[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Ciągle zapominam, jak się nazywa.I co, przekonałam cię?!– Dzień dobry, panie Lee – przywitał się uprzejmie Butt-Krillach.Ojciec Vanessy uważnie popatrzył na wiszącego mu przed twarzą Hubaksisa.Potem przeniósł wzrok na okropnego stwora, przypominającego połączenie bulteriera, makaka i kosmity.Stwór uśmiechał się przyjaźnie, prezentując około dwustu ostrych kłów.Vanessa okropnie się bała, że ojciec zacznie krzyczeć albo zrobi coś nieprzewidywalnego, ale on tylko stał i patrzył.Przez całe życie Mao był niezwykle trzeźwo myślącym człowiekiem.Nie wierzył w UFO, w yeti ani w duchy.Nigdy nie czytał brukowców i nie lubił fantastyki.Ale właśnie ze względu na trzeźwość myślenia nie wątpił w to, co widział na własne oczy.A teraz widział dwa stworzenia niepodobne do niczego, co widywał do tej pory.Dlatego uwierzył Vanessie.– Wydaje mi się, że gdzieś już widziałem to stworzenie.– wymamrotał w zamyśleniu, patrząc na Butt-Krillacha.Pomyślał jeszcze przez chwilę, a potem powiedział zdecydowanym głosem:– A więc tak, córeczko! Biegnij do mamy i nie puszczaj jej.no, tam gdzie mówiliście.A ja tymczasem porozmawiam z tym młodym człowiekiem.– On nie jest.– Tak, już zrozumiałem, że nie jest żadnym twoim narzeczonym – przerwał jej ojciec.– Nie to! Chodzi mi o to, że on wcale nie jest młody.Jest starszy od ciebie, tato!– Jak to? – zdziwił się Mao.– Dobrze, sami dojdziemy co i jak.No już, biegnij szybko.– Co mam jej powiedzieć? – Vanessa odwróciła się już w drzwiach.– Coś wymyślisz.Nieźle ci to wychodzi.Van pomknęła po schodach, przeklinając w duchu samą siebie.Zupełnie nie miała ochoty zostawiać ojca sam na sam z Kreolem – zdążyła się już przekonać, że sumeryjski mag za grosz nie potrafi kłamać.Do tego poważnie obawiała się, że po rozmowie ojciec zażąda, aby natychmiast opuściła ten dom.A wcale tego nie chciała.Zdążyła już przyzwyczaić się do wstrętnego, a jednocześnie na swój sposób sympatycznego Hubaksisa, do pełnego pychy burczenia Huberta, do naiwnie chytrego Butt-Krillacha.A na samą myśl o tym, że mogłaby już nigdy więcej nie zobaczyć szarych oczu Kreola miała ochotę wyć ze smutku.Chociaż do tego ostatniego nie chciała przyznać się nawet przed sobą.Agnes Lee wraz z trzema innymi kobietami siedziała w salonie przy dużym stole, popijając kawę.Vanessa rozpoznała jedną – była to Margaret, żona jąkającego się mężczyzny, który opowiedział jej legendę o nawiedzonym strychu.Spotkanie z nią nie wróżyło niczego dobrego.Druga paniusia przypominała poduszkę – była niska i gruba, z tłustą, dobroduszną twarzą.Trzecia wydała się Vanessie głupawa – patrzyła nieobecnym wzrokiem i co chwila wzdychała.– Witaj dziecino poznaj panią Foresmith panią Anderson i pannę Wilson to nasze sąsiadki zaprosiłam je na zwiedzanie waszego ślicznego domu opowiedziały mi taką historię o nim czy wiedziałaś jakie plotki krążą o waszym strychu?– Strychu? – Van udała zdziwienie.– A co z nim jest nie tak?– Czyżby pani nie słyszała jakie krążą pogłoski? – odezwała się ta podobna do poduszki.– O potworze na strychu?– Mój mąż opowiadał o tym, czyżby pani zapomniała? – Margaret badawczo wpatrywała się w Van.– Ach, ta głupia historia! – zaśmiała się Vanessa nieszczerze.– Bzdura! Wyważyliśmy drzwi od razu pierwszego dnia – nie było tam nic, oprócz sterty starych ubrań!– Zupełnie nic? – „Poduszeczka” była wyraźnie zawiedziona.– Dobrze się rozejrzeliście?– Mogłybyśmy popatrzeć? – domagała się Margaret.– Lepiej nie – szybko odpowiedziała Vanessa.