[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet te, które żyły na powierzchni, pozostawały stworzeniami zasadniczo nocnymi.Słońce sprawiało, że ich czarodziejska moc blakła niczym stara fotografia.Gdyby z wysłaniem grupy uderzeniowej musiały czekać do następnej nocy, kto wie, jakich szkód zdążyłby narobić ten Fowl.Istniała możliwość, że cała afera została zmontowana na użytek mediów i jutro rano twarz kapitan Niedużej znajdzie się na okładce każdego czasopisma na świecie.Bulwa wzdrygnął się.To oznaczałoby koniec wszystkiego – chyba że Błotni Ludzie umieją już współegzystować z innymi gatunkami.Ale jeśli historia czegoś Bulwę nauczyła, to właśnie tego jednego – ludzie nie potrafili współżyć z nikim, nawet sami ze sobą.– Dobrze.Wszyscy załadować broń.Lot w szyku bojowym.Otoczyć teren dworu.W odzewie Grupa Odzysku ryknęła po wojskowemu, metalicznie chrzęszcząc i zgrzytając bronią, ile się dało.– Ogierek, zbierzcie techników.Weźcie wahadłowiec i lećcie za nami.Zabierzcie duże tarcze – odetniemy cały teren i zyskamy trochę przestrzeni do manewru.– Jest jedna sprawa, komendancie – zamyślił się Ogierek.– Co? – warknął Bulwa niecierpliwie.– Dlaczego ten człowiek powiedział nam, kim jest? Przecież musiał wiedzieć, że go znajdziemy.Bulwa wzruszył ramionami.– Może nie taki z niego cwaniak, jak mu się zdaje.– Nie, mam wrażenie, że nie w tym rzecz.Wręcz przeciwnie.Uważam, że on przez cały czas wyprzedza nas o krok, również teraz.– Nie mam czasu na teorie, Ogierek.Brzask już blisko.– I jeszcze coś.– Czy to ważne?– Tak sądzę.– No?Ogierek stuknął w klawisz laptopa i jeszcze raz przejrzał dane o Artemisie.– Ten superprzestępca, ten król zbrodni, który wymyślił cały misterny plan.– No, co takiego?Ogierek podniósł wzrok, a w jego złocistych oczach zalśniło coś na kształt podziwu.– On ma dwanaście lat.To niewiele, nawet jak na człowieka.Bulwa sarknął i wsunął nową baterię do trójlufowego miotacza.– Pewnie ogląda za dużo telewizji.Myśli, że jest Sherlockiem Holmesem.– Raczej profesorem Moriartym – sprostował Ogierek.– Holmes, Moriarty, co za różnica.Obaj będą wyglądali tak samo, kiedy obedrę ich ze skóry.I wygłosiwszy tę elegancką ripostę, Bulwa wzniósł się w ślad za swoją grupą w nocne niebo.Grupa Odzysku leciała w szyku bojowym z Bulwą na czele.Zmierzali na południowy zachód, kierując się obrazem, przekazywanym na ekrany w ich kaskach.Ogierek nawet zaznaczył dwór Fowlów czerwoną kropką.Dla idiotów, mruknął do mikrofonu, akurat dość głośno, by usłyszał go komendant.Posiadłość Fowlów rozciągała się wokół zmodernizowanego późnośredniowiecznego zamku, wzniesionego w piętnastym wieku przez lorda Hugona Fowla.Przez wieki Fowlom udało się uchronić rodową siedzibę przed zniszczeniem.Przetrwała wojny, zamieszki oraz kilka inspekcji podatkowych, więc Artemis nie zamierzał być pierwszym, który ją utraci.Majątek otaczał pięciometrowy kamienny mur z blankami, w którym zachowały się oryginalne przejścia i wieże strażnicze.Funkcjonariusze Odzysku wylądowali tuż w obrębie umocnień i natychmiast zaczęli badać okolicę, szukając ewentualnych wrogów.