[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z każdą chwilą przybywało mu posiłków, w tym popleczników Nimue, albowiem dwaj Tarczownicy Krwawi zajęli miejsce w szeregu, który miał na nas ruszyć.Wróciliśmy tam, skąd zaczęliśmy, tworząc szyk na piasku nasączanym krwią, przed ognistym stosem, który pomógł nam wygrać pierwsze starcie.Ciała naszych zabitych spłonęły jedynie częściowo i sczerniałe oblicza uśmiechały się do nas upiornie, zwęglone usta odsłaniały zmatowiałe zęby.Zostawiliśmy trupy nieprzyjaciół, żeby przeszkadzały w drodze żywym, lecz naszych zmarłych zawlekliśmy obok stosu.Mieliśmy szesnastu zabitych i wielu ciężko rannych, lecz nadal wystarczało nam wojów do sformowania muru tarcz, wciąż mogliśmy walczyć.Talezyn śpiewał.Śpiewał swą pieśń o Mynydd Baddon i jej rytm znów zespolił nam tarcze.Nasze miecze i włócznie stępiły się i pokryły krwią, nieprzyjaciel był świeży, lecz gdy szli ku nam, zagrzewaliśmy się wesołymi okrzykami.„Prydwen” ledwo się ruszała.Wyglądała jakby stała na zwierciadle, lecz wreszcie długie wiosła wysunęły się zza burt niczym skrzydła.- Zabijać ich! - krzyknął Mordred, ogarnięty bitewnym szałem, i sam poprowadził atak.Towarzyszyła mu garstka dzielnych mężów, za którą biegli obłąkańcy Nimue, tak więc nasz pierwszy szereg przyjął na siebie bezładny napór, lecz byli tam wojowie chętni zabłysnąć w walce, więc znów musieliśmy ugiąć nogi w kolanach i skulić się za murem tarcz.Słońce oślepiało nas tuż przed tym, jak runęła szaleńcza nawała, lecz zdążyłem jeszcze ujrzeć błyski na zachodnich wzgórzach.Nadchodzili kolejni włócznicy.Miałem wrażenie, że to cała nowa armia, lecz skąd przybyła i kto ją prowadzi, nie potrafiłem zgadnąć, a poza tym nie miałem czasu na myślenie, przyjąłem bowiem na siebie uderzenie tarczy wroga i ból przeszył mój kikut.Zawyłem i zamachnąłem się mieczem.Moim przeciwnikiem był Tarczownik Krwawy.Zadałem potężny cios, znajdując szparę między napierśnikiem i hełmem, a kiedy wyrwałem Hywelbane’a z ciała wroga, poraziłem straszliwym cięciem następnego obłąkańca Nimue.Zawirował, krew chlusnęła mu z policzka, nosa i oka.Ci przeciwnicy biegli przed murem tarcz Mordreda, lecz teraz uderzyły na nas główne siły wroga, a my przyjęliśmy ich atak i wydaliśmy okrzyk pogardy, gdy dźgaliśmy na oślep mieczami i włóczniami.Pamiętam zamieszanie, brzęk mieczy o miecze i łomot tarcz o tarcze.Bitwa to niemiła sprawa.Cale dzielą człeka od nieprzyjaciela.Czuje się, jak wróg śmierdzi piwem, słyszy, jak oddech rzęzi mu w gardle, dochodzą go stękania, widzi, jak przeciwnik drepce w miejscu, czuje bryzgi jego śliny na swoich oczach i wypatruje niebezpieczeństwa, spogląda w oczy następnego męża, którego musi zabić, wyczuwa wolną przestrzeń, zajmuje ją, znów zwiera szyk, idzie krok dalej, czuje napór z tyłu, potyka się o trupy tych, których zabił, łapie równowagę, prze, a potem pamięta niewiele, jeno te ciosy, które niemal go nie zabiły.Pracuje, pcha, kłuje, żeby rozbić szyk wroga, stęka, rzuca się przed siebie, siecze, powiększając szczelinę, a szał ogarnia go dopiero wtedy, kiedy nieprzyjaciel idzie w rozsypkę, a sam wreszcie zabija jak bóg, bo nieprzyjaciel jest przerażony i ucieka lub stoi osłupiały i ginie bezwolny, kiedy on jest żniwiarzem dusz.Odparliśmy jeszcze jeden atak! Znów ciskaliśmy szczapami ze stosu