikiem i dwie przeznaczone do walki z grupą zbirów.Absolwenci szkółekwalki, w wieku od dziewięciu do siedemdziesięciu trzech lat, notowali już pierwsze sukcesy w ulicznej samoobronie.Prasa ukuła nowy termin, „obywatele-ninja”, by opisać narastający fenomen.Dział handlowy organizacji, z założenia nie przynoszący dochodu, znacznie rozszerzył swoją działalność, nie poprzestając na utrzymywaniu witryny publikacji internetowych, zwanej Biblioteką Pokoju.UpS kupował teraz właściwie na pniu całą produkcję pałek ogłuszających, aparatów wstrząsowych i sprayów obronnych produkowanych przez pięć różnych firm, z których cztery należały do Arona Goldsteina.Tę bezpieczną broń sprzedawano następnie po cenie kosztów nie tylko w sieci, ale i w kioskach StreetSmart, w setkach pasaży handlowych.Niskie ceny i niemal monopolistyczna kontrola nad rynkiem sprawiły, że ustawiały się do nich długie kolejki, chociaż co czwartemu z klientów, którzy pozytywnie przeszli sprawdzenie rejestru konfliktów z prawem, odmawiano licencji po badaniu psychologicznym.Umysł przeciw Szaleństwu działał też w królestwie rozrywki, fundując doroczną Nagrodę Pax – po sto tysięcy dolarów dla przedstawicieli ośmiu różnych mediów, których praca była najlepszym dowodem na to, iż rozrywka to nie tylko eksplodujące ciała, a budowanie napięcia dramatycznego nie wymaga wymachiwania bronią.Przyjmując jeszcze bardziej aktywną postawę, organizacja wykupiła niewielką firmę z branży multimediów i zmieniła jej nazwę na PaxWorks; zamierzano uczynić z niej potęgę w dziedzinie mediów interaktywnych i sztuki estradowej.Niestety, pod ambitnie wznoszoną fasadą zaczęły pojawiać się pęknięcia.Z czasem było ich coraz więcej.Pierwszym niepokojącym sygnałem, który dotarł do Wilmana, był raport na temat tendencji w przestępczości.Senator wezwał więc do siebie analityka, weterana z czternastoletnim stażem w FBI, ochotniczo pracującego w biurze w Georgetown, by zapytać go o szczegóły.–Z tego, co mi pan przysłał, wynika, że po początkowym spadku przestaliśmy obserwować korzystne zmiany w tych kategoriach przestępstw, na których opanowaniu najbardziej nam zależało.Mamy stagnację lub wręcz wzrost ich liczby, a przy tym zmienia się struktura grupy ofiar.–Zgadza się.–Co się dzieje na ulicach? Proszę mi powiedzieć, co się kryje za tymi liczbami.Analityk wzruszył ramionami.–Wbrew temu, co się wielu z nas wydaje, przestępcy nie są głupcami.Jeżeli w mieście znajduje się pięćdziesiąt oddziałów banków, a dwadzieścia największych chronią Detonatory, to należy zwrócić uwagę na pozostałe.A skoro przeciętny zysk z napadu jest mniejszy…–To sprawcy zaczynają pracować trzy razy w tygodniu zamiast dwa – dokończył Wibnan, marszcząc brwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]