– Zająć pozycje co dwadzieścia metrów – zarządził Bulwa.– Przeczesać teren.Meldunek co sześćdziesiąt sekund.Jasne?Grupa przytaknęła.Jasne, że jasne.W końcu byli zawodowcami.Porucznik Pałka, dowódca grupy Odzysku, podążył za Bulwą na wieżę strażniczą.– Wiesz, co robić, Juliuszu?Obaj studiowali razem w Akademii i wychowali się w tym samym tunelu.Pałka był jednym z pięciorga elfów, którzy zwracali się do Bulwy po imieniu.– Wiem, co twoim zdaniem powinniśmy zrobić – odparł komendant.– Wysadzić cały interes w powietrze.– A to ci niespodzianka.– Tak będzie najczyściej.Jedna płukanka i po kłopocie.Minimalne straty.„Płukanka” stanowiła żargonowe określenie straszliwej bomby biologicznej, której SKRZAT używał niezwykle rzadko.Odznaczała się tą niezwykłą zaletą, że niszczyła tylko żywą tkankę.Krajobraz pozostawał niezmieniony.– Tak się składa, że wśród owych „minimalnych strat”, o których mówisz, jest moja podwładna.– A, tak – cmoknął Pałka.– Kobieta w SKRZAT.Przyjęta na próbę.No cóż, nie sądzę, żebyś miał problemy z uzasadnieniem rozwiązania taktycznego.Oblicze Bulwy nabrało znajomego, fioletowego odcienia.– Najlepiej zrobisz, jak zejdziesz mi z oczu, bo inaczej będę zmuszony spuścić płukankę prosto w bagno, które nazywasz swoim mózgiem!– Obelgi niczego nie zmienią, Juliuszu – rzekł niewzruszony Pałka.– Wiesz, co mówi Księga.Pod żadnym pozorem nie wolno nam dopuścić do ujawnienia Sił Krasnoludzkich.Masz do dyspozycji jedno zatrzymanie czasu, a potem.Porucznik nie dokończył wypowiedzi.Nie musiał.– Wiem, co mówi Księga – odciął się Bulwa.– Po prostu wolałbym, żebyś nie przejawiał takiej beztroski.Gdybym cię nie znał, powiedziałbym, że w twoich żyłach płynie ludzka krew.– Wypraszam sobie – nadął się Pałka.– Wykonuję po prostu swoją pracę.– No dobrze, przepraszam – ustąpił komendant.Rzadko kto słyszał to słowo z ust Bulwy, ale tym razem komendant rzeczywiście bardzo obraził rozmówcę.Butler siedział przy monitorach.– Jest coś? – zapytał Artemis.Służący aż podskoczył; nie słyszał, kiedy jego miody pan wszedł do pokoju.– Nie, nic.Raz czy drugi wydawało mi się, że widzę jakiś błysk, ale okazało się, że to nic takiego.– Nic to nic – oznajmił Artemis zagadkowo.– Skorzystaj z nowej kamery.Butler skinął głową.Nie dalej jak w zeszłym miesiącu panicz Fowl nabył przez Internet kamerę filmową – dwa tysiące klatek na sekundę, najnowszy produkt Industrial Light and Magie, przeznaczony do kręcenia filmów przyrodniczych, skrzydeł kolibra i temu podobnych, przetwarzający obrazy wielokrotnie szybciej niż ludzkie oko.Została zainstalowana za cherubinkiem nad głównym wejściem.Służący uruchomił konsolę.– Gdzie?– Spróbuj w alei.Mam przeczucie, że nasi goście są już w drodze.Masywne palce służącego z trudem manipulowały joystickiem wielkości wykałaczki.Na monitorze ukazał się obraz na żywo.– Nic – mruknął Butler.– Cicho jak w grobowcu.Artemis puknął w konsolę.– Zatrzymaj obraz.Butler omal nie zakwestionował polecenia.Omal
[ Pobierz całość w formacie PDF ]