pogrzebnego, znów przełamaliśmy ich mur tarcz, lecz czyniąc to, rozerwaliśmy własny.Pamiętam jasne słońce za wysokim wzgórzem na zachodzie, pamiętam, jak potykając się, wbiegłem na otwartą przestrzeń i krzyczałem do żołnierzy o wsparcie, pamiętam, jak ciąłem Hywelbane’em w odsłonięty kark jakiegoś wroga i jak krew lała się przez ucięte włosy, a głowa odskoczyła w tył.A potem ujrzałem, że dwie walczące linie rozerwały się nawzajem i zamiast równych szyków były tylko niewielkie walczące grupki zakrwawionych mężów na zlanym krwią piasku, usianym rozżarzonymi głowniami.Lecz to my zwyciężyliśmy.Ostatnie szeregi nieprzyjaciół wolały uciec niż zakosztować naszych mieczy, ale z centrum, tam gdzie walczyli Mordred i Artur, nikt nie uciekał.Dookoła przywódców toczyła się sroga walka.Próbowaliśmy otoczyć ludzi Mordreda, lecz oni stawili nam odpór, a wtedy przekonałem się, jak niewielu nas jest i jak wielu nigdy już nie weźmie udziału w boju, nasączyliśmy bowiem naszą krwią piaski Camlann.Tłum nieprzyjaciół gapił się na nas z wydm, lecz byli to tchórze i nie pośpieszyli z pomocą towarzyszom, tak więc ostatni nasi wojownicy walczyli z ostatnimi żołnierzami Mordreda.Artur siekł Excaliburem, próbując dostać się do ich króla; był tam również Sagramor, a także Gwydr.I ja przyłączyłem się do tej walki, odrzuciwszy włócznię i tarczę, dźgając Hywelbane’em, a moje gardło było wyschnięte jak dym, a głos przypominał krakanie kruka.Uderzyłem na kolejnego wojownika i Hywelbane zostawił rysę w poprzek jego tarczy.Tamten zatoczył się do tyłu.Nie miał siły zaatakować, ze mnie również uszły siły, tak więc tylko wpatrywałem się w niego.Pot szczypał mnie w oczy.Przeciwnik ruszył powoli, zadałem mu pchnięcie, trafiłem w tarczę, on zatoczył się, pchnął mnie włócznią i teraz ja z kolei poleciałem w tył.Dyszałem, a na całej mierzei zmęczeni wojownicy bili się ze zmęczonymi wojownikami.Galahad został ranny, złamano mu ramię trzymające tarczę i rozorano twarz.Culhwcha zabito.Nie widziałem tego, lecz później znalazłem ciało z dwiema włóczniami w nieosłoniętym zbroją kroczu.Sagramor kulał, lecz jego szybki miecz był nadal zabójczy.Numidyjczyk próbował osłaniać Gwydra.Młody wojownik krwawił z rany na policzku, lecz dzielnie usiłował zająć miejsce u boku ojca.Gęsie pióra na hełmie Artura i biały płaszcz ociekały krwią.Na moich oczach Artur obalił wysokiego męża, kopnięciem odrzucił desperacko pchniętą włócznię i zadał mocny cios płatowy Excaliburem.Wtedy to zaatakował Loholt.Nie widziałem go aż do tamtej chwili, lecz on dojrzał swojego ojca, popędził konia i odgiął do tyłu jedyną rękę, szykując włócznię.Wył z nienawiści, szarżując przez kłębowisko zmęczonych wojowników.Przerażony koń wybałuszał ślepia, lecz słuchał ostróg, gdy Loholt zamierzył się na Artura.Jednak Sagramor porwał włócznię i wcisnął ją między końskie nogi.Zwierzę zaplątało się i upadło w fontannie piasku.Numidyjczyk wstąpił miedzy wierzgające kopyta i zadał czarnym mieczem cios jak kosą.Krew trysnęła z karku Loholta, ale w tej samej chwili, w której Sagramor wyrwał duszę z ciała bękarta, zaatakował go Tarczownik Krwawy.Numidyjczyk ciął mieczem w bok, roznosząc Loholtową krew ze sztychu ostrza.Tarczownik padł, wrzeszcząc przeraźliwie.Równocześnie rozległ się inny okrzyk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]