[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mamo, nie musisz sobie nic wyrzucać.Zrobiłaś dla niej wszystko.- Podsunęła mi piwo, ale pokręciłam głową.- Ja ją zabiłam, Saro.- Co ty opowiadasz? Przecież to ona wyssała z ciebie życie.- Daj spokój.- Przepraszam.Jest mi bardzo przykro, że ona nie żyje, ale przecież ty się dla niej poświęciłaś.- Nie rozumiesz mnie.- Wysunęłam się z jej objęć i spojrzałam w stronę samochodu.Stałyśmy teraz tak nisko, w zagłębieniu, że nie widziałam głównej drogi.Dokoła nas ciągnęły się pola pszenicy albo jęczmienia.Spędziłam wśród nich całe życie, ale dla mnie stanowiły tylko kolorowe skrawki ziemi, dobre głównie dlatego, że nie były domami w budowie.Nigdy w życiu nie poznałam żadnego rolnika.- Miałam jakieś swoje życie.Miałam was.Sara zatrzymała się.- I tata przyjechał taki kawał drogi dlatego, że babcia umarła? - Coś zaskoczyło w jej głowie.- Tak.- Ale przecież on jej nienawidził.- Nie o to chodzi.- A o co?- Próbowałam ci to właśnie powiedzieć.O to, że ja.- Wskazałam na siebie i na chwilę zawiesiłam głos -.że ja ją zabiłam.Widziałam, że coś wreszcie zaczyna do Sary docierać.I na to już nie mogłam nic poradzić.Na tę ranę nie było antybiotyku, uśmierzającej maści, sprayu.- Że co ty zrobiłaś?- Udusiłam ją ręcznikiem.Sara odsunęła się ode mnie i upuściła puszkę piwa.- Ona już kiepsko kojarzyła - dodałam.Przypomniały mi się wpatrzone we mnie oczy matki, błyskające w świetle ganku pierścionki z rubinami i chrupnięcie jej nosa, kiedy się złamał.- Prawdopodobnie nawet nie wiedziała, że to ja.- Przestań mówić - poprosiła Sara.- Trwa policyjne śledztwo.Dziś rano pogotowie zabrało panią Leverton, która umarła w karetce.- Mamo, zamknij się! Co ty wygadujesz?!- Że zabiłam swoją matkę.Sara podniosła puszkę piwa i ruszyła w stronę samochodu.- Saro! - zawołałam.- To nie wszystko.Odwróciła się.- Nie wszystko?Cała ta sytuacja jakby nagle uderzyła mi do głowy.- Twój dziadek się zabił.- Co zrobił mój dziadek?- Mój ojciec, a twój dziadek, popełnił samobójstwo.- Uśmiechasz się - zauważyła Sara.- Czy ty sobie zdajesz sprawę, że wyglądasz z tym jak nienormalna?- Jestem szczęśliwa, że wreszcie powiedziałam ci prawdę.- Podeszłam do niej.Jedna ze spinek w kształcie motylka w jej włosach obluzowała się.- Wasz ojciec o tym wiedział, ale postanowiliśmy nigdy wam tego nie mówić.- Sięgnęłam ręką, żeby jej poprawić spinkę.Cofnęła się.- Skarbie? - Opuściłam rękę.Wyczuła palcami spinkę i wyszarpnęła ją razem z kępką włosów.- Nie rób tego - powiedziałam.- W jaki sposób?- Zastrzelił się.- I ty ją za to winiłaś?- Początkowo.- A później?- Ona była moją matką, Saro.Była chora.Przecież o tym wiesz.- O niczym nie wiem.Mówiłaś coś o policji.- Chodzi o to, że znalazła ją pani Castle, a babcia była.- Tak?- Ja ją umyłam.Sara skrzywiła się; wywinęła usta, jakby za chwilę miała zwymiotować.- Przed czy po?- Po.- Jezu - jęknęła.Oddaliła się ode mnie, ale tym razem przeszła na drugą stronę wyboistej drogi i zatrzymała się na skraju lasu.- Uważaj na kleszcze! - zawołałam za nią.Sara szybko wróciła.- Zabiłaś babcię, a martwisz się o boreliozę?- Ona się zanieczyściła.Wiedziałam, że nie chciałaby, żeby ją ktokolwiek w takim stanie zobaczył.Sara gapiła się na mnie szeroko otwartymi oczami.Potrwało chwilę, zanim się zorientowałam, o co jej chodzi.- Nie po tym - wyjaśniłam.- Zanieczyściła się jeszcze po południu.A ja, przed telefonem do hospicjum, próbowałam ją jakoś umyć.Dlatego miałam ręczniki.- Chcę się zobaczyć z tatą.- Zależało mi na tym, żeby ci to wszystko powiedzieć bez świadków.Uważałam, że to bardzo ważne.- No więc powiedziałaś.- Cisnęła puszką o ziemię, zgniotła ją butem i schowała do kieszeni.- Chodźmy stąd.Obróciła się zbyt gwałtownie i wylądowała na ziemi.Patrząc na leżącą Sarę, pomyślałam o matce.I o małym potłuczonym Leo.- Kochanie - powiedziałam i nachyliłam się nad Sarą.- To ta moja pieprzona kostka.- Złamana?- Nie - odparła.- Chyba że masz apetyt na więcej.- Sara?- To był taki żart - powiedziała beznamiętnym głosem.- Jasne? Cha, cha.- Możesz się na mnie wesprzeć w drodze do samochodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]