[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czasami być może zapominam nawet, że należy się schronić przed deszczem.Ale jednak żyję.Rozumiesz? Ranny tutaj, tutaj, wszędzie, od słuchania przyjaciół w przeszłości.Jednak jestem ulubieńcem bogów.Urodziłem się pod szczęśliwą gwiazdą.Jeszcze nie minął mój czas.A takoż świadom jestem sposobów, na jakie przemawiają ludzie.Proste, powiada stary przyjaciel? Znaczy, że zadanie jest śmiertelnie niebezpieczne…–Nieprawda! – zaprotestował Ragnarson.– Mówiąc szczerze, gdybym wiedział, gdzie znaleźć Harouna, sam bym pojechał.Ale ty go znasz.Jest tutaj, jest tam, ale plotki zawsze są mylne.Może się znajdować na drugim końcu świata.Nie mogę tracić czasu.–Kalekie.Wymówka kuleje niczym sześćdziesięcioletni reumatyk.W rzeczy samej była to naga prawda.I Szyderca o tym wiedział.Wstał.–Znakomicie się bawiłem w tym pojedynku inteligencji ze starym przyjacielem półgłówkiem.Ojciec skromnej mej osoby, nieżyjący już od dawna, zwykł mawiać: „Nigdy nie walcz z bezbronnym człowiekiem”.Muszę iść już.Pokój z wami.– Wykonał gest będący prześmiewczą imitacją błogosławieństwa udzielanego przez kapłana.Strażnicy przy wewnętrznych drzwiach równie dobrze mogliby być ślepi i głusi.Albo zamienieni w kamienne posągi blokujące przejście.–Więc to tak! Teraz jestem więźniem.Biada! Największy z możliwych głupiec, ja, mówiłem sobie w duchu, by się trzymać z dala od pałaców, które stanowią wszak istne gniazda niegodziwości…–Szyderco, Szyderco… – powiedział Bragi.– Chodź tutaj.Usiądź z nami.Nie jestem już tak młody jak niegdyś.Brak mi już dawnej cierpliwości.Nie sądzisz, że moglibyśmy wreszciezrezygnować z tych bzdur i przejść do rzeczy?Szyderca podszedł, usiadł, ale wyraz jego twarzy jednoznacznie dawał do zrozumienia, że czuje się przymuszany i będzie się upierał.Żadna siła, czy to w piekle, czy w niebie, nie była zdolna do niczego zmusić upartego Szydercy.Ragnarson rozumiał jego niechęć.Nepanthe była zawsze zdecydowanie przeciwna wciąganiu swego męża w jakiekolwiek sprawy, które choćby z daleka mogły przypominać przygodę.Była skrajnie zależna.Nie potrafiła wytrzymać rozstań na dłużej.–Turran! Mógłbyś przekonać Nepanthe?–Ja to zrobię – oznajmił Valther.On i Nepanthe zawsze byli blisko.– Mnie posłucha.Ale nie będzie jej się to podobało.Szyderca stawał się coraz bardziej wzburzony.Jego problemy domowe omawiano tutaj na głos, bez najmniejszego skrępowania…Bragi potarł twarz dłońmi.Ostatnimi czasy nie mógł się porządnie wyspać.Wymogi licznych stanowisk, jakie zajmował, powoli dawały mu się we znaki.Zastanawiał się nad rezygnacją z funkcji publicznego konsula.Nie wymagała ona wiele, ale zabierała czas, który przecież mógł wykorzystać, aby wywiązać się z obowiązków marszałka i rzeczywistego wicekróla.–Dlaczego nie sformułujesz wyraźnie swoich obiekcji… Derel, spisz je… A potem zajmiemy się nimi kolejno.Szyderca był zdruzgotany.–To koniec.Nie ma go.Jest nieżywy, całkowicie i ostatecznie, przyjaciel młodości owinął się kokonem czasu, a potem wyszedł z poczwarki już jako doskonały biurokrata, zniecierpliwiony i obojętny.A może to jakiś samozwaniec zajął miejsce prawdziwego dżentelmena z dawnych czasów? Powstał z Morza Zagłady, zamiast włosów ma węże reguł i macki rozporządzeń… Bękarcie dziecię-bestia ładu… Dosyć.Jam ci jest ukochany pomiot chaosu.Mam własne interesy do załatwienia.Gdzie indziej.Otwórzcie drzwi.– Był naprawdę zły, i Ragnarson w pewnej chwili poczuł pokusę przeproszenia go, z tym że właściwie nie miał pojęcia, za co.–Pozwól mu iść, Luther.Powiedz Malvenowi, żeby zaprowadził go do jego pokoi.– W otwartą dłoń zbierał jeden po drugim podwójne noble.Zdał sobie sprawę, że częściowo winę za porażkę ponosi on sam.Rzeczywiście się zmienił.Ale równy udział miał w niej Szyderca.Nigdy dotąd nie był tak drażliwy.Michael Trebilcock, jedna z osób, których Szyderca nie zbił, zapytał:–Co teraz?Ragnarson gestem nakazał milczenie.Szyderca nie zdążył Jeszcze minąć strażnika.Kiedy Luther dał krok na bok, grubas odwrócił się i zapytał w zadumie:–Pięć podwójnych nobli? – Wyszczerzył zęby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]