[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie odkaszlnął nerwowo.- Mam jeszcze ostatnie pytanie - powiedział, wciąż nie ważąc się podnieść wzroku.- Kto będzie na tym przyjęciu?Topaz wyswobodziła się z objęć żołnierza.Policzki jej płonęły.Dysząc lekko, poprawiła sobie włosy i napierśnik.- Nazywam ich milliardaires affamés, głodni miliarderzy - odrzekła.- Dostojnicy z całego cesarstwa: kupcy, prawnicy, dowódcy wojskowi; ludzie, którzy poza bogactwem mają jedną cechę wspólną: za wszelką cenę pragną stać się jeszcze bogatsi.To niezwykłe: Agata mieszka tu zaledwie od trzech lat, ale w tym mieście słynącym ze swego snobizmu ani jedna osoba nie zainteresowała się, kim jest ani skąd przybyła.Po prostu zjawiła się pewnego dnia z wozami pełnymi złota.Upodobała sobie wielką posiadłość na Palatynie, tuż obok pałacu cesarza.Stary arystokrata, który mieszkał tam od dziesiątków lat, nie chciał pozbywać się domu, ale wciąż podwyższała ofertę, aż wreszcie się wyprowadził.- Ale dlaczego nikt jej o nic nie zapytał? - zdziwił się Jake.Nic nie mógł poradzić na to, że Agata Zeldt tak go intrygowała.- Bo jest najbogatsza z nich wszystkich; bogatsza niż sam czart, jak mawiają - wycedziła Topaz, patrząc posępnie przed siebie.- Nie tylko bogatsza; także o wiele bardziej okrutna.- Spojrzała na kapłankę w białych szatach, roznoszącą wśród chorych chleb i wodę.- Pora już na mnie, muszę wracać.Ruszyła naprzód, prowadząc Jake’a i Lucjusza z powrotem do wyjścia.Nagle zatrzymała się, odpięła złoty wisiorek zdobiący jej szyję i podeszła do chłopaka bez nogi, który wcześniej przyciągnął uwagę Jake’a.Mówiąc coś łagodnie, opuściła wisiorek na jego drżącą dłoń i zamknęła mu palce wokół podarku.Wróciła do swoich towarzyszy i razem wyszli ze świątyni.Topaz pożegnała się śpiesznie.- Tylko pamiętajcie! - zawołała, odchodząc.- Nie znacie mnie.Założyła hełm i pobiegła przez most Fabrycjusza w stronę miasta.Minęło kolejne pół godziny, nim Charlie pojawił się w umówionym miejscu.Jake szybko zdał mu relację ze spotkania z Topaz, opowiadając o publicznym morderstwie i pokazując otrzymane od niej pergaminy.- Znam tę willę z moich badań; jedna z najbardziej okazałych w całym mieście - skomentował Charlie, studiując mapę.- Ma nawet własny ministadion.Wracajmy do biura, musimy przygotować plan.Tylko ostrzegam, że lokal nie był wykorzystywany przez dłuższy czas i roi się w nim od robactwa.Nathan wciąż sprząta.Powiódł ich przez bramę, a potem labiryntem uliczek, aż dotarli do wielkiego placu otoczonego wspaniałymi budowlami.- Forum Romanum - oznajmił Charlie.- Pępek cesarstwa rzymskiego.Ośrodek prawa i władzy.Jake i Lucjusz rozejrzeli się wokół.Niektóre budynki były niskie i rozłożyste, inne wznosiły się wysoko ponad placem, ale wszystkie wybudowano z tego samego niezniszczalnego białego marmuru, który był znakiem rozpoznawczym Rzymu.Ujrzeli wielu bogato odzianych ludzi.Niemal wszyscy nosili togi, równie białe i nieskazitelne jak gmachy wokół nich.- Tamto wzgórze to Palatyn - poinformował ich Charlie, wskazując na strome wzniesienie, na którym widniały kolejne piętra wspaniałych domostw.- Tam właśnie mieszka Agata Zeldt.Fascynująca ciekawostka: słowo „pałac” w istocie pochodzi od nazwy „Palatyn” - dodał.- Po drugiej stronie widzicie budynek senatu, Curia Iulia, wybudowany przez Juliusza Cezara w czterdziestym czwartym roku przed naszą erą, kiedy był u szczytu swojej potęgi.Senatorzy spotykają się tutaj, by radzić i stanowić prawa.Niezwykle jest pomyśleć, że to model wszystkich przyszłych parlamentów.Jake spojrzał w drugą stronę i zaskoczony stwierdził, że budynek należy do najmniej okazałych - zwykła klockowata budowla z dwuspadowym dachem i trzema dużymi oknami nad portykiem.Posiedzenie właśnie się skończyło i po stopniach spłynął potok żywo dyskutujących senatorów w białych togach.Obok siedziby senatu stała długa dwukondygnacyjna budowla z charakterystycznego czerwonego kamienia, poprzedzona szeregiem tabernae - małych sklepików, handlujących głównie srebrem, złotem i cyną.