[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy człowiek się w nim znajdzie, zachowuje się odruchowo i działa automatycznie, mając umysł pochłonięty zupełnie czymś innym.W takim właśnie stanie był Pitt, gdy o wpół do dwunastej opuszczał muzeum i George’a Papaaloa.Był zakłopotany.Próby oceny sytuacji przy aktualnym poziomie jego wiedzy były praktycznie niemoliwe.Nie potrafił dopasować do siebie kawałków tej łamigłówki.Był tak głęboko pogrąony w myślach, e o mało nie przeoczył starej cięarówki marki Dodge, która parkowała przed muzeum niedaleko Cobry i ruszyła w ślad za nim, trzymając się jednak w pewnej odległości.Dodge przystawał, skręcał i jechał dokładnie z tą samą szybkością co Pitt.Zapewne nie zwróciłby na niego uwagi lub uznałby śledzenie za objaw własnej wyobraźni (zaczynał widzieć za kadymfalochronem agentów w długich płaszczach i nasuniętych na oczy kapeluszach) gdyby nie to, e w zamyśleniu przeoczył zakręt i musiał objechać cały kwartał, by wrócić na drogę prowadzącą do portu.To, e Dodge powtórzył wiernie wszystkie jego manewry, starając się utrzymać przez cały czas w takiej samej odległości, nie mogło być sprawą przypadku.Dirk skręcił ponownie, patrząc w lusterko wsteczne i dodał nieco gazu.Cięarówka wyłoniła się zza zakrętu.Kierowca Dodge’a widząc większą ni dotąd odległość dzielącą go od Cobry, przyspieszył, osiągnął stały dystans i zwolnił.Pitt przejechał dwie mile, przemykając się przez zatłoczone ulice i skręcił na Mount Tantalos Drive.Droga wznosiła się cały czas, wijąc się wokół góry serpentyną.Z kadym kolejnym zakrętem Pitt minimalnie dodawał gazu.Z satysfakcją stwierdził, e wóz trzyma się środka drogi, jakby jechał po szynach niezalenie od faktu, e zakręty stawały się coraz ostrzejsze.Cięarówka jechała zygzakiem, a kierowca rozpaczliwie wyrównywał kierownicą siłę odśrodkową, próbując trzymać się środka jezdni.Nagle kula roztrzaskała boczne lusterko Cobry.Wytrąciło to Pitta z równowagi, choć powinien się czegoś podobnego spodziewać.śarty się skończyły.Stało się jasne, e prześladowca chce go zabić.Pitt wcisnął pedał gazu i odskoczył na bezpieczną odległość, dochodząc powoli do siebie.“Skurwiel uywa tłumika” – zaklął w myślach.Popełnił błąd, wyjedając z miasta – na ulicy pełnej ludzi tamten nie odwayłby się uyć broni.Pozostało tylko jedno – wrócić do Honolulu, zanim facet nauczy się lepiej strzelać.Na policję nie naleało liczyć: miała ona tę dziwną właściwość, e nigdy nie było jej w pobliu wtedy, kiedy była naprawdę potrzebna.Rozwaania przerwało mu kolejne spojrzenie w lusterko i następna niespodzianka – cięarówka była o dziesięć jardów od tylnego zderzaka Cobry.Wóz taki jak ten Dodge określa się mianem “jeleń”.Numer jest znany i w niektórych rejonach Stanów dość popularny, zwłaszcza wśród młodziey.Bierze się stary, poobijany wóz i montuje w nim potęny, nowysilnik o znacznej rezerwie mocy.Następnie udaje się na poszukiwania jelenia skłonnego się ścigać.Kiedy znajdzie się kogoś naiwnego w nowiutkim Ferrari czy Lamborghini, dochodzi do zakładu.Tamten jest pewien, e wygra.Zamiast gotówki ma jednak głupią minę, widząc, jak zdezelowany grat przeciwnika zostawia za sobą kilkadziesiąt jardów spalonej gumy i znika na horyzoncie wraz z jego pieniędzmi.Dorastając w Newport Beach w Kalifornii, Pitt kilkakrotnie obserwował taki numer; teraz ktoś zrobił mu to samo.Tylko tym razem nie chodziło o pieniądze; stawka była wysza.Droga dotarta do mającego dwa tysiące stóp wysokości szczytu, przez milę biegła poziomo i serią ostrych zakrętów zaczęła