[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chcę się im przyjrzeć przed spotkaniem z Duke'em.- Nie wpadniesz tu? Przy okazji mógłbyś przynieść mi duży kubek gorą-cej kawy.Quinn uśmiechnął się lekko.Berlińska zima dawała się Orlando we znaki.- Prześlij zdjęcia.Kawę przyniesie ci Nate.- Nienawidzę cię.- Już mi to mówiłaś.Rozdział 18Duke zajechał przed hotel mercedesem C320, dziesięć minut spóźniony.- Quinn, jak miło cię widzieć - powiedział.- Nic się nie zmieniłeś - odrzekł z uśmiechem Quinn.Nie musiał kłamać.Odkąd widzieli się ostatni raz, grubasnie zrzucił ani kilograma.Duke roześmiał się i ruszyli.- Były jakieś kłopoty?- Najmniejszych.- Z daleka przyleciałeś?- Jak można żyć w takim klimacie? - spytał Quinn, ignorując pytanie.Duke roześmiał się jeszcze głośniej.Wtorkowe spotkanie miało odbyć się w starym, nieczynnym zakładzie wodociągowym w Neukölln.Zakład mieścił się przy Schandauer Strasse, w połowie krótkiej, brukowanej uliczki.Duke zaparkował na rogu i podał Quinnowi małą lornetkę.- Są tam jacyś ochroniarze?- Jeden z przodu, drugi z tyłu - odparł z uśmiechem Duke.Mówił chyba z jeszcze silniejszym akcentem niż przed dwoma laty.Czeskim albo słowac-TLRkim.Rozmawiali po angielsku.Quinn podejrzewał, że to jego ojczysty ję-zyk.- Ten z przodu siedzi zwykle w samochodzie przed bramą.Quinn przytknął lornetkę do oczu.I rzeczywiście, przed bramą zobaczyłzdezelowane volvo, a w nim mężczyznę czytającego gazetę.- W środku ktoś jest? - spytał.- Nie, przynajmniej według moich ustaleń.- Duke wzruszył ramionami.-Ale kto wie.Teren zakładu był otoczony wysokim na metr osiemdziesiąt ogrodzeniem z kutego żelaza.Duke twierdził, że brama otwiera się do wewnątrz i że w połowie wysokości zamontowano na niej zasuwę czy zatrzask.Sam budynek miał trzy piętra, nie licząc strychu, i był wyższy niż szerszy.Elewację wykonano z cegieł i betonu.Mniej więcej co dziewięćdziesiąt centymetrów osadzono w niej rzędy wąskich, wysokich okien.Okna miały metalowe ra-my pomalowane na niebiesko.Według Duke'a, gdyby podszedł bliżej, w cegłach zobaczyłby dziury od kul z ostatnich dni przed upadkiem Berlina podczas drugiej wojny światowej.- Nie daj się zwieść - dodał.- Pod spodem jest warstwa zbrojonego betonu.Półmetrowej grubości.- Jaki jest rozkład pomieszczeń? Przeanalizował plan, ale miał nadzieję, że Duke poda mu więcej szczegółów.Grubas wskazał południowo-zachodni róg budynku.- Tutaj.Wejście jest za rogiem.W środku do dwóch trzecich wysokości jest pusta przestrzeń, potem strych.Cztery piętra, mniej więcej dwadzieścia metrów długości, dwadzieścia szerokości.- Mnóstwo miejsca.- Kiedyś stały tam maszyny, ale już ich nie ma.Z tyłu, na południowej ścianie, są schody.Na każdym piętrze dwa pomieszczenia.Jedno małe, sześć metrów na osiem.Drugie większe, dziesięć na dwadzieścia.- Wszystkie są używane?- Nie sądzę.Pewnie tylko te na pierwszym i drugim piętrze.- Zmarszczyłczoło.- Przepraszam, zapomniałem, że jesteś Amerykaninem.Na drugim i TLRtrzecim piętrze.W Europie pierwsze piętro jest parterem, i tak dalej.Ale Quinn już wziąłna to poprawkę.- To wszystko?- Strych - dodał Duke.- Jest bardzo duży.Rozciąga się nad całym budynkiem.Ale myślę, że jest pusty, nie używany.Nie radziłbym tam chodzić.Byłem w tym budynku wiele lat temu.Ale już wtedy strop się zapadał.Jeśli nie wytrzyma, do ziemi jest kawał drogi.