[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiałem iść.„I stanąć po drugiej stronie bezdennej przepaści od światła.ten zmroku.".Bogowie, miejcie litość, co ja robiłem?Przestałem krążyć i stanąłem z dala od nich, i zupełnie jakbym spadł z krawędzi świata, już nie wyczuwałem ich obecności.Tylko życie czekające na mnie za portalem było prawdziwe - portal i świat za nim, który wydawał się większy niż to, co mnie otaczało.- Seyonne, co się dzieje? - Głos brzmiał jakby z dna studni.- Kto czeka?- Może powinieneś jeszcze tu zostać? Powiedzieć nam, co się z tobą dzieje.Strzeż się, głupcze! To chwila niebezpieczeństwa! Posłuchaj mnie.Z bezgraniczną wściekłością ten nowy głos wrzeszczał w mojej głowie, niszcząc mury moich zaklęć.Tak, niebezpieczeństwo.Niebezpieczeństwo nieznanej mocy Nyela.Ale i niebezpieczeństwo w moim wnętrzu.moje własne zepsucie.Ezzariańska tradycja uczyła nas, że wpuszczenie demona do własnej duszy mogło ściągnąć na nas przegraną w wojnie z demonami.Zrobiłem to i ponieśliśmy porażkę.Nie wolno mi było zignorować możliwości, że wszystkie moje odkrycia okazały się pomyłką.Nie mogę cię słuchać, powiedziałem.Czekają na mnie ważne sprawy.Muszę pamiętać.daj mi czas.musimy wiedzieć.poddaj się mi.wypuść mnie.W końcu zwyciężysz.Ta dusza jest twoja i zawsze będzie.Poddaj się.Nie mogę się poddać, odparłem.Nie mogę zaryzykować.W tym przedsięwzięciu potrzebowałem całego siebie.Będziemy pamiętać to, co konieczne, zapewniłem.Jeśli zadasz pytanie, ja znajdę odpowiedzi.Zmusiłem Denasa, by zamilkł.po raz ostatni, jak miałem nadzieję.Jeszcze tylko jedno, jedna ważna sprawa, która wyłoniła się z blaknących pozostałości mojego dawnego życia niczym klejnot wykopany w piasku.- Przekażcie Aleksandrowi, że nie chciałem go budzić dziś rano.Powiedzcie mu.moja wiara jest silniejsza niż kiedykolwiek.Wierzę, że on zmieni świat.- Seyonne, zaczekaj!- Zatrzymajcie go!Machnięciem ręki powstrzymałem ich słabe protesty.Odwróciłem się od wszystkiego, co znałem, i wszedłem do krainy, która była moim prawdziwym domem.Rozdział dwudziesty ósmyPrzeszedłem między pierwszą parą kolumn.Wściekłość w mojej głowie umilkła, jak sztorm przechodzący nad statkiem.Przygotowywałem się na atak poza okiem cyklonu.Nic.Szedłem dalej.Minąłem drugą parę filarów.Noc była ciepła i bardzo cicha.Żadnego poruszenia wiatru ani krzyku nocnego ptaka.Żadnych stworzeń biegających wśród traw.Żadnego rai-kirah, którego mógłbym wyczuć.Nade mną rozciągała się kopuła gwiazd, tak jasna, że cienie kolumn padały na biały kurz drogi niczym wyraźne prostokąty.Kiedy się zacznie? Z każdym krokiem między rzędami kolumn spodziewałem się tego.ogień, ból, walka o panowanie, przerażająca pewność opętania.Gdy minąłem bramę, między sześćdziesięcioma parami kolumn, które były odbiciem kolumn z ludzkiego świata, nie widziałem już plamy światła oznaczającej portal.Przede mną cicha okolica skąpana była w blasku gwiazd.Gaje potężnych, ulistnionych drzew wznosiły się dokoła, nieruchome w srebrzystym blasku, jakby w tej chwili ich wzrost został zatrzymany.Ostatnia para kolumn.Nadal nic.Spojrzałem na pofalowany krajobraz, lecz wszystkimi zmysłami zwróciłem się do wewnątrz.Jak mam na imię.Oczywiście Seyonne.Żadnego wahania.