[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co o tym sądzisz? - Tenaj zatrzymała konia obok niego.- Cóż, w zamku najprostszym sposobem uzyskania informacji było wejście do sali jadalnej.Mało znam się na takich miejscach.- Wskazał stojące po obu stronach ulicy karczmy i oberże o niezbyt zachęcającym wyglądzie.- Myślę, że to chyba najlepsze miejsce, aby zacząć.Tenaj skinęła głową i wskazała jedną z gospód po przeciwnej stronie drogi.Przed jej drzwiami stało kilka koni uwiązanych do palików.Ogr wzruszył ramionami i ruszył w tamtym kierunku.Karczma wybrana przez Tenaj nie była gorsza od innych.W środku panował mrok, lecz od trzaskającego ognia w kominku, wielkim jak w zamku, biło ciepło.W sali znajdowało się może z dwudziestu gości, przeważnie przy barze.Stoły i krzesła w ciasnej części jadalnej były z szarego kamienia i gdy tylko Lyrralt i Tenaj usiedli na nich, ogr natychmiast zrozumiał, dlaczego palił się tak wielki ogień.Od kamienia ciągnął ziąb, który przenikał pelerynę na wylot.Ogr z ogromnym medalionem ze znakiem Hiddukela przyniósł trójce podróżnych wino.Skłonił się Lyrraltowi, mówiąc: - Jesteś mile widziany w mej gospodzie, czcigodny panie.Lyrralt natychmiast się odprężył, widząc, że trafili we właściwe miejsce.Wszyscy kupcy czcili Hiddukela, boga nieuczciwego zarobku i chciwości, lecz w obawie przed urażeniem klientów, którzy wyznawali innych bogów, niewielu czyniło to otwarcie.Lyrralt nachylił się, aby móc porozmawiać bez obaw, że zostanie podsłuchany.- Jeśli szczęście nam dopisze, wydobędę od niego potrzebne nam informacje.Tenaj pokiwała głową.- Gdybym stanęła przy kontuarze, mogłabym przysłuchiwać się rozmowom.- A ja poszukałabym innej oberży.- Khallayne upiła łyk wina i skrzywiła się.- W miarę możliwości z lepszym jedzeniem i napojami.Lyrralt pokiwał głową i gestem dłoni wezwał je bliżej.- Słuchajcie wszystkiego, co może nam zdradzić zamysły Rady.Wszystkiego.Duże zamówienie na prowiant albo zbyt przepełniona gospoda mogą oznaczać oddział wojska w drodze.I słuchajcie wszystkiego, co dotyczy Igraine’a.Co o nim sądzą tutejsi mieszkańcy? Co słyszeli?- Większość to rzemieślnicy.Znaczną część roku spędzają w podróży.Moglibyśmy od nich dowiedzieć się o jakimś miejscu do założenia osady.Inni nie posłuchają tego z radością, ale moim zdaniem nie ma już dla nas bezpiecznego miejsca w Khalkistach.- Zgadzam się - rozległ się głos za plecami Lyrralta.Lyrralt odwrócił się gwałtownie, odruchowo wsuwając dłoń pod szatę po sztylet.Jakim cudem tych dwoje, którzy patrzyli na niego z góry, zakradło się do nich niepostrzeżenie?- Kim jesteście? - spytała podejrzliwie Tenaj, również chowając dłoń pod stołem.- Nazywam się Bakrell.To moja siostra, Kaede.Nie chcieliśmy was przestraszyć.- Czekaliśmy na was - powiedziała miłym tonem ogrzyca.Brat i siostra uśmiechnęli się jednakowo i bez zaproszenia zasiedli na kamiennej ławie po obu stronach Lyrralta.Pominąwszy uśmiech, tak bardzo różnili się od siebie, że Khallayne natychmiast domyśliła się, że mieli różnych ojców.Kaede, podobnie jak Jyrbian i Lyrralt, miała cerę koloru indyga i oczy tak bladosrebrne, że prawie białe.Jej brat miał skórę barwy średniego błękitu, srebrne oczy, był niewysoki i niezbyt umięśniony.Mógłby wtopić się w każde otoczenie, od członków rodziny królewskiej do najpospolitszych kramarzy.Gdyby tylko pominąć wyraz jego twarzy.Pomimo uśmiechu przyglądał im się spod brwi z dziwną przenikliwością.Khallayne zadrżała.Odniosła wrażenie, że temperatura właśnie spadła o dziesięć stopni.- Czekaliście na nas?- Owszem.A raczej nie na was, lecz na kogoś z Takaru.Na kogoś, kto podróżuje z lordem Igraine’em.Słyszeliśmy.o wielu sprawach.- Chcieliśmy dowiedzieć się więcej.- Głos Kaede był równie pogodny i uroczy, jak jej brata srogi.- Chcemy.Chcemy przyłączyć się do was.Jesteście na ustach wszystkich [ Pobierz całość w formacie PDF ]