- To bazylika Emiliusza - powiedział Charlie, prowadząc chłopców przez wąskie wejście.Jake zauważył mężczyznę o przygarbionych plecach i ściągniętej twarzy, w skupieniu układającego małe bryłki złota na szalce wagi.Wnętrze było przestronne i chłodne niczym w katedrze.- Rzymska bazylika to takie pomniejszone forum - wyjaśnił Charlie i szerokim gestem pokazał na ludzi rozsianych po głównej nawie.- Wszyscy tu przychodzą.- Zaczął wyliczać, wyciągając rękę w stronę kolejnych grup.- Lichwiarze, prawnicy, bankierzy, handlarze, politycy, ludzie rozmaitych profesji załatwiają tu różne interesy.To istny dom wariatów i dlatego biuro zlokalizowano właśnie tutaj.Poprowadził Jake’a i Lucjusza do cienistej niszy między dwoma filarami.Sprawdził, czy nikt ich nie obserwuje, a potem delikatnie nacisnął stopą kamienny bloczek u podstawy jednej z kolumn.Jake przyjrzał się kamieniowi i dostrzegł niewyraźny symbol, który natychmiast rozpoznał: klepsydra z trzema wirującymi wokół planetami - godło Straży Historii.Sekundę później coś kliknęło i segment ściany się uchylił.Charlie skinął na pozostałych i wkroczył w ciemną przestrzeń.Wpuściwszy kolegów, wyjrzał jeszcze raz na zewnątrz, po czym zamknął za sobą wejście.Nikt w bazylice nie zauważył ich zniknięcia.Jake rozejrzał się ciekawie.Przejście do biura przypomniało mu moment jego pierwszego wkroczenia w niezwykły świat strażników historii - przez ukryte schody pod Monumentem w Londynie.Te schody także prowadziły spiralnie w głąb ziemi, a na ścianach pysznili się cesarze, walczyły armie i maszerowały parady (choć przedstawione techniką mozaiki, nie malarską), od których widoku Jake’a przeszywał dreszcz niespokojnego oczekiwania.- Powiedziałeś, że biuro nie było używane przez dłuższy czas - zwrócił się do Charliego, tak aby nie usłyszał go Lucjusz.- Dlaczego? Nikt tam nie pracuje?- Przekonasz się, że im dalej cofasz się w czasie, tym mniej lokalnych agentów pracuje w biurach - szepnął Charlie.- Te miejsca to bardziej coś w rodzaju schronów niż prawdziwe przedstawicielstwa.Ma to związek z ograniczoną liczbą ludzi zdolnych do podróżowania w głąb historii.U stóp schodów stanęli przed kolejnymi drzwiami ukrytymi w ścianie.Charlie zapukał w specjalny sposób.- Charlie? - odezwał się głos z drugiej strony.- Tak, to ja.Szczęknął zamek i drzwi się otworzyły.- Znaleźliście ją? Przyszła w końcu? - spytał od razu Nathan, patrząc to na Jake’a, to na Lucjusza.Miał na sobie fartuch, a w dłoni dzierżył miotełkę do kurzu.- Topaz żyje i ma się dobrze - oświadczył Charlie.- Mamy zadanie na dzisiejszy wieczór.- Dobra robota, chłopaki.Wybornie! - ucieszył się Nathan.Jake wstąpił do przestronnej komnaty.Wyglądała przyjaźnie i jakby znajomo; ze ścianami wyłożonymi ciemnym drewnem i stołami pełnymi map i globusów kompletnie nie pasowała do surowych marmurów miasta, które pozostało na górze.Były tu regały z półkami uginającymi się od książek z wszelkich epok oraz dwa piętrowe łóżka.Jake powtórzył historię spotkania z Topaz.Nathan słuchał z żywym zainteresowaniem, zadając pytania i bacznie studiując mapy, które od niej dostali.Kiedy Jake skończył, Charlie wskazał mu łóżko w rogu pokoju.- Możesz wziąć tamtą pryczę obok posągu Okeanosa poskramiającego fale.Jake z radością posłuchał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]