Żadnego zmieszania.Ile mam lat.Trzydzieści osiem.Tylko tyle?Kto jest moją rodziną? Gareth, łagodny mężczyzna, który kochał księgi, tenyddar zmuszony do pracy na polach Ezzarii, gdyż nie miał melyddy, zabity mieczem Derzhiego w dniu, w którym zostałem niewolnikiem.Joelle, Tkaczka, potężna obrończyni naszej osady w południowo-zachodniej Ezzarii, zmarła na gorączkę, gdy miałem dwanaście lat.Elen, bystra i kochająca starsza siostra, zabita w zbyt młodym wieku, gdy próbowała bronić naszej ojczyzny przed Derzhimi.Odetchnąłem, powoli i ostrożnie.Mimo że noc była ciepła, zadrżałem jak człowiek chory na febrę.Moje dłonie były mokre - od krwi, nie potu, co odkryłem, gdy rozluźniłem zaciśnięte pięści i przyjrzałem im się.Moje własne dłonie.Mogłem opowiedzieć historię każdej z blizn - zadrapanie na kostce, gdy pierwszy nóż wysunął mi się z ręki, poszarpane rozdarcie uczynione przez ostre skrzydło smoka podczas walki z demonem dawno temu, odciski na nadgarstkach od kajdan niewolnika, a teraz te krwawiące wgłębienia stworzone przez strach.Moje blizny.Moje opowieści.Moja krew.Moje.ale było też więcej.Za jeziorami i trawiastymi wzgórzami aż po horyzont rozciągał się gęsty las.Rzekę za lasem nazywano Serrhio - Rzeką Kości - ze względu na białe kamienie.Góry za rzeką zwały się Zethar Aerol, Zębami Wiatru.Droga z białego żwiru pod moimi stopami wiodła niegdyś do.dokąd? Do miasta? Nie, raczej do wioski, choć nawet nie tyle.Nie trzymaliśmy się razem, jak ludzie, ale rozrzucaliśmy nasze domy po całej okolicy, gdyż mogliśmy bez trudu podróżować - latać, jeśli zechcieliśmy - by odnaleźć to lub tego, kogo potrzebowaliśmy.My, rekkonarre, którzy uczyniliśmy tę krainę naszym domem.Znajomość tego świata nie została wyrywana z zazdrosnych rąk ani niechętnie oddana dla wspólnego celu.Również należała do mnie.Tuż nad zachodnim horyzontem lśniła konstelacja dziesięciu gwiazd, którą w czasach mojej młodości nazywaliśmy Harfiarzem - nie w czasie dorastania w Ezzarii, ale w latach spędzonych tutaj.Gwiazdy zawsze mnie fascynowały i w ciągu pięciu minut nazwałem i zlokalizowałem ich pięćdziesiąt - niebieski Carab, widoczny tylko jesienią, Elemiel, czerwony towarzysz słońca, pokazujący się jedynie o świcie i zmierzchu, i Yalagora, najjaśniejsza gwiazda na niebie, którą mógł zaćmić jedynie księżyc - większy księżyc, który oświetlał Kir'Navarrin, mój dom.Ukląkłem na krawędzi drogi i gorączkowo grzebałem w gęstej trawie, aż udało mi się wydostać garść ziemi.Zacisnąłem na niej rękę i odetchnąłem jej bogatym aromatem, przywołując głębokie pojmowanie, które powiedziało mi, że znajduję się trzy dni drogi od domu.i obudził się we mnie gniew, wypełniając moje żyły niczym wiosenne strumienie z gór.Porzucony na tak długo na ciemnym, lodowatym pustkowiu, pozbawiony kopuły gwiazd i słodko pachnącej ziemi.tak wiele utracone.ukradzione.wyrwane w ogniu i jasnyrowym dymie.Nigdy nie chciałem wierzyć, że jesteśmy związani z ciałem.nikczemnym, tchórzliwym, wiecznie głodnym ciałem.Oderwałem się od tych niewygodnych myśli, uczuć, które splotły się z moją krwią i kością.Jak się nazywam? Seyonne.Kto jest moją rodziną? Gareth.Joelle.Elen.Ysanne, która była królową.Evandiargh.Nie żyją, wszyscy oni nie żyją, prócz dziecka, które umarto dla mnie, gdyż je oddałem.i.Nie znalazłem żadnej odpowiedzi.Dobrze.Wiedza jest mi potrzebna.Nic więcej.Ale pragnąłem więcej, jak żebrak, który w końcu dociera do bramy przytułku i słyszy odgłos zapadającej sztaby.Teraz muszę jak najlepiej wykorzystać nową wiedzę i zaplanować działania; udać się do gamarandowego lasu i zbadać jego tajemnice, odnaleźć rai-kirah i dowiedzieć się, dlaczego blakną, odkryć wszystko, co pomogłoby mi zrozumieć tego, któremu mam stawić czoło.Dlaczego tylko ja zdołam uwolnić więźnia w wieży? Dlaczego byłem tak pewien, że potrafię złagodzić nienawiść Nyela, skoro tak mało wiedziałem o jej przyczynach i o jego mocy? Nie mogłem mu ufać.Jaka jest natura jego więzienia - czy to mury i gamarandowy las? Odpowiedzi, których pragnąłem, czekały na mnie - tak jak moc [ Pobierz całość w formacie PDF ]