[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chosé mył ręce i obserwował ją spod oka.Wszyscy spod oka obserwowali jego.- Proszę pani, więc jeszcze raz, ale serio… - zagadał Krauz.- Powiedziała pani, że się pani nazywa…- Nina Pechová.- A matka pani…- Nina Pechová, dentystka w Malackách.- A ojciec pani…- Jozef Fischer i pracuje tu, w wydziale zabójstw.Chosému mydło wyleciało z ręki, stuknęło o umywalkę i upadło na dywan.- Jest pani pewna?- Tak.Mama wreszcie mi to wyznała.- I przyszła pani…- Żeby mu powiedzieć, że nie musi się obawiać, nic od niego nie chcę, mama też nie, ale chciałabym mu spojrzeć w oczy… tatusiowi.Pracuje tutaj czy nie?Chosé wytarł ręce i usiadł za stołem.Zauważyła go, zmierzyła wzrokiem, jej wzrok spoczął na czarnych włosach i hiszpańskich wąsikach.Wstała, podeszła bliżej i zmrużyła oczy.- Mama mi opisała pana tylko raz, ale… - przyglądała się pozostałym - takiego tu nie ma… prócz pana.Jozef Fischer, prawda?- Jestem, proszę pani.- Nina.- Jestem Jozef Fischer, ale z tym ojcostwem na razie nie będziemy przesadzać.Może gdyby mi pani najpierw wyjaśniła kilka rzeczy… Proszę usiąść!- Teraz zostawimy was samych - zaproponował Burger i wstał.- Nie, nie! Tylko nie to! Ten dowcip musi mieć jakąś pointę, jesteście jej ciekawi tak samo jak ja, więc proszę, żebyście zostali i zaświadczyli, że na końcu się śmiałem i jej nie stłukłem, jak z pewnością będzie twierdzić w sądzie…- Nie będę.Uśmieję się razem z panem.Jeśli dotychczas pana po sądach nie włóczyła moja mama, to ja na pewno nie będę.Może ją pan pamięta, siedemnaście lat temu zaczynała jako dentystka w przychodni tu za rogiem, a kwatery mieli pod górę, na Drevenej.Miała pokój na pierwszym piętrze w rogu i raz wyskoczył pan stamtąd oknem, gdy kierownik z portierką robili wieczorny kipisz.Skręcił pan nogę w kostce, a mama bandażowała pana w parku na ławce i śmialiście się z tego jeszcze przez tydzień.Mama… była wtedy brunetką, wzrostu prawie metr osiemdziesiąt, a gdyby nie te zęby, na pewno zostałaby modelką.Proszę… - I podała mu fotografię.Chosé zeszytwniał.Wgapiał się w fotografię.W zamyśleniu gładził się po wąsikach.Nina rozparła się swobodnie.Pierwszy nie wytrzymał Krauz.Parsknął i obiema dłońmi zakrył usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem.Burgerowi to się nie udało i roześmiał się na całe gardło.Kuky zwalił się na krześle i tłukł pięściami w uda.Jedynie Váňa zachował elegancję, dokładnie posmarował kromkę serem, położył na to plaster szynki, a na wierzch natkę pietruszki, i z uśmiechem podał gościowi.- Panno Fischerówna, bardzo proszę, z pełnym żołądkiem lepiej niż z pustym zawierać znajomości.Nie tylko z chłopakiem, ale i z tatusiem.Panienka grzecznie podziękowała, uśmiechnęła się i z wdziękiem nadgryzła.- Ale chwileczkę, chwileczkę! W co tu się bawicie?! Jaka panna Fischerówna?! A… czy moglibyście łaskawie się wynieść? - warknął Chosé.- Już nie, już za późno - zaprotestował Burger.- Chcemy to widzieć do końca!Chosé tylko zazgrzytał zębami i spojrzał spode łba na dziewczynę.- Ile masz lat?- Szesnaście, uczę się tu w liceum medycznym.Mama nigdy nie wyszła za mąż, a ten debil, co z nami mieszkał, tylko ją tłukł, wymyślał od ku… i wrzeszczał, bo był chorobliwie zazdrosny, a gdy się go pozbyłyśmy, mama już więcej nie chciała.Zaczekała, aż zdam do liceum, i powiedziała mi wszystko.- Wysłała cię do mnie?- Nie, nie wie, że tu jestem.Znaczy musiałam jej obiecać, że nigdy do pana nie pójdę.- No to umiesz dotrzymywać obietnic!- Byłam ciekawa.Nie musi pan się bać, my niczego nie potrzebujemy i nie będziemy panu zawracać głowy.Chciałam tylko zobaczyć na własne oczy, czy naprawdę taki z pana przystojniak, jak mama opisywała.Skończyła jeść, Váňa podał jej serwetkę.Wytarła palce, odwróciła się i brawurowo wrzuciła ją do kosza.- Trochę gram w koszykówkę.- Wstała i zwróciła się do Kukiego: - A teraz mógłby pan odprowadzić mnie na dół, skoro mnie pan tu przyprowadził… Audiencja ewidentnie się skończyła.Stała pośrodku kancelarii.Wszystkie oczy ją hipnotyzowały.Na szesnaście lat była niezwykle rozwinięta, wysoka i szczupła, w golfie wypchanym tam, gdzie powinien.Włosy czarne jak węgiel spadały jej aż na plecy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]