[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obejrzał ją od stóp do głów, jej potargane włosy i rozmazany makijaż, wymięte ubranie i chwiejny krok.Wiedziała, co o niej myślał, i miała ochotę się schować, zwinąć w kłębek na chodniku i wyć, aż do jego odejścia.–Cześć.– wykrztusiła.Wsunął ręce do kieszeni i rozejrzał się wokół.Na schodach, parę budynków dalej, niewielka grupka wyrostków podawała sobie skręta.W panującej wokół ciszy ich śmiech brzmiał jak bluźnierstwo.–Terrible, proszę, pozwól mi wytłumaczyć.Pokręcił głową.–Powiedziałaś mu coś?–Co? Ja…–O… o tym, gdzie cię wtedy zabrałem.Powiedziałaś o tym Slobagowi?Katie.Pokręciła głową tak gorliwie, że poczuła, jak mózg uderza o jej czaszkę.–Nie! Nie.Obiecuję.Nic nie… To nie tak, nie…–Jeśli mu coś powiesz, zabiję cię – zagroził.Jego głos był tak szorstki, że ledwo go rozpoznała.– Kapujesz? Nie kłamię.–Nic nie mówiłam.Nigdy bym nie…–Nie interesuje mnie to.Musiałem cię ostrzec.Żebyś wiedziała.Zanim zdołała się powstrzymać, z jej ust wydobył się szloch, przebijając się przez jej odrętwiały umysł.–Proszę, możemy pogadać? Mogę ci wszystko wyjaśnić.Gapił się na nią przez długą chwilę, jakby widział ją pierwszy raz w życiu.Może tak było.Ból w piersiach robił się nieznośny.Pomyślała, że będzie musiała wyciąć serce, by się go pozbyć.Odwrócił się, żeby odejść i wtedy coś przyszło jej do głowy.Musiała się czegoś dowiedzieć.–Terrible.Powiedziałeś Bumpowi?Zatrzymał się, ale nie odwrócił.Pokręcił głową.Olbrzymie, gorące łzy poleciały po jej policzku, po szyi, zmywając ostatnie ślady ust Merritta.–Dzięki.–Nie zrobiłem tego dla ciebie.– Zerknął na nią, a w blasku latami wyraźnie dostrzegła każdy siniak i bliznę na jego pobrużdżonym profilu.– Myślisz, że chcę, żeby wiedział, jak spieprzyłem sprawę? Mówiłem że można ci zaufać.Zwłaszcza że wie… Że ja… – Pokręcił głową, – Nie zrobiłem tego dla ciebie.–Nie kłamałam.– Nie mogła przestać mówić.Myślała, że jeśli mu wszystko wytłumaczy, przekona go żeby jej znowu zaufał.Żeby znowu był jej przyjacielem.Żeby znowu jej pragnął, już się nie bała.Życie z nim nie byłoby straszne.Ale bez niego, znowu sama…To zmroziło jej rozcieńczoną alkoholem krew.– Wtedy, na moście, nie kłamałam.–Cholera, Chess.Nie jestem taki mądry jak ty.Ale wiem, kiedy ktoś mnie wykorzystuje, jasne?–Terrible, nie jesteś gł…–Nie.Pomożesz nam, kiedy znajdziemy ten dom duchów.Myślę, że to rozgryziesz.Zwłaszcza że to pomoże twojemu chłopakowi.Potem… nie chcę cię widzieć.Między nami wszystko skończone, jasne? Nie ma nic.Odszedł, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.***Obudziła się zaplątana w kołdrę, jakby wokół niej owinął się wąż, pocąc się i trzęsąc na wymiętym łóżku.Czuła się tak, jakby zamiast spać, stoczyła jakąś walkę.Bolała ją głowa.I mięśnie.Czuła się brudna, zmęczona i stara.Tak stara, jakby żyła co najmniej sto lat, a nie dwadzieścia cztery.Jakby wszystkie dobre rzeczy, które miały jej się przytrafić, już się wydarzyły.A teraz czekała ją tylko śmierć.Nie podnosząc się z łóżka, przygotowała sobie kreskę na podrapanym stoliku, który stał obok.Wciągnęła ją, żałując, że nie może otępić umysłu równie skutecznie, jak nosa i zatok.A tak, musiała się zadowolić fałszywym spokojem pigułek, czterech małych białych przyjaciółek, gotowych ją