[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po prostu okazały się one niepotrzebne w sytuacji wycofania się państwa z działalności inwestycyjnej i z utopijnego obowiązku zapewnienia mieszkań wszystkim obywatelom.W rezultacie w ciągu krótkiego czasu możliwości realizacyjne krajowego przemysłu budowlanego na dziesiątki lat ograniczone zostały z powrotem do poziomu osiągniętego już w drugiej połowie lat pięćdziesiątych.Konsekwentnie zlikwidowano też wszelkie państwowe biura projektowe, kombinaty budowlane i dyrekcje inwestycji miejskich.Od VI.1959 r.zatrudniony zostałem dodatkowo przez DBOR-KM na 1/2 etatu na stanowisku Głównego Inspektora d/s Specjalnych.Tak było w umowie.Faktycznie to głównie prowadziłem sprawy koordynacji, konsultacji, opiniowania spraw, związanych ze wzajemną współpracą pomiędzy MBSiPB, gdzie aktualnie pracowałem i DBOR-KM, gdzie pracowałem przedtem na pełnym etacie.Taki, częściowo, jakby ciąg dalszy poprzedniej pracy.Byłem też w tym czasie członkiem Komisji d/s Uprzemysłowienia, koordynującej i podejmującej zasadnicze decyzje w zakresie wdrażania uprzemysłowionych metod budownictwa ogólnomiejskiego w Krakowie.Komisja skupiała po jednym przedstawicielu głównych przedsiębiorstw wykonawczych, zakładów prefabrykacji, biur projektowych i inwestora miejskiego.Ja pełniłem w niej funkcję sekretarza i reprezentowałem równocześnie inwestora DBOR-KM i biuro projektowe MBSiPB.Biuro projektowe, w którym pracowałem, zlokalizowane było w rejonie Parku Jordana i oddalone od mego miejsca zamieszkania w Nowej Hucie o około 9 kilometrów.Dojeżdżałem do pracy tramwajem, tracąc 40 minut na przejazd w jedną stronę.Ale urozmaicałem sobie przejazd czytaniem książeczek z serii „Tygrys”, które specjalizowały się w różnych sensacyjnych tematach.Między innymi zawierały opisy wielkich bitew w historii ludzkości, a mnie takie pisane militaria zawsze interesowały.W tych „tygryskach” obok wojen Aleksandra Macedońskiego, Hannibala, Napoleona I, najszerzej prezentowane były wielkie bitwy na froncie radziecko-niemieckim z okresu II wojny światowej.Wiele z tych opowieści było autorstwa L.Moczulskiego.Rano i po południu, w czasie przejazdów do i z pracy, tramwaje były zawsze zatłoczone.Wszak praktycznie wszyscy gdzieś pracowali.Bardzo dużo mieszkańców Nowej Huty pracowało wtedy też w Krakowie, mimo, że miasto NH budowane było tylko dla obsługi kombinatu hutniczego.Jechałem prawie z końcowego przystanku, ale nie zajmowałem miejsca siedzącego, stawałem jedynie w takim miejscu, aby mieć możliwość swobodnego czytania „tygrysków”, nawet w dużym tłoku.Pomimo uciążliwości przejazdów, nie raz nie mogłem się doczekać na kolejny przejazd, a właściwie na dalszy ciąg czytanych historyjek, bo pilnowałem zasady czytania jedynie w czasie jazdy tramwajem.Jednakże po kilku miesiącach moje biuro przeniosło się do nowozbudowanych, solidnych baraków przy ulicy I.Daszyńskiego.Było to nieco bliżej do Nowej Huty, zaś zupełnie bliziutko od mieszkania mojej nowej sympatii.Bowiem nareszcie zamiast błądzić uczuciami po odległych Łodziach czy Kielcach, zakotwiczyłem je w Krakowie.Moja urocza sympatia miała na imię Kasia i była, i jest, ode mnie o 11 lat młodsza.Pracowała wtedy w szacownej instytucji na stanowisku inspektora d/s nieletnich.Praca ta bardzo ją absorbowała, wiązała się z nocnymi dyżurami, dużą odpowiedzialnością i pewnym niebezpieczeństwem.Bo nieletni wykolejeńcy w każdej epoce są agresywni i niedostosowani do otaczającego ich świata.Mama Kasi nie pracowała już od kilku lat, a jedynie prowadziła gospodarstwo domowe.Korzystałem z tego faktu i