[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Łóżko! – krzyknęła przeraźliwie Amelia.Chwyciłem za krawędź łóżka i przesunąłem je na prawo.Widok, jaki ujrzałem, ogłuszył mnie i odrzucił dwa kroki wstecz, a potem jeszcze krok.Przywarłem plecami do ściany.Pot oblał mnie od stóp do głów.Dygotałem na całym ciele i chrząkałem raz po raz, usiłując pozbyć się nieprzyjemnego ucisku w gardle.Byłem jak człowiek, który znalazł się nagle tuż nad krawędzią przepaści, tyle że to, co zobaczyłem, było bardziej przerażające niż najgłębsza czeluść.To była wiekuista otchłań.W podłodze pod łóżkiem znajdował się rów, wąski jak świeżo wykopana mogiła.Grób ten był czarny jak noc, straszliwie zimny i wydawał się w ogóle nie mieć dna.Nie miałem pojęcia, dokąd prowadził.Dalej, w dół, przez podłogę, przez pokój piętro niżej, kolejny pokój oraz dziesiątki i setki tysięcy metrów w głąb twardego, skalistego podłoża? Jakże to mogło być?Ostry lodowaty wiatr wiał z czeluści, zawodząc prawie niedosłyszalnie.Nie był to prawdziwy wiatr; raczej jego echo.Istnienie takiej dziury nie mieściło się w mojej wyobraźni, ale nie starałem się za bardzo tego zrozumieć.Zwróciłem się do Amelii z zapytaniem:–Co to jest? Co to, u diabła, może być?Otworzyła oczy.–To są drzwi – odparła po prostu.–Drzwi? Dokąd?–Drzwi, które ktoś otworzył, a potem zapomniał zamknąć.Albo nie chciał zamknąć.–Ale co jest tam w dole? Dokąd te drzwi prowadzą?Amelia stała dłuższą chwilę pochylona nad przepaścią uważając, aby się zbytnio nie zbliżać do jej krawędzi.Włosy z tyłu miała rozwiane.Wskazywałoby to, że z czeluści otwartego grobu wiał wiatr – autentyczny bądź też wyimaginowany.–To zastanawiające – rzekła prostując plecy.– To naprawdę zastanawiające.Jest to jeden z największych kraterów, jakie w życiu widziałam.–Szszsz – odezwała się Karen.– Chyba słyszę windę.Spojrzałem w czarną otchłań.–Zetknęłaś się kiedyś z czymś takim? – zapytałem Amelię.–Oczywiście.I to nie raz.Zazwyczaj są one jednak bardzo, bardzo małe.Jak kałuża lub odprysk rozbitego szkła.Mogą być jak lustro lub miniaturowy obrazek.Czasami jak okna.Można spotkać je na każdym kroku.Na ulicy, na wsi, wszędzie, gdzie tylko rzucisz okiem.Pozwalają nam wniknąć spojrzeniem do świata duchów i odwrotnie; dla duchów są dobrym polem obserwacji naszej rzeczywistości.–A więc… te okna… te drzwi… spełniają podwójne zadanie? – zapytałem ją.–Tak jest.Są lepsze niż telewizja, lepsze niż książki.Jeśli okno jest stale otwarte, możesz obserwować cudze życie rok po roku.Spojrzałem w dół w czarną zimną otchłań.–Tam w dole nie ma nikogo, tak mi się przynajmniej na razie wydaje.–Nie wiem, co jest tam na dole – odparła Amelia.– Kiedy ostatni raz widziałam taką dziurę, była wielkości łepka od szpilki.Nigdy nie zetknęłam się z otworem o takich rozmiarach.–Co więc mamy robić? – zapytałem.–Nie wiem.To przekracza możliwości mojej oceny.Moim zdaniem, chodzi tu o działalność na szerszą skalę.Duchy, które ją podjęły, są potężne, wytrwałe i wytrzymałe.Kryje się w tym oczywiście jakiś cel, ale nie wiem jaki.W tym momencie usłyszałem w zamku zgrzyt zapasowego klucza.Karen krzyknęła: – Harry! – i cofnęła się w głąb pokoju.Za uchylonymi drzwiami, które przytrzymywał żelazny łańcuch, rozległ się rozwścieczony głos:–Co się dzieje? Kto tam jest? To prywatna własność.Jeśli nie otworzycie, wezwę policję!–O Boże, to Rheiner Kuternoga – rzekłem.– Trzeba się będzie niechlubnie wycofać.–Harry – odezwała się Amelia – musimy dowiedzieć się, skąd się wzięła ta dziura, dokąd prowadzi, co to jest?–Kto tam jest w środku? – ryczał pan Rheiner.– Jeśli nie otworzycie drzwi, wyłamię je, a wówczas będziecie mieli za swoje!–Co robić? – zapytała przerażona Karen.–Zagramy w otwarte karty – odparłem.– Wpuścimy pana Rheinera, pokażemy mu dziurę i powiemy, co zamierzamy zrobić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]