[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– I wyszedł.– Jezu! Wiedziałem, że z lekarzami coś jest nie tak – rzucił Tom.Hendley podniósł leżącą na biurku paczkę.Było w niej dziesięć „piór”, instrukcja obsługi, plastikowa torba pełna kapsułek z gazem, dwadzieścia dużych ampułek sukcynylocholiny i garść jednorazowych strzykawek.– Brat musiał być mu naprawdę bliski.– Znałeś go? – spytał Davis.– Tak.Dobry człowiek.Zostawił żonę i trójkę dzieci.Na imię miał Bernard.Ukończył na Harvardzie Szkołę Biznesu.Inteligentny gość, bystry makler.Pracował na dziewięćdziesiątym siódmym piętrze pierwszej wieży.Zostawił po sobie duży spadek.rodzina nie musi martwić się o przyszłość.A to już coś.– Dobrze mieć Richa po swojej stronie.– Davis aż się wzdrygnął.– O, to prawda – przyznał Gerry.Pogoda była dobra, niezatłoczona droga wiodła niemal prosto na północ.Podróż powinna być przyjemna.Jednak nie była.Mustafa tyle razy musiał wysłuchiwać „Ile jeszcze?” i „Już dojeżdżamy?” od Rafiego i Zuhajra, że w końcu miał ochotę zatrzymać się i udusić obu.Może ciężko siedzieć z tyłu, ale on prowadził ten cholerny samochód! Napięcie dawało mu się we znaki.Im pewnie też.Wziął więc głęboki oddech i nakazał sobie spokój.Do końca podróży zostały niecałe cztery godziny.Co to jest! Przecież przejechali już cały kontynent! Prorok nigdy nie odbył takiej drogi, podróżując z Mekki do Medyny i z powrotem.Natychmiast odrzucił tę myśl.Jak mógł porównywać się z Mahometem? Jednego był pewien – kiedy dojadą na miejsce, weźmie kąpiel i będzie spał tak długo, jak długo się da.Za cztery godziny odpocznę, powtarzał sobie, podczas gdy Abdullah drzemał na siedzeniu obok.Campus miał własną stołówkę.Zaopatrywali się w różnych miejscach.Dziś – w delikatesach Atman’s w Baltimore.Peklowana wołowina była niezła, lecz nie aż tak dobra jak w Nowym Jorku.Ale gdyby powiedział to na głos, mógłby oberwać.Wziął kawałek mięsa i kajzerkę.Co do picia? Skoro już je nowojorski lunch, to napój gazowany o smaku śmietankowym.Do tego jednakże miejscowe chipsy Utz – mieli je nawet w Białym Domu na specjalne życzenie ojca.Teraz pewnie jedzą tam po bostońsku.Nie jest to może miasto znane z restauracji, ale w końcu w każdym znajdzie się choć jedna porządna jadłodajnia, nawet w Waszyngtonie.Zazwyczaj jadł lunch z Tonym Willsem, ale nie tym razem.Rozejrzał się więc i zauważył Dave’a Cunninghama.Siedział sam, tak jak zawsze.Jack podszedł do niego.– Cześć, Dave.Mogę się przysiąść? – spytał.– Siadaj, siadaj – serdecznie zaprosił Cunningham.– Jak tam cyferki?– Ekscytujące.Wiesz, niesamowite, jaki mamy wgląd w operacje tych europejskich banków.Gdyby Departament Sprawiedliwości miał dostęp do takich danych, toby porobili porządki.tyle że takich dowodów nie można przedstawić w sądzie.– Konstytucja bywa upierdliwa, co, Dave? Tak jak te wszystkie cholerne swobody obywatelskie.Cunningham niemal udławił się sałatką jajeczną.– Ty mi tu nie zaczynaj.FBI prowadzi wiele operacji na pograniczu prawa, zazwyczaj z powodu informatorów, ale w ramach procedur.Zwykle w ramach ugody.Nie wystarcza im nieuczciwych prawników.Mafiosom, znaczy się.– Znam od was Pata Martina.Tata często o nim mówi.– Jest szczery i bardzo inteligentny.Naprawdę powinien być sędzią.To odpowiednie stanowisko dla uczciwych prawników.– Ale niepopłatne.– Płaca Jacka w Campusie znacząco przewyższała zarobki federalne.Nieźle jak na nowicjusza.– To istotnie problem, ale.– Ale bieda nie przynosi zaszczytu, jak mawia mój tata.Bawił go pomysł obcięcia płac urzędników państwowych o jedno zero, żeby poznali, czym jest prawdziwa praca.Ostatecznie stwierdził jednak, że staliby się jeszcze bardziej przekupni.Księgowy od razu podchwycił temat.– Wiesz, Jack, zadziwiające, jak mało potrzeba, by przekupić członka Kongresu.Przez to ciężko tropić łapówki.To jak szukanie igły w stogu siana.– A co z naszymi terrorystami?– Niektórzy lubią wygodę.Wielu pochodzi z zamożnych rodzin i przywykło do luksusów.– Jak Sali.Dave skinął głową.– Kosztowny ma gust.Już sam samochód kosztuje mnóstwo pieniędzy; w dodatku jest bardzo niepraktyczny.Musi strasznie dużo palić, a w mieście takim jak Londyn ceny benzyny są dość wygórowane.– I tak przeważnie jeździ taksówkami.– Może sobie na to pozwolić.To nawet sensowne.Parkowanie w dzielnicy finansowej też musi być kosztowne, a taksówki w Londynie są dobre.– Spojrzał na Jacka.– Wiesz o tym.Wiele razy byłeś w Londynie.– No, kilka – przyznał Jack.– Miłe miasto, mili ludzie.– Nie musiał dodawać, że ochrona agentów Secret Service i miejscowych glin też na poziomie.– Jakieś przemyślenia o naszym przyjacielu Salim?– Muszę przyjrzeć się bliżej danym, ale jak już mówiłem, zachowuje się tak, jakby był w coś zamieszany.Gdyby chodziło o nowojorską mafię, powiedziałbym, że jest kandydatem na consiglieri.Jack niemal zachłysnął się napojem.– Tak wysoko stoi?– Złota zasada, Jack.Ten, kto ma złoto, ustala zasady.Sali ma dostęp do niesamowitych pieniędzy.Jego rodzina jest bogatsza, niż to sobie możesz wyobrazić.Mówimy o pięciu miliardach dolarów.– Aż tyle? – zdziwił się Ryan.– Spójrz raz jeszcze na konta, którymi uczy się zarządzać.Nie obracał więcej niż piętnastoma procentami [ Pobierz całość w formacie PDF ]