często zachodziłem na pyszne i na pewno zbyt obfite obiadki.Po kilkunastu latach stołowania się w restauracjach i barach, miałem próbkę domowej kuchni.Ojciec, przedwojenny zawodowy oficer w randze majora, służący w II Batalionie Budowy Mostów w Legionowie, zginął w czasie wojny w Katyniu.Kasia nie pamiętała go już zupełnie, bo w 1939 r.miała zaledwie dwa latka.Tego lata, chyba po raz pierwszy, nie pojechałem na żadne wczasy.Za to z Kasią wiele błądziliśmy po Krakowie, byliśmy w Zakopanem, Ojcowie.Raz, odwożąc ją do jej domu, nie miałem przy sobie pieniędzy na zapłacenie taksówki.Pożyczyłem więc od niej 500 złotych w jednym banknocie, jaki akurat posiadała przy sobie.Na drugi dzień zapomniałem jednakże oddać pożyczkę, jak to zwykle bywa przy małych kwotach.Wreszcie zdobyłem się na odwagę i oświadczyłem się.Chyba to było w czasie spektaklu w teatrze, ale dokładnie już nie pamiętam.Oświadczyny zostały przyjęte i za kilka miesięcy odbył się nasz ślub i wesele.Świadkami byli dwaj moi bardzo sympatyczni koledzy T.Cieślak i B.Rzymek z działu dokumentacji DBOR-KM.Po ślubie cywilnym był obiad dla proszonych gości w historycznym „Wierzynku”.Zaś w dniu następnym, po ślubie kościelnym, odbyło się przyjęcie weselne w małym 2-izbowym mieszkaniu mamy Kasi.Było około 20 osób, głównie rodzina Kasi.Z mojej strony przyjechała mama z Kępna i siostra z mężem z Wrocławia.Było szumnie i wesoło, zaś ja zapewne za dużo tańczyłem i za dużo wypiłem alkoholu.Byłem prawie pijany, gdy w nocy odprowadzałem, wraz z Kasią, część gości na postój taksówek i sami mieliśmy jechać do mojej garsoniery w Nowej Hucie.Bezmyślnie wsadziłem lewą nogę między pręty stalowej kraty studzienki przypiwnicznej i nie mogłem jej wyciągnąć.Potem, na kilka dni, noga opuchła i miałem trudności z chodzeniem.W niewiele dni po ślubie żona przypomniała mi, że swego czasu pożyczyłem od niej, lecz nie oddałem 500 złociszów.Dla niej i jej mamy była to znaczna suma i miały przez kilka dni finansowe problemy, bo było akurat na końcówce miesiąca.Zaniemówiłem na chwilę, wreszcie wystękałem przytomnie, że będę spłacać tę pożyczkę do końca swego życia.No i faktycznie spłacam ją, z należnym oprocentowaniem, już ponad 40 lat.WŁASNA RODZINAŚmierć teściowej * Zakopane i Karpacz * Obrona krzyża * Aneks do s-pni mieszkaniowej * Urodziny syna * Pralka i wózek * Zjazd rodzinnyPo zawarciu małżeństwa zegar życia zaczął odmierzać mi obok „czasu pracy” również „czas rodziny”.Nazajutrz po ślubie obydwoje z żoną wróciliśmy do swej pracy zawodowej, którą kontynuowaliśmy bez najmniejszego uszczerbku dla prowadzonych spraw przez Kasię i projektów architektonicznych, opracowywanych przeze mnie.Mieliśmy teraz dwa mieszkania: jednopokojową kawalerkę w Nowej Hucie i dwuizbowe mieszkanko mamy Kasi na Grzegórzkach w Krakowie.Oczywiście oba były zbyt małe jako przyszłe rodzinne mieszkanie i wkrótce daliśmy ogłoszenie do lokalnej „Gazety Krakowskiej” z ofertą zamiany ich na jedno większe.Tymczasem korzystaliśmy z obu, lecz głównie z mieszkania krakowskiego, z którego było bardzo blisko do naszych miejsc pracy.Gospodarstwem domowym, zakupami, gotowaniem posiłków, utrzymaniem porządków w mieszkaniu zajmowała się mama Kasi.Robiła to wszystko, a zwłaszcza gotowała, wspaniale.Mieliśmy w związku z tym po pracy jeszcze sporo wolnego czasu na spacery, kino, teatr itp.Likwidując powoli swą nowohucka kawalerkę przewiozłem do mieszkania krakowskiego duży kilim na ścianę, radio z adapterem, stojak z półeczkami na kwiaty i oczywiście również większość swych osobistych rzeczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]