[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Udało mu się przełożyć jedną nogę przez pętlę utworzoną ze skutych rąk, ale najwidoczniej nie potrafił przeciągnąć drugiej, by mieć ręce z przodu.Leżał na wyłożonej płytkami podłodze z rękami skrępowanymi między nogami.Jego widok przywodził Boschowi na myśl pięciolatka usiłującego zapanować nad pęcherzem.- Za chwilę skończymy, agencie Maxwell - zapewnił go Bosch.Maxwell nie odpowiedział.Z kuchni Bosch wyszedł tylnymi drzwiami na taras i do ogrodu.Światło dzienne zmieniło perspektywę.Zobaczył, że ogród jest położony na zboczu wzniesienia, na którym w czterech rzędach rosły krzewy różane.Niektóre kwitły, niektóre nie.Część z nich wspierała się na palikach, do których doczepiono tabliczki z nazwą odmiany.Bosch podszedł bliżej, obejrzał kilka krzewów, a potem wrócił do domu.Przekręciwszy klucz w zamku, przeszedł przez kuchnię i otworzył następne drzwi, które jak pamiętał, prowadziły do garażu.Wzdłuż tylnej ściany ciągnął się szereg szafek.Bosch otwierał wszystkie po kolei i przeglądał zawartość.Były w nich głównie narzędzia ogrodnicze i sprzęt użytku domowego, a także kilka worków z nawozem i preparatami odżywczymi do hodowli róż.W garażu stał kubeł na śmieci na kółkach.Bosch otworzył go i znalazł w środku plastikowy worek.Wyciągnął go, rozluźnił tasiemkę, którą worek był związany, i zobaczył, że są w nim tylko kuchenne odpadki.Na wierzchu leżała garść zmiętych ręczników papierowych z fioletowymi plamami.Wyglądały, jak gdyby ktoś starł nimi rozlany płyn.Bosch powąchał jeden ręcznik i wyczuł woń soku winogronowego.Wrzuciwszy śmieci z powrotem do kubła, Bosch wyszedł z garażu i w kuchni natknął się na swojego partnera.- Próbuje się uwolnić - poinformował go Ferras, mając na myśli Maxwella.- Niech próbuje.Skończyłeś z biurkiem?- Prawie.Zastanawiałem się, gdzie jesteś.- Idź skończyć i spadamy stąd.Po wyjściu Ferrasa Bosch sprawdził szafki kuchenne i spiżarnię, oglądając dokładnie wszystkie produkty i zapasy na półkach.Następnie poszedł do łazienki dla gości w korytarzu i spojrzał na miejsce, skąd zebrano popiół z papierosa.Na białej ceramicznej pokrywie spłuczki widniało brązowe odbarwienie długości połowy papierosa.Z zaciekawieniem wpatrywał się w ślad.Nie palił od siedmiu lat, ale nie pamiętał, by kiedykolwiek zdarzyło mu się zostawić w ten sposób papierosa.Gdyby go wypalił, wrzuciłby niedopałek do toalety i spuścił wodę.Nie miał wątpliwości, że ktoś zapomniał o tym papierosie.Skończywszy przeszukanie domu, cofnął się do salonu i zawołał do partnera:- Ignacio, jesteś gotowy? Wychodzimy.Maxwell nadal leżał na podłodze, lecz wyglądał na zmęczonego bezowocną szamotaniną i pogodzonego z losem.- Niech was szlag! - krzyknął w końcu.- Rozkujcie mnie! Bosch zbliżył się do niego.- Gdzie masz kluczyk? - zapytał.- W marynarce.W lewej kieszeni.Bosch pochylił się i wsunął dłoń do kieszeni agenta.Wyciągnął pęk kluczy i po chwili odnalazł wśród nich kluczyk do kajdanek.Chwycił łańcuch łączący obrączki kajdanek i pociągnął, by włożyć kluczyk.Nie silił się na delikatność.- Bądź grzeczny, kiedy to zrobię - poradził.- Grzeczny? Kurwa, skopię ci tyłek!Bosch puścił łańcuch i ręce Maxwella wylądowały na podłodze.- Co ty wyprawiasz? - wrzasnął Maxwell.- Rozkuj mnie!- Dam ci radę, Cliff.Gdy następnym razem zagrozisz, że skopiesz mi tyłek, bądź łaskaw zaczekać, aż cię uwolnię.Bosch wyprostował się i cisnął klucze na drugi koniec pokoju.- Sam się rozkuj.Bosch skierował się do wyjścia.Ferras już wychodził.Zamykając drzwi, Bosch rzucił okiem na Maxwella rozciągniętego na podłodze.Agent, z twarzą czerwoną jak znak stopu, wyrzucił z siebie ostatnią pogróżkę.- To nie koniec, gnojku.- Świetnie.Bosch zamknął drzwi.Podchodząc do samochodu, spojrzał ponad dachem na swojego partnera.Ferras wyglądał na równie upokorzonego jak niektórzy z podejrzanych, których przewozili z tyłu.- Głowa do góry - powiedział Bosch.Wsiadając za kierownicę, wyobraził sobie agenta FBI czołgającego się w swoim eleganckim garniturze po podłodze salonu, by wziąć klucze.I twarz rozjaśniła mu się w uśmiechu.12W drodze ze wzgórza na autostradę Ferras milczał.Bosch odgadł, że rozmyśla o groźbie, jaka zawisła nad karierą młodego, obiecującego detektywa z powodu działań jego starego i lekkomyślnego partnera.Bosch próbował wciągnąć go w rozmowę.- No i klapa - powiedział.- Nic nie mam.Znalazłeś coś w gabinecie?- Niewiele.Pokazywałem ci, komputer zniknął.W jego głosie brzmiał ponury ton.- A w biurku? - pytał Bosch.- Było prawie puste.W jednej szufladzie trzymali zeznania podatkowe i tego typu papiery.W innej znalazłem umowę powiernictwa.Ich dom, nieruchomość inwestycyjna w Laguna, polisy ubezpieczeniowe i tak dalej są w zarządzie powierniczym [ Pobierz całość w formacie PDF ]