schodzić w dół, ku miastu.Prosty odcinek przejechali z prędkością siedemdziesięciu pięciu mil na godzinę.Pitt skulił się w ciasnym wnętrzu, by stanowić jak najmniejszy cel.Kierowca cięarówki starał się zmniejszyć dzielącą ich odległość.W końcu mu się to udało.Zjechał na środek drogi i zrównał się z samochodem Dirka.Pitt zerknął przez boczne okno.Ujrzał uśmiechniętą twarz kierowcy okoloną długimi, czarnymi włosami i poznaczoną śladami ospy.Trwało to moment, ale obraz szczerbatego uśmiechu, którego był adresatem, pozostał w jego pamięci na zawsze.Był w idealnej pozycji, by jedną kulą zakończyć całą zabawę.Miał ze sobą doskonały pistolet, ale nie mógł go uyć.Nie był w stanie dosięgnąć broni, choć odległość nie przekraczała dziesięciu cali.Moe jakiś cyrkowy akrobata, człowiek bez kości, dodatkowo o wzroście karta, złoyłby się we dwoje i chwycił Mausera, ale dla Pitta z jego sześcioma stopami i trzema calami wzrostu było to niemoliwe w tak ciasnym wnętrzu.Mógł oczywiście zatrzymać się, wysiąść, pochylić się, chwycić pakunek zza siedzenia, odwinąć ręcznik, wyjąć broń z kabury, odbezpieczyć i strzelić.Doskonałe wyjście mające tylko jeden minus: czas trwania tej operacji.Cięarówka była zbyt blisko i ospowaty kierowca miałby dość czasu, aby zatrzymać wóz i zrobić mu pięć dziur w brzuchu, zanim Pitt zdąyłby rozwinąć ręcznik.Na końcu prostego odcinka droga ostro skręcała w lewo.Zakrętudekorowany był ółtą tablicą z czarnym napisem: Zwolnij do 20.Pitt pokonał go, mając na liczniku pięćdziesiąt pięć na godzinę.Cięarówka przy tej szybkości nie była w stanie przezwycięyć siły odśrodkowej.Została nieco z tyłu, lecz jej kierowca na prostej znów zwiększył szybkość.Pitt kolejno odrzucał wszystkie pomysły, które przelatywały mu przez głowę.Jedne były niewykonalne, inne samobójcze.Przy hamowaniu przed kolejnym zakrętem coś mu zaświtało: obserwując uwanie lusterko, powoli dodawał gazu.Dodge powoli zaczął się z nim zrównywać.Fakt, e kierowca nie próbował strzelać, był pocieszający, ale i tak zamiary przeciwnika były jasne: chciał zepchnąć Pitta na strome pobocze opadające kilkaset stóp do leącej niej doliny.Do następnego zakrętu zostało jeszcze dwieście jardów.Dirk utrzymywał stalą szybkość.Szara cięarówka powoli zbliała się do lewego błotnika Cobry.Wystarczyłby jeden silny skręt kierownicy, by samochód Pitta runął w dół.Mając przed sobą jedynie sto jardów prostej, Dirk nacisnął gaz do oporu i po sekundzie gwałtownie zahamował.Manewr zaskoczył kierowcę cięarówki.Widząc, e ofiara nagle się oddala, dodał gazu, by dopaść Cobrę na zakręcie.Było jednak za późno.Nie przestając hamować, Pitt zredukował biegi i rzucił samochód w ostry skręt.Opony piszczały, trąc o asfalt, ale udało mu się wyjść cało na kolejną prostą.Rzut oka w lusterko ukazał pustą drogę z tyłu.Dodge zniknął.Zwolnił, pozwalając rozpędowi i sile grawitacji nieść wóz przez następne pół mili.Nadal nie widział pogoni.Zawrócił i pojechał w górę, gotów do kolejnego skrętu o sto osiemdziesiąt stopni na wypadek, gdyby Dodge nagle wychylił się zza zakrętu.Droga wcią pozostawała pusta.Dojechał do zakrętu, zatrzymał wóz i podszedł do skraju urwiska.Daleko na zboczu na tropikalnych krzewach osiadał wolno kurz.Na samym dole, u podstawy stoku leały szczątki szarego Dodge’a z wyrwanym i potrzaskanym silnikiem.Nigdzie natomiast nie było widać kierowcy.Pitt prawie zaprzestał poszukiwań, gdy przypadkiem spojrzał na słup telefoniczny stojący o około stu stóp w lewo od wraku.Widok był przeraający
[ Pobierz całość w formacie PDF ]