[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„Wróćcie do mnie! Brońcie mnie!”.Ale się nie zjawiły.Za to jego serce poczęły zżerać, niczym białe robaki, natrętne słowa.Skąd one się brały?„Wszystko stracone… Przestań, Mortimerze”.Ale słowa nie dawały mu spokoju.Skurczył się, jakby odczuwał cielesny ból.–Nic nie mówisz! Czyżbyś już je czuł? – roześmiał się Orfeusz swawolnie jak dziecko.–Wiedziałem, że to zadziała.Byłem tego pewien, jak tylko przeczytałem pierwszą pieśń…Tak, tak, Mortimerze, znowu mam książkę… a nawet trzy.A wszystkie wypełnione po brzegi słowami Fenoglia, przy czym dwie z nich traktują o Sójce.To Wiolanta przywiozła je na zamek, bardzo miło z jej strony, prawda? Musiałem oczywiście różne rzeczy poprzestawiać, tu parę słów, tam parę słów.Fenoglio obchodzi się bardzo dobrze ze swoim bohaterem, trzeba to było skorygować.Pieśni o Sójce, które stworzył Fenoglio, starannie zapisane i zilustrowane przez Balbulusa… Mo zamknął oczy.–Ale za wodę nie jestem odpowiedzialny! – krzyknął Orfeusz.– To Żmijogłowy kazałotworzyć śluzy.Ale nie bój się, nie utoniesz, tak wysoko woda nie sięgnie, choć nie będzie toprzyjemne.Mo w tej samej chwili poczuł wodę podnoszącą się wolno wzdłuż jego nóg, jakby mrok nagle zamienił się w ciecz, zimną i czarną, i strach chwycił go za gardło.–Nie, woda to nie mój pomysł – ciągnął Orfeusz znudzonym głosem.– Za dobrze cięznam, by wierzyć, że czymś takim można cię nastraszyć.Pewnie liczysz na to, że ułagodziszśmierć swoim uporem po tym, jak nie dopełniłeś warunków umowy.Tak, wiem o tej umowie,wiem wszystko… Tak czy owak wybiję ci upór z głowy.Sprawię, że zapomnisz oszlachetności i cnocie.Zapomnisz o wszystkim prócz strachu, bo przed moimi słowami białedamy cię nie obronią.Mo miał ochotę udusić go gołymi rękami, ale ręce miał przecież związane…–Najpierw chciałem napisać coś o twojej żonie i córce, ale potem pomyślałem sobie:„Nie, Orfeuszu, bo w ten sposób nie odczuje twoich słów na własnej skórze!”.Świecąca Gęba napawał się każdym słowem, jakby od dawna marzył o tej chwili.„On tam na górze, a ja w tej czarnej jamie, bezradny jak szczur w pułapce, którego on w każdej chwili może uśmiercić”.–Nie! – podjął Orfeusz.– „Nie – powiedziałem sobie.– Musi poczuć na własnej skórze,jak potężne są twoje słowa.Pokaż mu, że od tej chwili możesz się bawić z Sójką w kotka imyszkę.Tyle tylko, że twoje szpony są uczynione ze słów!”.I Mo rzeczywiście odczuł jego szpony na własnej skórze.Wydawało mu się, że zimna woda dosięga serca, zalewa je lodowatą czernią.Po chwili zjawił się ból.Był tak silny i prawdziwy, że Mo chwycił się za serce, mając wrażenie, że przez palce przecieka krew.W ciemności zamajaczyła rozszerzająca się czerwona plama na koszuli i poczuł, że siły go opuszczają tak jak wtedy, że nie może się utrzymać na nogach.Zaparł się plecami o wilgotną ścianę, by nie runąć twarzą w zimną toń wody sięgającej mu do pasa.„Reso! O Boże, pomóż mi, Reso!”.Ogarnęła go rozpacz, trząsł się na całym ciele ze strachu i bezsilnej złości.–Z początku nie wiedziałem, co będzie lepsze.– Głos Orfeusza raził go niczym tępeostrze.– Myślałem, żeby ci posłać parę niezbyt przyjemnych zwierzątek wodnych.W jednej ztych książek, które Fenoglio napisał dla Jacopa, występują takie różne straszydła.Ale wkońcu zdecydowałem się na inne, o wiele ciekawsze rozwiązanie.Postanowiłem doprowadzićcię do szaleństwa za pomocą straszydeł wziętych z twojej głowy: są to dawne lęki, gniew icierpienia, które nagromadziły się w twoim bohaterskim sercu, zamknięte na cztery spusty,lecz bynajmniej nie usunięte.„Wydobądź z niego to wszystko, Orfeuszu – myślałem – iwzbogać obrazami, których od dziecka się lękał: martwa kobieta, martwe dziecko.Anastępnie wyślij mu to wszystko w mrok i ciszę, gdzie przebywa.Poślij mu jego własnygniew, każ mu marzyć o zabijaniu, niech zaleje go wściekłość.Ciekawe, jak się poczujebohater, trzęsąc się ze strachu, świadom, że„On tam na górze, a ja w tej czarnej jamie, bezradny jak szczur w pułapce, którego on w każdej chwili może uśmiercić”.–Nie! – podjął Orfeusz.– „Nie – powiedziałem sobie.– Musi poczuć na własnej skórze,jak potężne są twoje słowa.Pokaż mu, że od tej chwili możesz się bawić z Sójką w kotka imyszkę.Tyle tylko, że twoje szpony są uczynione ze słów!”.I Mo rzeczywiście odczuł jego szpony na własnej skórze.Wydawało mu się, że zimna woda dosięga serca, zalewa je lodowatą czernią.Po chwili zjawił się ból.Był tak silny i prawdziwy, że Mo chwycił się za serce, mając wrażenie, że przez palce przecieka krew.W ciemności zamajaczyła rozszerzająca się czerwona plama na koszuli i poczuł, że siły go opuszczają tak jak wtedy, że nie może się utrzymać na nogach.Zaparł się plecami o wilgotną ścianę, by nie runąć twarzą w zimną toń wody sięgającej mu do pasa.„Reso! O Boże, pomóż mi, Reso!”.Ogarnęła go rozpacz, trząsł się na całym ciele ze strachu i bezsilnej złości.–Z początku nie wiedziałem, co będzie lepsze.– Głos Orfeusza raził go niczym tępeostrze.– Myślałem, żeby ci posłać parę niezbyt przyjemnych zwierzątek wodnych.W jednej ztych książek, które Fenoglio napisał dla Jacopa, występują takie różne straszydła.Ale wkońcu zdecydowałem się na inne, o wiele ciekawsze rozwiązanie.Postanowiłem doprowadzićcię do szaleństwa za pomocą straszydeł wziętych z twojej głowy: są to dawne lęki, gniew icierpienia, które nagromadziły się w twoim bohaterskim sercu, zamknięte na cztery spusty,lecz bynajmniej nie usunięte.„Wydobądź z niego to wszystko, Orfeuszu – myślałem – iwzbogać obrazami, których od dziecka się lękał: martwa kobieta, martwe dziecko.Anastępnie wyślij mu to wszystko w mrok i ciszę, gdzie przebywa [ Pobierz całość w formacie PDF ]