[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedziałbym, że jest urocza i utalentowana.I jest też niewiarygodnie wprost uległa i spragniona kogoś, kto by nią przez całe życie kierował.- O matko! - westchnął ciężko Grunyon.- Opowiadała mi o greckich rzeźbach.- Na Boga, nie!- Pomór i zgroza - powiedział Hawk.- Grunyon, nalej mi szklaneczkę czegoś mocniejszego.Za dziesięć minut mam się zobaczyć z Violą.Hawk cały czas o tym właśnie myślał.Wiedział, że czeka go pół godziny w towarzystwie tej małej trzpiotki.Była taka młoda, pragnęła się podobać i trajkotała bez przerwy.- Proszę mi opowiedzieć o Almack, lordzie - poprosiła, gdy już się spotkali.W jej głosie brzmiał ton błagania i kokieterii zarazem.- Nie mogę się wprost doczekać, kiedy poznam te wszystkie miejsca i wszystkich ludzi.- Ale to jest nudne miejsce - odpowiedział Hawk - a podawane tam napoje są, delikatnie powiedziawszy, nędzne.Cóż, nie ułatwia prowadzenia konwersacji, pomyślała Viola.- Dama musi dbać o linię.Można tam też potańczyć, prawda? - drążyła temat.- Owszem, można - odpowiedział Hawk i jakiś nieznośny chochlik kazał mu dodać - ale ja nie lubię tańczyć.- Nawet tego najnowszego niemieckiego tańca, o którym ostatnio wiele się mówi? Nawet walca?Na dźwięk tęsknego i nieco zawiedzionego głosu Violi Hawk poczuł się nieco winny.Westchnął.Jest taka ochocza i entuzjastycznie nastawiona do życia.Czułbym się jak gwałciciel, gdybym się z nią ożenił.- Lubię walca - odezwał się - ale rzadko się go tańczy w towarzystwie.Nie został jeszcze zaakceptowany przez Almack.Viola popatrzyła na Hawka i uśmiechnęła się do niego promiennie.To zawsze działało na Kenarda, zawsze wtedy czerwienił się i jąkał, a Hawk tylko uniósł jedną brew; ta mała kokietka wypróbowywała na nim swoje kobiece sztuczki! Miał ochotę się zaśmiać, ale dobre maniery mu nie pozwalały.Nagle uświadomił sobie, że po pewnym treningu Viola mogłaby swobodnie flirtować z każdym.To nie była przyjemna myśl.- Violu, czy lubi pani poezję? - zapytał, chwytając się sztandarowego pytania Clare.- Na Boga, nie! - wykrzyknęła Viola, a jej głos był tak przerażająco poważny, że Hawk ledwo powstrzymał się od śmiechu.- Cóż, oczywiście Adelajda zmuszała nas do czytania dzieł, poematów, kazań i podobnych tego typu rzeczy.- Frances też? - zapytał Hawk, zastanawiając się, jak Frances mogła cokolwiek czytać przy tak słabym wzroku.Viola przesłała Hawkowi ujmujący uśmiech i wdzięcznie wzruszyła ramionami.- Ach, Frances bardzo podobały się te rzeczy.Za to ty jej się nie podobasz, panie, ale ja nie zamierzam ci o tym mówić!- Rozumiem - odparł Hawk i po raz kolejny ukradkiem spojrzał na zegar.Czas spotkania dobiegł końca.Druga z głowy.Po uroczystym obiedzie w towarzystwie Clare, Violi i lady Ruthven, który przebiegł w milczeniu, Hawk posłusznie włożył na siebie ubranie przygotowane mu przez Grunyona i już pół godziny później, gdy tylko Viola odnalazła zgubioną rękawiczkę, siedział we własnym powozie, mając po jednej swej stronie Clare, a po drugiej Violę.Frances siedziała na wzgórzu, z którego miała wspaniały widok na cały zamek, widziała więc, jak odjeżdżają.Uśmiechnęła się, wstała i otrzepała spódnice.Za odjeżdżającym powozem posłała pocałunek i zaśmiała się.Do ich powrotu miała wiele do zrobienia.Musiała jeszcze zajrzeć do zagrody Roberta, któremu ostatnio leczyła klacz, cierpiącą na stany zapalne w pęcinach.