[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Położyłem ręce na kierownicy.Palce mi się zacisnęły, jakbym kogoś dusił.Jak ja się rzuciłem, żeby masować panu Ashokowi stopy, kiedy tylko je zobaczyłem, choć wcale mnie o to nie prosił! Dlaczego czułem, że muszę się znaleźć blisko nich, dotknąć ich, masować je i przynieść im ulgę? Dlaczego?Ponieważ pragnienie usługiwania wpajano mi od urodzenia: wbijano, gwóźdź po gwoździu, do głowy, wsączano do krwi, tak jak trujące ścieki wpuszcza się w nurt Matki Gangi.Oczyma duszy ujrzałem sztywną bladą stopę przeciskającą się przez ogień.„Nie” - powiedziałem.Usiadłem w pozycji lotosu i zacząłem w kółko powtarzać „om”.Nie wiem, jak długo tak tam wtedy siedziałem, z zamkniętymi oczami i skrzyżowanymi nogami jak Budda.Do otworzenia oczu zmusiły mnie chichoty i skrobanie w szybę.Dookoła stali wszyscy kierowcy.Któryś zauważył mnie w pozycji lotosu w zamkniętym samochodzie.Gapili się na mnie jak na zwierzę w zoo.Wyplątałem się natychmiast z lotosu, wyszczerzyłem zęby w uśmiechu i wysiadłem.Powitały mnie radosne wrzaski, grzmotnięcia pięścią, poklepywania.Przyjąłem je potulnie, mamrocząc pod nosem: „Joga, tak sobie próbuję.Ciągle to pokazują w telewizji.Widzieliście?”.Kojec dla Kogutów robił swoje.Służący muszą się starać, żeby inni służący nie stali się nowatorami, eksperymentatorami, ludźmi przedsiębiorczymi.Taka jest smutna prawda, Panie Premierze.Kojec jest pilnowany od środka.Dzwoni telefon, Panie Premierze.Przepraszam.Niestety, przerwę na jakiś czas tę opowieść.Dopiero1.32, ale musimy się rozstać.Coś się wydarzyło, proszę Pana - niespodzianie.Ale na pewno wrócę.PORANEKSZÓSTYProszę mi wybaczyć tę długą przerwę, Ekscelencjo.Jest 6.20, więc nie było mnie pięć godzin.Niestety, wydarzył się incydent mogący zagrozić reputacji firmy, z którą współpracuję.Dość poważny incydent, proszę Pana.Przez który człowiek stracił życie.(Proszę mnie dobrze zrozumieć: Nie mam z tą śmiercią nic wspólnego! Ale wyjaśnię to później).Przepraszam na chwilę, włączę wentylator - wciąż się pocę, proszę Pana - usiądę na podłodze i popatrzę, jak łopatki siekają światło żyrandola.Reszta dzisiejszej opowieści to będzie głównie smutna relacja o tym, jak zostałem zdeprawowany i z sympatycznego, niewinnego wioskowego głupka stałem się zepsutym przez wielkie miasto, rozpustnym, niemoralnym niegodziwcem.Ta zmiana zaszła we mnie, bo najpierw zaszła w panuAshoku.Wrócił z Ameryki jako niewinny człowiek, ale Delhi go zdeprawowało.A skoro zdeprawowany staje się właściciel hondy city, to jak może pozostać niewinny jej kierowca?Uważałem, że znam pana Ashoka, proszę Pana.Ale tak zakładają wszyscy służący.Zmienił się, jak tylko wyjechał jego brat.Zaczął nosić czarną koszulę z niezapiętym guzikiem pod szyją i używać innych kosmetyków.- Do mailu, proszę pana?Tak.- Do którego, proszę pana? Tam gdzie jeździła pani?Ale pan Ashok nie połknął haczyka.Nie przerywając wciskania klawiszy telefonu, mruknął:- Sahara Mail, Balram.- To tam, dokąd pani lubiła jeździć, proszę pana.- Nie mów o pani w co drugim zdaniu.Siedziałem pod mailem i zastanawiałem się, co on tam robi.Na ostatnim piętrze błyskało czerwone światło - domyśliłem się, że to dyskoteka.Na ulicy stała kolejka młodych mężczyzn i kobiet, czekających, żeby się do tego czerwonego światła dostać.Miejskie dziewczyny były tak ubrane, że aż się bałem na nie patrzeć.Pan Ashok nie zabawił tam długo i wrócił sam.Odetchnąłem z ulgą.- Z powrotem do Buckingham, proszę pana?- Jeszcze nie.Zawieź mnie do hotelu Sheraton.Jadąc do centrum, zauważyłem, że tamtej nocy coś się w wyglądzie Delhi zmieniło.Czyżbym nigdy przedtem nie widział, że na chodnikach stoi tyle wymalowanych kobiet? Czyżbym nie widział, że tylu mężczyzn zatrzymuje samochody, tamując ruch, i targuje się z nimi o cenę?Zamknąłem oczy; pokręciłem głową.„Co się z tobą dzisiaj dzieje?”.W tym momencie wydarzyło się coś, co mnie wyrwało ze stanu dezorientacji, ale jednocześnie okazało się bardzo dla nas obu krępujące.Zatrzymałem samochód na światłach; przez ulicę przechodziła dziewczyna w obcisłym T-shircie, z piersiami podskakującymi jak trzy kilogramy bakłażanów w torbie na zakupy.Zerknąłem w lusterko i zobaczyłem podskakujące oczy pana Ashoka.„Aha! Mam cię, draniu!” - pomyślałem.I te oczy rozbłysły, bo zobaczył moje i pomyślał dokładnie to samo: „Aha! Mam cię, draniu!”.Wzajemnie się przyłapaliśmy.(To małe prostokątne lusterko w samochodzie, PanieJiabao - czy nikt nigdy nie zauważył, jakie jest krępujące?I że gdy oczy pana i kierowcy się w nim spotykają, ono się od czasu do czasu otwiera jak drzwi do przebieralni i nagle obaj widzą jeden drugiego nago?).Zaczerwieniłem się [ Pobierz całość w formacie PDF ]