[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Ale przecież musicie mieć jakiś plan!–Kilka, ale wszystkie niedorzeczne.Dam ci znać, jeśli do czegoś dojdziemy.Na razie mogłabyś zrobić coś dla nas.–Co takiego? – spytała podejrzliwie Maxine.–Wyjaśnij swojej publiczności, czemu statki kosmiczne mogą łączyć się na wysokości sześciuset kilometrów, ale żaden z nich nie może przycumować do wieży.Nim skończysz, pewnie będziemy mieli dla ciebie coś nowego.Gdy tylko obraz zaintrygowanej nieco Maxine zniknął z ekranu, Morgan spojrzał na ogarnięte dobrze zorganizowanym chaosem centrum.Spróbował jak najspokojniej rozważyć raz jeszcze wszystkie aspekty sprawy.Mimo zbycia i oburk-niecia przez szefa bezpieczeństwa ze stacji środkowej Morgan uważał, że może się jednak przydać.Wprawdzie nie wierzył w cuda, to jednak znał przecież wieżę jak nikt inny, może tylko Warren Kingsley mógłby mu dorównać.Warren był jednak lepszy w kwestiach szczegółowych, Morgan ogarniał całość.Siedmioro rozbitków tkwiło uwięzionych na niebie.Historia ery kosmicznej nie odnotowała jeszcze niczego podobnego.Ale przecież musi istnieć jakiś sposób, żeby ich ocalić! Ściągnąć ich stamtąd zanim zatrują się dwutlenkiem węgla, zanim ciśnienie spadnie w komorze na tyle, że stanie się ona grobowcem… Zupełnie jak trumna Mahometa, zawieszona miedzy niebem a Ziemią…45Właściwy człowiek na właściwym miejscuMożemy to zrobić – powiedział Warren King-sley, uśmiechając się szeroko.– Pająk dotrze do „piwnicy”,–Udało wam się podłączyć dodatkowe akumulatory?–Tak, chociaż niezupełnie.Trzeba będzie podzielić drogę na dwa etapy, jak w przypadku pierwszych rakiet.Gdy tylko wyczerpie się pierwszy zestaw akumulatorów, zostanie odrzucony dla pozbycia się bezużytecznego ciężaru.To powinno nastąpić około czterechsetnego kilometra.Resztę drogi pająk przebędzie na własnych akumulatorach.–Ile zostanie na ładunek użyteczny? Uśmiech Kingsleya zniknął.–Niewiele.Przy najlepszych akumulatorach, jakimi dysponujemy, ledwo z pięćdziesiąt kilogramów.–Tylko pięćdziesiąt! I co z tego komu przyjdzie?–Powinno starczyć.Kilka butli z powietrzem, tych nowych, sprężających do tysiąca atmosfer, każda z pięcioma kilograma-mi tlenu.Maski z filtrami molekularnymi dla ochrony przed CO2.Trochę wody i liofilizowana żywność.Nieco lekarstw i sprzętu medycznego.To wszystko zmieści się w czterdziestu pięciu kilogramach.–Fiu! I pewien jesteś, że to starczy?–Tak, przynajmniej do czasu przybycia ekipy z dziesiątego tysiąca.A w razie potrzeby pająk może pojechać dwukrotnie.–Co powiedział Bartok? – Zgadza się.Ostatecznie nikt nie ma żadnego lepszego pomysłu.Morgan poczuł, jak wielki kamień stoczył mu się z serca.Niejedno mogło się jeszcze nie powieść, ale przynajmniej wreszcie pojawiła się jakaś nadzieja.Koniec z poczuciem bezradności.–Kiedy to wszystko będzie gotowe? – spytał.–Jeśli nic się nie popieprzy, to za dwie godziny.Góra trzy.Pająka już sprawdzają, trzeba będzie jeszcze tylko…Vannevar Morgan pokręcił głową.–Nie, Warren – odparł spokojnie głosem nie znoszącym sprzeciwu.Wieloletni przyjaciel nie słyszał go jeszcze takim.– Wszystko jest już jasne.–Nie próbuję nadużywać stanowiska, Bartok – powiedział Morgan.– To kwestia logicznego myślenia.Owszem, każdy może poprowadzić pająka, ale tylko kilku ludzi na świecie zna naprawdę wieżę.Na miejscu mogą wymknąć jeszcze różne kłopoty, które tylko ja dam radę rozwiązać.–Jednak przypominam panu, doktorze Morgan – odparł szef bezpieczeństwa – że ma pan sześćdziesiąt pięć lat.Lepiej będzie wysłać kogoś młodszego.–Nie sześćdziesiąt pięć, tylko sześćdziesiąt sześć.Ale wiek nie ma nic do rzeczy.Niczym nie ryzykuję, ta robota nie wymaga wysiłku fizycznego.Poza tym należałoby dodać, pomyślał, że odporność psychiczna będzie w tym przypadku o wiele istotniejsza niż możliwości fizyczne [ Pobierz całość w formacie PDF ]