[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwiadowca po dawnemu kroczył na przedzie, a gdy odeszli już dość daleko od swych prześladowców, zwolnił kroku.Szedł teraz ostrożniej i z większym namysłem niż dnia poprzedniego, bo nie znał otaczającej go puszczy.Często przystawał i naradzał się z Mohikanami, przy czym wskazywał na księżyc lub uważnie badał korę drzew.W czasie tych krótkich postojów Heyward i siostry wyostrzonym przez lęk słuchem usiłowali złowić jakiś dźwięk, który by powiedział im coś o wrogu.W tych chwilach wydawało im się, że olbrzymia puszcza przed nimi śpi wiecznym snem.Z jej głębi nie dochodził najmniejszy dźwięk z wyjątkiem odległego i ledwie uchwytnego szmeru strumienia.Ptaki, zwierzęta i ludzie — jeżeli oczywiście w tej części dziewiczej puszczy byli jacyś ludzie — jakby spali po społu.Ale szmer strumyka, mimo że słaby i niewyraźny, rozwiał wahania przewodników.Cicho i tym razem szybko ruszyli w tamtą stronę.Po dojściu do brzegów potoku Sokole Oko przystanął jeszcze raz i zdjąwszy z nóg mokasyny polecił Heywardowi i Dawidowi zrobić to samo.Potem wszedł w wodę, a za nim weszli wszyscy i prawie godzinę szli korytem rzeczułki, nie zostawiając po sobie żadnych śladów.Księżyc już się ukrył za wielkimi, czarnymi chmurami, groźnie zbierającymi się na wschodzie horyzontu, kiedy wyszli z krętego i płytkiego strumienia i znów wydostali się na dość jasną i piaszczystą, lecz zalesioną równinę.Tu zwiadowca czuł się już jak w domu: szedł naprzód tak pewnie i szybko, jak człowiek, który dobrze wie, co robi.Wkrótce ścieżka poczęła się wspinać i podróżni spostrzegli, że pasmo górskie po obu ich stronach zbliżyło się do nich i że lada chwila wejdą w wąwóz.Nagle Sokole Oko przystanął, zaczekał, aż jego towarzysze dołączą się do niego, i powiedział głosem zniżonym do szeptu, który w ciszy i mroku tego miejsca dodawał jeszcze większej powagi jego słowom:— Nie trudno znać przejścia w puszczy i odnajdywać w niej „lizawki" oraz strumyki — mówił — ale któż na widok tego miejsca odważyłby się twierdzić, że potężna armia śpi między tymi cichymi drzewami wśród nagich gór!— A więc jesteśmy już niedaleko fortu William Henry? — zapytał Heyward zbliżając się do zwiadowcy.— Musimy jeszcze przejść długą i uciążliwą ścieżkę, a największa trudność w tym, gdzie i kiedy na nią wejść.Patrz pan — ciągnął wskazując mały staw między drzewami, w którego cichej wodzie odbijały się gwiazdy — to jest „krwawy staw".Jestem na terenie, który nie tylko schodziłem wzdłuż i wszerz, ale na którym walczyłem z wrogiem przez cały dzień bez przerwy.— Pod tym więc zwierciadłem ponurej i zamarłej wody kryje się grób mężnych ludzi, poległych w boju! Mówiono mi o tym stawie, ale nigdy tu nie byłem.— Trzy bitwy w ciągu jednego dnia stoczyliśmy z tym francuskim Niemcem[27] — ciągnął Sokole Oko, idąc raczej za własnymi myślami niż odpowiadając na uwagę Duncana.— Mężnie nas powitał, gdy wyszliśmy z obozu, aby zaskoczyć go w marszu.Rozproszył nas i jak tropionego zwierza popędził przez wąwóz aż na brzegi Horicanu.Tam zebraliśmy się znowu za zasiekami i pod dowództwem sir Williama, który właśnie za ten czyn dostał tytuł lorda, stawiliśmy mu czoło, dobrze płacąc za hańbę tego ranka! W tym dniu setki Francuzów po raz ostatni oglądało słońce i nawet ich wódz, Dieskau, wpadł w nasze ręce.Był tak nafaszerowany i poszarpany ołowiem, że później musiał wrócić do ojczyzny jako zupełny inwalida.— Był to dzień chwały! — z młodzieńczym zapałem zawołał Heyward.— Wieść o zwycięstwie szybko dotarła do nas, do naszej południowej armii.— Tak, ale na tym się nie skończyło.Na rozkaz samego sir Williama major Effingham polecił mi obejść pozycję Francuzów, przejść płaskowyż i zanieść wiadomość o ich klęsce do fortu nad brzegiem Hudsonu.Właśnie na tym miejscu, gdzie widzi pan te strzeliste drzewa na wzgórku, napotkałem oddział, który szedł nam na pomoc.Zaprowadziłem go tam, gdzie Francuzi, którym nawet się nie śniło, że jeszcze nie koniec ich krwawego trudu, właśnie się posilali.— I zaskoczyliście ich?— Tak, jeżeli śmierć może zaskoczyć ludzi myślących jedynie o zaspokojeniu swego apetytu.Ostro wsiedliśmy na nich, bo i oni mocno nas przycisnęli tego ranka, a wśród nas mało kto nie stracił przez nich krewnych lub przyjaciół.Kiedy już wszystko było skończone, powrzucaliśmy poległych — a niektórzy twierdzą, że i umierających — do tego stawu.Na własne oczy widziałem jego wody tak czerwone od krwi, jak żadna woda na świecie.— Jest to odpowiedni i chyba spokojny grób dla żołnierza.Długo wojował pan na tej granicy?— Ja? — zapytał zwiadowca prostując się z żołnierską dumą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]