– Widzicie panie, tam.tam są bardzo kiepskie podłogi.Wystarczy jeden nieostrożny krok, żeby się zapaść.I w ogóle na razie lepiej nie chodzić, gdzie nie potrzeba – nie sprawdziliśmy jeszcze wszystkiego.– Szkoda.– Margaret zacisnęła wargi.– Czy słyszeliście państwo jakieś dźwięki? – Tłuścioszka nie chciała się poddać.– Jęki, chichotanie.?– Córeczko nic nam nie mówiłaś w tym domu rzeczywiście słychać różne dźwięki nic nie słyszeliśmy – wmieszała się do rozmowy matka Van.– Żadnych dźwięków – ucięła Vanessa.– Nic.Żadnych duchów, żadnych potworów, wszystko w jak najlepszym porządku.– Tak myślałam.– Margaret pokiwała głową z zadowoleniem.– Zobaczymy, co powie Cyryl, gdy mu powiem.– Aaaaach! – odezwał się trzeci gość po raz pierwszy.– Aaaaaach! Mylicie się! Duchy istnieją! Są wśród nas! Ten dom jest pełen gości z innego świata, trzeba tylko umieć patrzeć!– Panna Wilson jest medium – wyjaśniła szeptem tłuściutka dama.– Widzi duchy, możecie to sobie wyobrazić?Vanessa mogła.Jeszcze jak mogła.Do pełni szczęścia brakowało jej jeszcze tylko szalonej paniusi, widzącej duchy!– Widzicie?! Widzicie go?! – nieoczekiwanie krzyknęła paniusia.– Jeden z nich jest tuż obok nas!– O Boże! – pisnęła przestraszona grubaska.– Ma’am, może ona mnie widzi? – rozległ się szept w uchu Vanessy.Niewidoczny urisk cały czas stał obok niej, czekając, jako dobrze wyszkolony sługa, na dalsze polecenia.– Panno Wilson.– zaczęła ostrożnie Vanessa.– A ten duch.jak wygląda?– Co za bzdury! – fuknęła Margaret.– Aaaaach! – oburzyło się medium.– Nie! On stoi tuż koło ciebie, Edno!Grubaska zapiszczała, starając się odsunąć krzesło.Siedziała naprzeciwko Van, a Hubert bez wątpienia stał koło Vanessy, więc dziewczyna odetchnęła z ulgą.Bez względu na to, co widziała panna Wilson, był to ktoś inny.– To mężczyzna.– wyjęczało medium, przymknąwszy oczy do połowy.– Ma dwadzieścia pięć lat, jest średniego wzrostu, przystojny szatyn.Ma takie smutne oczy.Czegoś od nas chce! Stara się porozmawiać z nami, ale nikt go nie słyszy!– To na pewno nie ja – wyszeptał Hubert stanowczo.– Nie przypomina też sir George’a, chociaż jego i tak tu nie ma.Ma’am, nie wydaje się pani, że ta kobieta ma halucynacje?Vanessa w milczeniu skinęła głową.– Mary, może zorganizujemy seans spirytystyczny? – zaproponowała Edna z nadzieją.– Oj, będzie tak ciekawie!– Całkowicie się zgadzam to powinno być bardzo pouczające nie masz nic przeciwko córeczko?Vanessa zamyśliła się.Była już niemalże pewna, że Mary Wilson nie jest żadnym medium, pozostało jednak trochę wątpliwości.W tej właśnie chwili do pokoju weszli Kreol i jej ojciec.Mao nie miał na nosie okularów i wprost promieniował szczęściem.– Witam wszystkich! – zagrzmiał.– Witaj Mao poznaj naszych gości a gdzie są twoje okulary czyżby się potłukły trzeba znaleźć zapasowe!– Nie, nie – zaprzeczył wesoło.– Wyobraź sobie, że więcej ich nie potrzebuję! W końcu zacząłem normalnie widzieć! Miałem bardzo ciekawą rozmowę z narzeczonym – Mao specjalnie podkreślił to słowo – naszej drogiej Van, i doszedłem do wniosku, że nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego zięcia! Taki mądry, młody człowiek, taki wykształcony, taki wspaniały zawód! Jak to mówią, błogosławię was, moje dzieci!Van gwałtownie odwróciła się w stronę stojącego obok zakłopotanego Kreola i wyszeptała mu do ucha:– A ty co, poprawiłeś mu wzrok?– No, tak – wyszeptał w odpowiedzi mag.– Proste zaklęcie, nic skomplikowanego.Teraz Vanessa rozumiała, dlaczego ojciec był taki szczęśliwy [ Pobierz całość w formacie PDF ]