- A piwnice? - spytał Quinn, Grubas pokręcił głową.- W piwnicach nie byłem.Plan wskazywał tylko, że pod budynkiem znajduje się duża, pusta przestrzeń.Nic więcej.- Kiedy miałbym tam wejść?- Jeśli jesteś gotowy, najlepiej dzisiaj.Im bliżej spotkania, tym będzie trudniej.Prawda?- Dobrze - odparł Quinn.- Taki miałem plan.Jak się tam dostanę?Duke uśmiechnął się i sięgnął do kieszeni, co kosztowało go dużo wysił-ku.Po chwili w jego ręku błysnął srebrzysty klucz.- Do frontowych drzwi - powiedział.- Na szczęście Berlin jest teraz mo-im domem.- Cicho zachichotał.-Wszystkich tu znam.Skrzyknąłeś zespół?- Tak.- Mogę spytać, kto w nim jest?- Klucz - odparł Quinn.Duke podał mu klucz.- Jak się tam dostaniesz, nie wzbudzając podejrzeń ochroniarzy?- Nie twoje zmartwienie.Quinn jeszcze raz przyjrzał się budynkowi.Potem oddał lornetkę Du-ke'owi.- Napatrzyłeś się? - spytał Duke.Quinn zmrużył oczy, popatrzył jeszcze przez chwilę, w końcu kiwnąłgłową.- Chwilowo.TLRQuinn poprosił Duka, żeby podrzucił go do Charlottenburga, pod pretek-stem, że przed nocną wyprawą do wodociągów musi coś jeszcze załatwić.Ale kiedy tylko Duke odjechał, on zszedł do metra i wsiadł do pociągu ja-dącego na wschód.Wysiadł na Berliner Strasse, żeby sprawdzić, czy nikt mu nie towarzyszy.Nikogo nie zauważył.Przesiadł się na U9, pojechał na Kurfürstendamm w zachodniej części miasta, tam wysiadł i znowu sprawdził teren.Wciąż nikogo podejrzanego.Wyszedł na ulicę i prawie na pół godziny wmieszał się w tłum.Udając, że ogląda wystawy sklepowe, przez cały czas dyskretnie sprawdzał, czy nikt za nim nie idzie.Wreszcie, upewniwszy się, że jest sam, złapał taksówkę i pojechał do Mitte.Kazał taksówkarzowi stanąć dwie ulice przed hotelem i resztę drogi przeszedł piechotą.Miał klucz, więc po prostu otworzył drzwi i wszedł.Nate zerwał się z so-fy; pewnie oglądał jakiś film.Natychmiast chwycił pilota i ściszył telewizor.Orlando natomiast siedziała pochylona nad komputerem, ze wzrokiem wbitym w ekran.- Jak poszło? - Nawet na niego nie spojrzała.Złożył krótkie sprawozdanie z przejażdżki do wodociągów.- Wciąż brak związku z kipiszem - zakończył.- Powiedział coś jeszcze? Quinn pokręcił głową.- Nie.Nie słyszał, żeby ktoś wspominał o Biurze, ale jest pewny, że chodziło właśnie o Biuro, że stąd to całe zamieszanie.„Takie mam przeczucie", powiedział.- Nie wspomniał o Borku? - spytał Nate.- Nie.A ja o niego nie pytałem.Ten człowiek wzbudza przerażenie i ba-łem się, że jeśli spytam, Duke wystraszy się i zniknie.Można go lubić albo nie, ale jest nam potrzebny.-Na stoliku obok Nate'a stała butelka wody.-Pijesz to?Nate rzucił mu butelkę.- I co o tym myślisz? - spytała Orlando.Quinn wzruszył ramionami.- Lepsze to, niż zakładać, że to ślepa uliczka.Na dwoje babka wróżyła.Sęk w tym, że mamy za mało danych.-Otworzył butelkę i wypił łyk wody.TLR- Dowiedziałaś się czegoś?Orlando zastukała w klawiaturę.- Tak.Ale nie tego, czego się spodziewałam.Quinn czekał.- Krążą plotki, że Borko zniknął na dwa i pół miesiąca, bo lizał rany.- Rany?- Od kuli w ramieniu i biodrze.Robił coś dla Syryjczyków.Pewnie źle mu poszło.- Ale kto go postrzelił?- Nie wiem.Ale wiem, że w Rzymie.W ekipie sprzątającej był Zeus [ Pobierz całość w formacie PDF ]