[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wygląda na to, że kolizja jest pewna.Lepiejoddalcie się od miejsca katastrofy, bo możecie wpaść w cholerne tarapaty.Austin podjął szybką decyzję.Wskazał kontenerowiec i krzyknął przez ramię do Zavali:–Platforma wiertnicza utknęła! Wchodzimy!Joe wyciągnął uniesiony kciuk i przesunął gładko rumpel, żeby przybliżyć ponton do statku na odległość kilku metrów.Sztuczna fala przybo-ju wzdłuż kadłuba jeszcze raz poderwała do góry małą łódź.Utrzymywał ponton na szczycie wodnej ściany niczym hawajski surfer, dopóki nie znalazł się o krok przed drabinką sznurową.Drabinka splątała się z linami bezpieczeństwa, które wisiały po obu jej stronach.Zavala dał pełne obroty silnika i podszedł do kontenerowca pod małym kątem.Kiedy łódź przechyliła się na bok jak żaglówka, obaj rzucili się na drugą burtę.Ponton sunął na fali, aż dotarł do drabinki, obijającej się o kadłub statku.Austin czuł się jak łosoś płynący pod prąd, gdy łódź pląsała po wzburzonej wodzie.Mając wreszcie drabinkę w zasięgu ręki, zaklinował stopy między dnem a burtami pontonu, ściągnął kamizelkę ratunkową i uniósł się w półprzysiadzie.Potrzebował pełnej swobody ruchów, a kamizelka niewiele by mu pomogła, gdyby spieprzył sprawę.Wiedział, że będzie miał tylko jedną szansę, i jeśli chybi, wyląduje w morzu, zostanie porwany w tył przez wodę przepływającą wzdłuż kadłuba i prawdopodobnie zmielony przez śrubę statku.Poczuł, że łódź się oddala od kontenerowca, sięgnął w górę i zabrakło mu kilku centymetrów.Wychylał się poza dziób i chwytał rękami powietrze.Odległość między jego dłońmi a dolnym końcem drabinki rosła.Potem nagle zmalała i złapał się najniższego szczebla jak akrobata w locie.Kiedy zacisnął palce na szczeblu, Zavala odpłynął od kontenerowca, żeby uniknąć wywrotki pontonu.Kurt zadyndał na końcu drabinki, sięgnął po omacku w górę i chwycił się następnego szczebla.Stopień z twardej gumy był mokry i śliski, Austin omal go nie puścił, gdy fala omyła go w pasie i pociągnęła w dół, ale utrzymał się na drabince i wspiął wyżej.Drabinkę ustabilizował trochę ciężar jego ciała, ale dwie liny nadal obracały się swobodnie.O mało nie spadł, kiedy zawadził ręką o stalowy kadłub.Wrażenie było takie, jakby zanurzył knykcie w kwasie.Ale nie miał wyboru – musiał zignorować ból i wspinać się wyżej.71Zadarł głowę, żeby zobaczyć, jak daleko jest od schodni, i widok dodał mu otuchy – pokonał już połowę drabinki.Jeszcze tylko kilka szczebli dzieliło go od małego pomostu u dołu metalowych stopni.Złapał się paru następnych szczebli, podciągnął wyżej i znów spojrzał w górę.Ktoś na niego patrzył między dwoma cienkimi metalowymi słupkami, które wystawały pionowo z pokładu, żeby wchodzący po drabince mieli się czego przytrzymać.Potargany ciemnoskóry mężczyzna pokazywał w szerokim uśmiechu rzadkie zęby.Twarz zniknęła i za burtę wychyliło się ramię, a w zaciśniętej dłoni tkwił nóż.Długie ostrze zaczęło przecinać drabinkę sznurową.–Hej! – zawołał Kurt z braku lepszego słowa.Ręka się zawahała, lecz za moment wróciła do pracy i szybko przecięłajeden splot.Drabinka opadła, Austin uderzył w kadłub z takim impetem, że omal nie puścił szczebla.Utrzymał się na stopniu i znów spojrzał w górę.–O, cholera – mruknął.Nóż przecinał drugi splot.Sięgnął po linę bezpieczeństwa, powiewającą na wietrze.Złapał jąobiema rękami, gdy ostrze noża przeszło przez drugi splot drabinki sznurowej.Spadła do morza i natychmiast zniknęła z widoku.Kurt uderzył o burtę statku jak serce dzwonu, w oczach zawirowały mu gwiazdy.Starał się rozpaczliwie nie stracić przytomności, świadomy tego, że jedno pociągnięcie noża może odciąć linę, co oznaczało pewną śmierć.Sięgnął w górę, chwycił się dolnego stopnia schodni i wciągnął pod pomost, gdzie miał nadzieję być niewidoczny dla człowieka z nożem.Pozostał tam przez chwilę.Kiedy już nie mógł się dłużej utrzymać, podciągnął się na pomost i wpełzł na czworakach po stopniach aż do otworu w relingu.Skoczył niezdarnie na pokład w postawie obronnej i odetchnął z ulgą.Nikt się na niego nie czaił w zasadzce.Pomachał do Zavali, który płynął pontonem równolegle do kontenerowca.Joe odpowiedział takim samym gestem.W krótkofalówce zatrzeszczał zdenerwowany głos kapitana Dawe'a:–Jesteś cały, Kurt? Austin czuł się jak świeżo zmielony hamburger, ale zapewnił:–Wszystko gra, kapitanie.Jestem na statku.Ile mam czasu?–Jesteś jakieś pięć mil od platformy.Będziesz musiał zdążyć zatrzymać statek albo skręcić.Austin wystartował sprintem do nadbudowy na rufie, ale zatrzymał się.Spomiędzy stosów kontenerów dochodził przeraźliwy krzyk kobiety.7212Carina odzyskała przytomność zaledwie kilka minut przed pojawieniem się Austina na pokładzie statku.Powrót do świata żywych miał pewne minusy – głowa jej pękała, niewyraźnie widziała i czuła mdłości.Ból i niewygoda nie pozwalały znów zapaść się w nicość i zorientowała się, że nadal jest w kontenerze, wciśnięta między skrzynie.Ręce miała skrępowane mocno za plecami; bandyci w pośpiechu nie związali jej nóg.Dzięki sile woli i dobrej formie fizycznej, którą zawdzięczała godzinom ćwiczeń w sali gimnastycznej UNESCO, zdołała się obrócić na brzuch.Napinając mięśnie z całej siły, podniosła się do pozycji klęczącej.Kręciło jej się w głowie, ale odczekawszy chwilę, stanęła na chwiejnych nogach, potem podeszła tyłem do skrzyni i zaczęła trzeć taśmą samoprzylepną na nadgarstkach o drewniany narożnik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]