- Robercie, nie możesz pozwalać, żeby Sally stała po kolana we własnym łajnie - powiedziała, naśladując jego szkocki akcent.- Wyleczyłam ją najlepiej, jak umiałam, ale musisz utrzymywać jej kopyta w czystości.Możesz to robić?Robert oczywiście mógł, przynajmniej taką miała nadzieję.Wróciła więc do zamku i próbowała niezauważenie przemknąć do swej tymczasowej kwatery w pokoju Violi.Jednej rzeczy Frances mogła być pewna - ani Viola, ani Clare nie pisnęły hrabiemu nawet słówkiem o jej dziwnym zachowaniu i równie dziwnym wyglądzie.- Frances!Ojciec.Był blady.Frances poczuła, jak spływa na nią dziwny spokój.Odwróciła się w stronę ojca.- Tak, papo?- Ja ci zaraz dam „Tak, papo"! Zniosłem już wystarczająco wiele, więcej niż rodzic znosić powinien! Ale koniec tego dobrego!Ruthven podszedł do córki.Frances stała nieruchomo.- Więc mnie uderz, papo - powiedziała - ale ja swojego zdania nie zmienię.Nie wyjadę z Kilbracken i już! A ty rób, co chcesz.- Cholera jasna! Frances, przecież on wczoraj nawet klaska! po twoim żenującym wystąpieniu.- Owszem, klaskał.A czego się spodziewałeś? Że zacznie się śmiać? Albo wyć? Albo że zakryje uszy swoimi arystokratycznymi, angielskimi dłońmi?Przez dłuższą chwilę Ruthven milczał, ale Frances się to nie podobało, nic a nic.Czuła się dziwnie.Proszę, krzycz na mnie, papo - pomyślała.- Bardzo dobrze, Frances - odezwał się w końcu Ruthven, odwrócił się na pięcie i wyszedł.Frances wydęła usta.Co on zamierza zrobić?ROZDZIAŁ 4Więc to oblicze wysiało na morze tysiąc okrętów?CHRISTOPHER MARLOWE*- Dobry Boże, czy to przypadkiem nie wasza siostra? - Hawk odsunął firankę w okienku powozu, żeby Viola mogła wyjrzeć.Poczuł, że zesztywniała, a zaraz potem zaczęła się nerwowo śmiać.Głos jej drżał.- Ależ nie.Oczywiście że to nie ona.To jedna z chłopek pracujących w polu.Hawk nie dostrzegł szybkiej wymiany spojrzeń między siostrami.Nic też nie powiedział, ale raz jeszcze wyjrzał przez okno.To była Frances, pomyślał, a nie żadna chłopka.Wyglądała jak brudna i rozczochrana kupka nieszczęścia, na nogach miała wielkie, męskie buciory, a rękawy sukni podwinięte powyżej łokci.A poza tym kroczyła, właśnie nie szła jak kobieta, ale kroczyła jak mężczyzna.Hawk oparł się wygodnie w powozie i zmarszczył brwi.- Polubiłeś Campbellów, panie? - zapytała Clare.Hawka zastanowiło dziwne zdenerwowanie, wyraźnie słyszalne w jej głosie.Jeśli chodzi o Violę, to mógłby przysiąc, że zachichotała.- Tak, oczywiście.- Kłamstwo gładko przeszło mu przez gardło.Wynudził się za wszystkie czasy, tak że wolałby być poddany najwymyślniejszym torturom.A potem pomyślał, że ta wizyta też była torturą.- O, my także bardzo lubimy odwiedzać tych czarujących, wesołych ludzi - powiedziała Viola.- A Londyn! Tam jest przecież tyle przyjęć, na które można pójść! To będzie takie ekscytujące.To znaczy, to musi być niezmiernie ekscytujące.Nagle Hawk ujrzał dość wyraźną wizję własnej przyszłości.Viola lub Clare jako hrabina przy jego boku, towarzyszka niekończących się rautów, wieczorków w towarzystwie, balów i proszonych obiadów.Chichocząca, plotkująca, domagająca się jego czasu i atencji, flirtująca z jego przyjaciółmi.Albo malująca jego przyjaciół i cytująca loda Byrona.Życie, jakie znał, niechybnie dobiegłoby końca.W tym momencie pożałował, że odszedł z wojska, że już nie jest pod rozkazami lorda Wellingtona.Cholera, zaklął w myślach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]