[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiesz, jak to jest mieć un cazzo do roboty? –Egidio potrząsnął głową.– Człowiek się zmienia.Przyznaję, że nawet ja zacząłem grać i pić.– I chodzić na dziwki.Senator popatrzył na Ezia.– Och, dobry jesteś.Bardzo dobry.To mnie zdradziło?Zapach perfum na rękawie?Ezio uśmiechnął się.– Coś w tym rodzaju.– Hm.Cóż, jak mówiłem, kiedyś senatorzy robili to, co senatorzy robić powinni: składali wnioski w poważnych sprawach, na przykład – och, nie wiem, od czego zacząć –bezprawnego okrucieństwa, porzuconych dzieci, przestępczości, oprocentowania pożyczek, utrzymywania w ryzach Chigiego i innych bankierów.Teraz jedyna niezależna legislacja, na jaką się nam pozwala, to sprawy takie, jak dopuszczalna szerokość rękawów damskich sukni.– Ale nie ty.Ty próbowałeś zbierać fundusze na wymyślone problemy, żeby spłacać swoje hazardowe długi.– To nie są wymyślone problemy, mój chłopcze.Kiedy tylko znów będziemy mieli prawdziwą władzę, a ja wyjdę na prostą finansowo, zamierzam poważnie się nimi zająć.– A kiedy to według ciebie nastąpi?– Musimy być cierpliwi.Tyrania jest nie do zniesienia, ale nigdy nie trwa długo.Zawsze jest zbyt krucha.– Chciałbym móc w to wierzyć.– Oczywiście należy się jej przeciwstawiać przy każdej okazji.To naturalne.– Senator przerwał.– Jestem prawdopodobnie starszy od ciebie – o ile? Dziesięć, piętnaście lat? Muszę dobrze wykorzystać swój czas.Nie zdarzyło ci się nigdy spojrzeć na grób i pomyśleć: „To najbardziej doniosła rzecz, jaką kiedykolwiek zrobię: umrę”?Ezio milczał.– Nie – ciągnął Egidio.– Widać nie.Maledette, moje listy!– powiedział do siebie.– Nie powinienem był wysyłać ich do ambasadora.Teraz Cesare zabije mnie przy pierwszej okazji, i to bez względu na to, czy spłacę dług, czy nie, chyba że jakimś cudem postanowi wyładować swój gniew na kimś innym.Bóg jeden wie, że jest na to wystarczająco kapryśny.– Na kimś innym? Na twoim bracie?– Nigdy bym sobie tego nie wybaczył.– Dlaczego nie? Jesteś politykiem.– Nie wszyscy jesteśmy źli.– Gdzie jest twój brat?– Nie mam pojęcia.Nie tutaj, dzięki Bogu.Nie rozmawialiśmy ze sobą, odkąd dowiedział się o listach, a ja jestem dla niego wystarczającym ciężarem.Gdyby zobaczył jeszcze ciebie.– Możemy przejść do rzeczy? – spytał Ezio.– Oczywiście.Pięknym za nadobne i tak dalej.A teraz, jeszcze raz, o co prosiłeś?– Chcę wiedzieć, gdzie jest bankier Cesare.Gdzie pracuje.Gdzie mieszka.Egidio nagle ożywił się.– Tak, muszę przynieść pieniądze.– Znów rozłożył ręce.–Tyle że ich nie mam.– Mówiłem ci, że zapłacę.Powiedz mi tylko ile i gdzie jesteś umówiony z tym bankierem.– Nie wiem, dopóki się tam nie znajdę.Zazwyczaj chodzę w jedno z trzech ustalonych miejsc.Spotykam tam jego pomocników, którzy mnie do niego prowadzą.Jestem mu winien dziesięć tysięcy dukatów.– Żaden problem.– Sul serio? – Egidio prawie się rozpromienił.– Musisz przestać to robić.Naprawdę zacząłeś napawać mnie nadzieją.– Zostań tu.Wrócę z pieniędzmi o zachodzie słońca.Wczesnym wieczorem Ezio wrócił do coraz bardziej niedowierzającego Egidia i wręczył mu dwie ciężkie skórzane torby.– Wróciłeś! Naprawdę wróciłeś!– A ty czekałeś.– Jestem zdesperowany.Nie mogę uwierzyć, że po prostu.to zrobiłeś.– Jest jeden warunek.– Wiedziałem.– Posłuchaj – powiedział Ezio.– Jeśli przeżyjesz, a mam taką nadzieję, masz mieć oko na to, co będzie się działo w polityce w tym mieście.I masz meldować o wszystkim.–zawahał się –.madonnie Claudii w lupanarze o nazwie Rosa in Fiore.Zwłaszcza o wszystkim, czego się dowiesz o Borgiach.