ukoić.Gapiła się na ślady wilgoci na obskurnym suficie, aż w końcu jej żołądek się uspokoił, a umysł spowiła mgła.Potem wstała.Wzięła prysznic, zmywając z siebie zapach Merritta.Ubrała się.Udawała, że to zwyczajny dzień, jak każdy inny.Jakby nie spieprzyła sprawy, nie zawiodła ludzi, na których jej zależało, i nie schrzaniła tych wszystkich dobrych rzeczy, które ją czekały.Jakby nie rozpięła poprzedniej nocy spodni, gdy była z Lexe’a.Miała zadanie do wykonania.Musiała oszukać Kościół i zamknąć sprawę nawiedzenia u Pyle’ów.Starszy Griffin osobiście powierzył jej to zadanie.A ona go zawiodła, tak jak wszystkich, którzy jej zaufali.No dobra, jak tę jedną osobę, która jej zaufała.Wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze, wdzięczna speedowi za sztuczny błysk w oku.Nadal miała pracę, którą powinna wykonać.Nawet jeśli musiała kogoś okłamać, przynajmniej to jej zostało.Czas z tym skończyć.Wypełnić formularze, oddać je, a potem wrócić do domu i zakopać się w łóżku na resztę dnia.Albo do końca tygodnia.Albo do końca życia.Samochód wrzeszczał na nią w drodze do Kościoła, dzwoniąc szybami i przypominając o zdezelowanym silniku.Znowu padał śnieg, pokrywając ulice białym puchem, przez co zrobiły się śliskie i niebezpieczne.Nie zwolniła.Może spowoduje wypadek? Straci kontrolę, wjedzie w jakąś ścianę i wszystko się skończy.Nic z tego.Dojechała do Kościoła w ekspresowym tempie, zamiatając tyłem samochodu na boki i parkując w poprzek na dwóch miejscach.Mimo mrozu, cienki, drażniący strumień potu po speedzie spływał po jej plecach.Wiatr sprawiał, że jej twarz przypominała obrany ze skórki pomidor.Bała się, że kiedy dotknie policzków, zaczną krwawić.Nagle zatrzymała się na środku szerokiego korytarza.Serce zaczęło jej mocniej bić, gdy zdała sobie sprawę z tego, co chce zrobić.Miała zamiar okłamać Kościół.Naprawdę okłamać.Nie tak, jak oszukiwała każdego dnia, udając, że jest taka sama jak inni.Chodziło o prawdziwy przekręt.Taki, który miał ich kosztować kupę forsy.Chciała krzyczeć, biegać w koło, rzucać ławkami i robić dziury w ścianach.Miała tego dość.Była jedynie częścią czyjejś układanki, kawałkiem mebla, przesuwanym tam, gdzie akurat pasowało.Była od tego silniejsza, twardsza.Potrafili sprawić, że nienawidziła siebie i że w siebie wątpiła, ale nie mogli jej odebrać najgłębszych instynktów.Przetrwa, i zrobi to wszystko, żeby za jakiś czas powiedzieć im wszystkim, by szli do diabła.Teraz zagra według reguł Fletchera, ale nigdy więcej nie dopuści do takiej sytuacji.Otworzyła drzwi do gabinetu Starszego Griffina i wmaszerowała do środka z wysoko uniesioną głową, żeby zgłosić nawiedzenie.Zastała go zgarbionego przy biurku.Włosy sterczały mu na wszystkie strony, a oczy były podkrążone i nie miało to nic wspólnego z kościelnym ceremoniałem.–Cesario – powiedział.– Jak się czujesz?Co się z nim działo? Za każdym razem, gdy go widziała, wyglądał coraz gorzej, jakby coś go zjadało od środka.–Bardzo dobrze, proszę pana – wykrztusiła w końcu.–Zakładam, że przyszłaś w sprawie Olivera Fletchera – rzekł.– Widziałem, że prosiłaś o jego akta.Nie wiem… jak mam cię przeprosić.Myśleliśmy, że skoro jego zaangażowanie w wydarzenia u Pyle’ów jest marginalne…Westchnął i pokręcił głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]