– Ezio uśmiechnął się w duchu.– Znasz to miejsce?Egidio odkaszlnął.– Ja.mam przyjaciela, który czasem tam bywa.– Świetnie.– Co zrobisz z tymi informacjami? Sprawisz, że Borgiowie znikną?Ezio uśmiechnął się szeroko.– Ja tylko.cię werbuję.Senator popatrzył na torby z pieniędzmi.– Nie mogę znieść myśli, że mam im to oddać.– Popadł w zamyślone milczenie.– Mój brat pomagał mi, bo jesteśmy rodziną.Nienawidzę tego pezzo di merda, ale to wciąż mój brat.– Pracuje dla Cesare.Egidio wziął się w garść.– Va bene.Kiedy cię nie było, przysłali mi wiadomość o miejscu spotkania.Pora jest idealna.Niecierpliwią się, czekając na pieniądze, więc spotkanie jest dzisiaj.Wiesz, byłem przerażony, kiedy mówiłem ich posłańcowi, że na pewno będę miał dla nich pieniądze.– Znów przerwał.–Niedługo powinniśmy ruszać.Co zrobisz? Będziesz mnie śledził?– Nie wyglądałoby dobrze, gdybyś sprawiał wrażenie, że nie jesteś sam.Egidio przytaknął.– Dobrze.Mamy jeszcze czas na kieliszek wina, zanim pójdziemy.Napijesz się?– Nie.– No a ja muszę.31Ezio znów przeszedł za senatorem przez labirynt uliczek, choć te znał już lepiej, bo prowadziły w stronę Tybru.Mijali pomniki, place i fontanny, które wyglądały znajomo, podobnie jak wznoszone gmachy – Borgiowie wydawali ogromne sumy na palazzi, teatry i galerie, dążąc do zaspokojenia swojej pychy.W końcu Egidio zatrzymał się na pięknym placu okolonym dużymi, prywatnymi domami po dwóch bokach i szeregiem drogich sklepów wzdłuż trzeciego.Czwartym bokiem plac przylegał do zadbanego skweru, opadającego w dół do rzeki.To był cel ich wyprawy.Zapadał już zmrok, kiedy Egidio wybrałkamienną ławę i stanął przy niej; rozglądał się na prawo i lewo, ale nie zdradzał niepokoju.Ezio był pełen podziwu dla jego opanowania, które było mu jak najbardziej na rękę.Wszelkie oznaki zdenerwowania mogły zaalarmować wysłanników bankiera.Asasyn zajął pozycję pod cedrem.Nie musiał czekać długo.Kilka minut po przybyciu Egidia podszedł do niego wysoki mężczyzna ubrany w nieznane Eziowi barwy.Odznaka na jego ramieniu przedstawiała herb; jedną jego połowę stanowił czerwony byk na złotym polu, drugą przecinały szerokie, czarne i złote poziome pasy.Ezio nie miał pojęcia, co to oznacza.– Dobry wieczór, Egidio – powiedział nowoprzybyły.–Wygląda na to, że jesteś gotów umrzeć jak dżentelmen.– To mało uprzejme z twojej strony, capitano – odparłsenator – szczególnie że mam pieniądze.Mężczyzna uniósł brew.– Naprawdę? To wszystko zmienia.Bankier będzie bardzo zadowolony.Ufam, że przyszedłeś sam?– A widzisz tu kogoś jeszcze?– Idź za mną, furbacchione.Ruszyli z powrotem na wschód i przeszli na drugi brzeg Tybru.Ezio szedł za nimi w dyskretnej odległości, pozostając w zasięgu słuchu.– Jakieś wieści o moim bracie, capitano? – spytał Egidio.– Mogę ci tylko powiedzieć, że książę Cesare bardzo chce z nim porozmawiać.To znaczy, kiedy tylko wróci z Romanii.– Mam nadzieję, że nic mu się nie stało?– Jeśli nie ma nic do ukrycia, nie ma się czego obawiać.Dalej szli w milczeniu, a przy bazylice Santa Maria sopra Minerva skręcili na północ, w kierunku Panteonu.– Co się stanie z moimi pieniędzmi? – spytał Egidio.Ezio zdał sobie sprawę, że senator usiłuje wyciągnąć z kapitana informacje przydatne asasynowi.Sprytny człowiek.– Twoimi pieniędzmi? – Kapitan parsknął śmiechem.–Mam nadzieję, że są tam wszystkie odsetki.– Są.– Oby.– No i?– Bankier lubi być hojny dla przyjaciół.Dobrze ich traktuje.Stać go na to [ Pobierz całość w formacie PDF ]